Strony

piątek, 23 marca 2018

"Oddział zmniejszyć!", czyli Hubal wykonuje rozkaz

Rozkaz dzienny z dn. 14 III 1940 r., wydany dzień po przybyciu
do Gałek ppłk. L. Okulickiego.
Zbiory Archiwum Akt Nowych, Archiwum Marka Szymańskiego,
sygn. 2/1748/50.



To był straszny dzień i nie jestem w stanie go wiernie odtworzyć  - napisał Józef Lewandowski, ps. "Lech".  13 marca 1940 roku stanowi jedną z najważniejszych dat w historii Oddziału Wydzielonego Wojska Polskiego. To wtedy do Gałek przybył ppłk Leopold Okulicki ("Johan Müller"), z poleceniem demobilizacji oddziału. Teoretycznie przebieg tamtych wydarzeń jest nam dobrze znany.  Dobrzański odmówił wykonania rozkazu, stając się automatycznie buntownikiem wobec organizacji, której podporządkował się z końcem poprzedniego roku. Nie ufajmy jednak literackiej wizji niektórych pisarzy ani sugestywnemu obrazowi utrwalonemu w filmie "Hubal". Gdy bowiem przyjrzymy się dokładnie temu, co stało się wówczas w Gałkach, okaże się, że nic nie jest wcale takie czarno-białe.

W drodze do oddziału
W tamtym czasie podpułkownik Okulicki pełnił funkcję komendanta łódzkiego okręgu Związki Walki Zbrojnej. W drodze do Gałek zatrzymał się w Opocznie, w restauracji "Bar Polski", należącej do Franciszka Wilka. Ten ostatni od listopada 1939 roku był wiernym współpracownikiem oddziału, dostarczając m.in. broń i zaopatrzenie. Okulicki wyjawił restauratorowi cel swojej misji, zaznaczając, że wojna potrwa dłużej niż przypuszczano i aby uniknąć niepotrzebnych ofiar, należy oddział rozwiązać i ludzi wcielić do konspiracji. Zażądał również zorganizowania spotkania z jakimś niemieckim oficerem, w celu wydobycia od niego cennych informacji wojskowych. (Doszło do niego jeszcze tego samego wieczoru, w prywatnym mieszkaniu Wilka).
Następnego dnia Okulicki udał się do Gałek, prawdopodobnie w towarzystwie łącznika z Opoczna, Henryka Pietrusiewicza. [...] otrzymuję meldunek: w naszym kierunku jadą sanie, a na nich dwóch ludzi. Rozkazałem przepuścić i na wysokości mojego stanowiska zatrzymać. Jadący w saniach przedstawia się: reprezentuję naczelnego wodza i proszę o jak najszybsze skontaktowanie mnie z dowódcą oddziału. - pisał Józef Lewandowski. W momencie przyjazdu delegata ZWZ major był na kwaterze sam, szybko jednak zwołał odprawę oficerów i najbardziej zaufanych żołnierzy, którzy byli z nim niemal od początku.


Pułkownik czy dywersant?
W trakcie odprawy Okulicki rzeczywiście powołał się na rozkaz samego Sikorskiego. Świadczy o tym wpis w bojowym dzienniku oddziału, stanowiącym w tym wypadku najbardziej wiarygodne źródło. Dla wielu więc sprawa wydać może się jasna - Hubal powinien podporządkować się rozkazom swoich wojskowych zwierzchników. Problem jednak w tym, że Okulicki jako wysłannik Związku Walki Zbrojnej owo polecenie przywiózł jedynie w formie ustnej i ani swoich słów, ani tożsamości nie mógł potwierdzić żadnym dokumentem. W dzienniku czytamy, że przybył jako przedstawiciel "tajnej organizacji wojskowej na okręg łódzki", bez podania jej nazwy. Być może dlatego jego stopień pisany jest ostrożnie, w cudzysłowie. Dla nas dziś jest oczywiste i szeroko wiadome, że Służba Zwycięstwu Polski przekształciła się w bardziej podporządkowany naczelnemu wodzowi ZWZ, co przyniosło ze sobą zmiany kadrowe i inny pogląd na kształt walki z okupantami. Ale czy tą samą wiedzą dysponowali Hubalczycy? W dzienniku oddziału nic na to nie wskazuje. Wątpliwościom, jakie musiały wtedy towarzyszyć wielu żołnierzom i ich dowódcy, ten ostatni dał upust miesiąc później: Z przykrością wspominam ubolewania godne fakty, które miały miejsce podczas naszego postoju w Gałkach. - pisał Dobrzański w jednym z rozkazów dziennych - Należało bowiem pana (jakoby pułkownika), który nas odwiedził (służbowo po cywilnemu) przyjąć jak zwykłego dywersanta i szpiega i raz na zawsze oduczyć go robienia zamieszania w oddziale bojowym. 

