Strony

niedziela, 3 lipca 2016

"Hubalczycy" i plagiat Wańkowicza

"Kierunki" nr 16 z dn. 02.09.1956, w których ukazały się
fragmenty "Hubalczyków" Wańkowicza
"Hubalczycy" Melchiora Wańkowicza należą do tych dzieł, które szeroko spopularyzowały postać majora Hubala. Napisany na emigracji, zaraz po wojnie, reportaż ukazał się w kraju w latach pięćdziesiątych. Fragmenty utworu wydrukowały "Kierunki" (1956 r.), a trzy lata później całość została wydana w formie książkowej. 
Mistrzowskie pióra autora nakreśliło obraz Hubala, z którym do dziś zmagają się historycy. Suche, naukowe artykuły nie są w stanie wyprzeć ze świadomości wielu Polaków wizerunku majora jako romantycznego zagończyka i obdarzonego ułańską fantazją niepokornego oficera. Być może w którymś z kolejnych wpisów zajmę się szczegółową analizą tego utworu pod kątem jego zgodności z realiami historycznymi. Dziś chciałabym przyjrzeć się innemu zagadnieniu, dość wstydliwemu, któremu chyba nikt wcześniej nie poświęcił zbyt wiele uwagi. 
Wypowiadając się na temat "Hubalczyków",  Wańkowicz podkreślał, że pisząc, korzystał z relacji samych hubalczyków, w tym Romualda Rodziewicza, ps. "Roman".  W gronie tym nie pada jednak nazwisko Macieja Kalenkiewicza ps. "Kotwicz". Na pierwszy rzut oka trudno się temu dziwić. Oficer ten zginął w 1944 r. i nie miałby jak udzielić relacji pisarzowi. Ustnej. Pozostawił jednak po sobie, spisaną w Londynie, nowelkę "Hubalczycy", z której Wańkowicz zaczerpnął, jak się okaże, nie tylko tytuł. 
W treści utworu znajdziemy dwa miejsca, w których powołuje się na Kalenkiewicza. W przypisach informuje czytelnika: "Biorę opis szarży z opowiadania śp. kapitana Kotwicza" (s. 103) i dalej - "Podaję za Kotwiczem" (s. 109 - wszystkie numery stron wg: M. Wańkowicz, Hubalczycy, [w:] M. Wańkowicz, Dwie prawdy, Warszawa 1981). I rzeczywiście, są to fragmenty niemal dosłownie przepisane z "pierwowzoru". Problem jednak w tym, że takich "zapożyczeń" pojawia się więcej, zarówno we wcześniejszej, jak i późniejszej części utworu. Wszystkie bez cudzysłowu. 
Znaleźć je można w jego pierwszej części, opisującej wczesne miesiące działalności oddziału Hubala, w tym zasadzkę w Cisowniku, w której Polacy stracili niemal wszystkie konie. Kalenkiewicz pisał:
Na klaskanie strzałów pistoletowych koło stodoły Dyngus zaledwie otworzył zmęczone oczy i przeniósł ciężar olbrzymiego swego ciała z jednej nieprawdopodobnie owrzodzonej nogi na drugą.
Irena zerwała powróz. Słychać było głos kaprala Wrony: „Do koni! Zdrada! Do ko…ni!” –
Głos zcichł.
Zagrały karabiny maszynowe. Pociski szyły słomiany dach. Irena parła piersią drewniany drąg, tarasując półotwarte wrota. Z sąsiedniej zagrody wypadł kapral Olendzki oklep na Bucefale i podchorąży Watra Lesiak na Tatarze. Rwali do lasu. Podchorąży Morawicz stał spokojnie za węgłem i regularnie strzelał. Araby rżały na drugim końcu wsi.
U Wańkowicza fragment ten wygląda bliźniaczo podobnie:
Na klaskanie strzałów koło stodoły Dyngus, chory na zołzy, zaledwie otworzył zmęczone oczy i przeniósł ciężar olbrzymiego swego ciała z jednej nieprawdopodobnie owrzodzonej nogi na drugą.
Irena zerwała powód. Słychać było głos kaprala Wrony: "Do koni! Zdrada! Do k-o-o-ni!..."
Zagrały karabiny maszynowe. Pociski szyły słomiany dach. Irena parła piersią drewniany drąg, tarasujący półotwarte wrota. Z sąsiedniej chałupy wypadł kapral Olendzki na oklep na Bucefale i podchorąży Leśniak na Tatarze. Rwali do lasu. Araby rżały na drugim końcu wsi. (s. 113)
Pisarz zmienił nieco pierwsze zdanie, a dwa całkiem usunął. Podobnie drobnym modyfikacjom ulegały ten inne "zapożyczenia" - zmieniał szyk zdania, dodawał lub usuwał wyrazy, daną kwestię wkładał w usta innej osoby. Poza jednak wspominanymi wcześniej wzmiankami na ss. 103 i 109 nigdzie nie przyznał, że te piękne opisy wyszły spod pióra M. Kalenkiewicza. Dopiero wnikliwe porównanie obu tekstów pozwala odnaleźć skopiowane fragmenty. Oto kolejne przykłady: 
Kłusowali szerokim, piaszczystym traktem, trójkami. Hubal przodem, mały, w półkożuszku, obwieszony granatami, z harapem w ręku. Groźna pionowa zmarszczka między wesołymi oczami. A pod nim niósł się Hetmański. Ten sam! Centkowany jak pantera, a delikatny, jak dziewczyna. Nie poznać po nim nocnego marszu. Na rośny, rzeźwy ranek parskał, zad podbierał, a przednie nogi zmieniał, a rozdymał różowe nozdrza, a boczył się i udawał, że trwoży.
Niemal identycznie "widział" scenę tego porannego przemarszu Wańkowicz, wprowadzając tylko kosmetyczne poprawki w ostatnim zdaniu:
Kłusowali szerokim, piaszczystym traktem trójkami. Hubal przodem, mały, w półkożuszku, obwieszony granatami, z harapem w ręku. Groźna pionowa zmarszczka między wesołymi oczami. A pod nim niósł się Hetmański. Centkowany jak pantera, delikatny, jak dziewczyna. Nie poznać po nim nocnego marszu. Na blady poranek parskał, zad podbierał, a przednie nogi zmieniał, a rozdymał różowe nozdrza, a boczył się i udawał, że się trwoży. (s. 100).
Na kolejnej stronie ma się wrażenie, że Wańkowicz nie pisze sam, a tylko wplata pojedyncze zdania w opowiadanie Kalenkiewicza:
Stach Jurand, wracający z podsłuchu, meldował, że ruch samochodowy na szosie Nowocickiej wzmógł się znacznie. Brat jego Józef słyszał w nocy przemarsz oddziału wojska przesieką H-4. Oceniał go najmniej na kompanię. Pomian przyjął kolejno meldunki Jurandów i każdemu odpowiedział to samo: „dureń jesteś”. A jednak nawet zimnokrwisty Morawicz chodził stale w pasie z ładownicami na płaszczu, a chłopcy, mimo iż nie było żadnych rozkazów przestali się na noc rozbierać, rzędy były potroczone i rzemyki poskręcane w ślimaki. Najgorsze było to, że po apelu wieczornym Pomian zaczął znowu codziennie podawać miejsce zbiórki „na wypadek rozproszenia”, a gorliwy Sęp budził w nocy Jaremów i Jurandów i pytał o nazwę tej miejscowości, która chłopcom stale się myliła z nazwą podaną w dniu poprzednim.
I Wańkowicz:
Stach Jurand, wracający z podsłuchu, meldował, że ruch samochodowy na szosie wzmógł się znacznie. Brat jego Józekf słyszał w nocy przemarsz oddziału wojska przesieką H-4. Oceniał go najmniej na kompanię. Pomian, zastępca Hubala (kapitan piechoty Józef Grabiński, który odszedł następnie do wywiadu AK w Piotrkowie) przyjął kolejno meldunki Jurandów i każdemu odpowiedział to samo: „Dureń jesteś”. A jednak nawet zimnokrwisty Bem chodził stale w pasie z ładownicami pod płaszczem, a chłopcy, mimo iż nie było żadnych rozkazów, przestali się na noc rozbierać, rzędy były przytroczone i rzemyki poskręcane w ślimaki. Najgorsze było to, że po apelu wieczornym Pomian zaczął znowu podawać miejsce zbiórki „na wypadek rozproszenia”, budził po nocy chłopaków i pytał o nazwę tej miejscowości, która chłopcom stale się myliła z podaną w dniu poprzednim. (s. 101-102).
To oczywiście tylko przykłady. Jest ich niestety więcej. Trudno powiedzieć, dlaczego Wańkowicz nie przyznał się, że i pozostałe fragmenty są autorstwa Kalenkiewicza. Ten ostatni zginął 21 VIII 1944 pod Surkontami i nie mógł się upomnieć o swoje prawa. Przedwojenny oficer, saper, swój wrześniowy szlak rozpoczął jako oficer taktyczny w 110. pułku ułanów, tym samym, w którym mjr Dobrzański pełnił funkcję zastępcy dowódcy. W oddziale Hubala przypadła mu rola adiutanta, którą pełnił aż do grudnia, kiedy zdecydował przedostać się do Francji. Był współpomysłodawcą cichociemnych, sam skoczył do kraju w końcu 1941 r. W marcu 1944 skierowany do Okręgu Nowogródek AK, został dowódcą Zgrupowania Nadniemeńskiego. Współautor operacji "Ostra Brama", której celem miało być uwolnienie Wilna siłami AK przed wkroczeniem wojsk sowieckich. Zginął 21 VIII 1944 w starciu z NKWD we wsi Surkonty.
"Hublaczyków" spisał jeszcze w Londynie, w październiku 1940 r. Do utworu tego musi podchodzić historyk ostrożnie. Jest to bowiem raczej osnute na faktach opowiadanie niż pełnoprawna relacja. Dużo w niej literackiej fikcji. Nic bowiem nie wiadomo o nieudanym zamachu na generała żandarmerii, który Kalenkiewicz szeroko opisał. Również faktu istnienia w oddziale kobiet: Zochy i Magdaleny, nie potwierdza żadna inna relacja. Opisane przez Kotwicza wydarzenia dzieją się na wiosnę, kiedy jego samego już dawno nie było w oddziale. Na tę porę roku przeniósł również on październikowe starcie pod Wolą Chodkowską, każąc przy okazji Hubalowi wymordować niemieckich jeńców (co, jak wynika z relacji mieszkańców wsi, nie miało miejsca).
Dlaczego zatem Kalenkiewicz zdecydował się na takie pomieszanie fikcji z rzeczywistością? Wydaje się, że swoje opowiadanie pisał nie z myślą "o potomnych", lecz o Polakach walczących o wolność kraju - także w szeregach Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Jego utwór przedrukowały "Nasze Drogi. Dwutygodnik Wojska Polskiego na Środkowym Wschodzie" (1941 r.) i "Skrzydła. Pismo żołnierzy Polskich Sił Pow." (1944 r.). Chodziło zatem o to, by podtrzymać świadomość, że okupowany kraj również walczy. Przemawiać za tym może również ostatnie zdanie nowelki "Kotwicza": Rodacy! – pisał Hubal w białych ulotkach. – Cokolwiek bądź wymyśli kłamliwa propaganda niemiecka, prawdą jest jedynie to, że oddział mój od września 1939 r. trwał, trwa i trwać będzie.
Sami "Hubalczycy" to nie jedyna próba literackiego talentu M. Kalenkiewicza. W 1961 r. londyńskie "Wiadomości" przedrukowały jego "Balladę Wigilijną", w której autor wspomina bliskich sobie zmarłych: brata, por. Wojciecha Kalenkiewicza, cichociemnego Andrzeja Świątkowskiego, hubalczyka, rtm. Feliksa Karpińskiego i samego Hubala. Nie jest to może przykład poezji najwyższej klasy, warto jednak przytoczyć kilka wersów z tego obszernego poematu:
[...]
Przestań! - zawołał Henryk. -

Nie znasz weselszych tematów?

Chcesz koniecznie swym smętkiem popsuć Wilię bratu?

Pamiętasz moją papierośnicę od króla Brytanii

z napisem „Jeźdźcowi najlepszemu świata”?

Mniej ją wtedy ceniłem, niż uśmiech tej pani,

dla której nie były mi straszne ni kule, ni krata.

Było to w Londynie”...
[...]
"Kotwicz" pisał jednak nie tylko na emigracji. Za pióro musiał chwytać już dużo wcześniej. Przed wojną jedno z pism (niestety, nie zanotowałam ani tytułu ani daty wydania czasopisma) opublikowało opowiadanie "Murza", którego bohaterem jest bezpański pies. Autorem tekstu jest Maciej Kalenkiewicz. 
Być może z czasem światło dzienne ujrzą i inne utwory oficera. Miarą jego talentu wydaje się fakt, że pisarz o tej renomie, co Wańkowicz, ryzykując posądzenie o plagiat, zdecydował się włączyć fragmenty "Hubalczyków" do swojego reportażu i podpisać własnym nazwiskiem.

1 komentarz:

  1. Wiesz pan . Czep się teraz jeszcze Sienkiewicza i wytykaj jemu że trylogia to luźna opowieść," pomieszanie fikcji z rzeczywistością" .

    OdpowiedzUsuń