Argumenty obu stron
Gałki na mapie Wojskowego Instytutu Geograficznego z 1938 r.
Strzałką zaznaczona kwatera majora Hubala.

Jednak 13 marca nie czyniono Okulickiemu żadnych przeszkód w przedstawieniu swoich argumentów. Sprowadzały się one właściwie do trzech najważniejszych punktów, które w dzienniku zanotował pchor. Henryk Ossowski ("Dołęga"):   1. Że nas tu wyduszą 2. Że narażamy ludność cywilną na zemstę niemców. [pisownia oryginalna]  3. Że nie czas jeszcze na powstanie. Podpułkownik "Müller" zaoferował również Hubalowi "zaszczytne stanowisko w konspiracji" (według Kazimierza Pluty-Czachowskiego miała to być funkcja zastępy komendanta okręgu kieleckiego ZWZ), a żołnierzom przydziały w komórkach terenowych organizacji.
Proponowane rozwiązanie nie skusiło Hubala.  Nie interesowały go zaszczyty i stanowiska. W czasie listopadowej wizyty w komendzie SZP w Kielcach miał okazję przekonać się, że część tamtejszych oficerów skupia się przede wszystkim na rozgrywkach personalnych, atrakcyjnych posadach w przyszłej, wolnej Polsce, a nie na bieżącej robocie konspiracyjnej. Odnosząc się do argumentacji pułkownika Okulickiego Hubal zauważył, że kwestia śmierci z rąk wroga jest sprawą indywidualną każdego żołnierza i zgłaszający się do oddziału - jako ochotnicy  - powinni być świadomi takiego ryzyka. Co więcej, mimo tak długiego istnienia OWWP, Niemcy nie podjęli dotąd żadnych represji w stosunku do wspierającej Hubalczyków ludności. Podkreślił również, że celem istnienia oddziału nie jest wywołanie powstania zbrojnego. Do chwili obecnej Major unikał starć z wrogiem i zasady tej będzie się trzymał, chyba że sam zostanie przez Niemców zaatakowany, [...] a i to będzie działanie oddziału na "własny rachunek", a nie w charakterze ogólnego powstania - czytamy w dzienniku oddziału.  Na koniec Hubal oświadczył, że sam munduru nie zdejmie, gdyż wiążą go słowa przysięgi. Jednak wszystkim, tak oficerom, jak i szeregowym, pozostawia wolną rękę.


"Żołnierze zawiedzeni, zrozpaczeni i załamani."
Jeszcze w trakcie odprawy z podpułkownikiem Okulickim stało się jasne, że oddział opuszczą niemal wszyscy oficerowie. Dla samego Dobrzańskiego największym ciosem było odejście por. Feliksa Karpińskiego ("Korab"), pełniącego dotąd funkcję adiutanta oddziału. Za pozostaniem w mundurach opowiedzieli się oficerowie młodsi wiekiem (porucznicy Marek Szymański "Sęp" i Zygmunt Morawski "Bem") i większość podoficerów. Swoją decyzję uzasadniali w różny sposób.  [...] oświadczam, że rozkaz przychodzi od tych, co wiali w 1939 roku; ja ich śladem nie pójdę - wspominał wachm. Romuald Rodziewicz "Roman". Wachm. Józef Alicki uważał z kolei, że opuszczenie ukochanego dowódcy byłoby równoznaczne z hańbą. Losy nasze były z nim związane na zawsze i tylko śmierć mogła nas rozdzielić - podkreślał.
Wszyscy oni o celu przyjazdu podpułkownika Okulickiego dowiedzieli się jeszcze w czasie odprawy - należeli do najbardziej zaufanych i najbliższych Majorowi. Jednak gros żołnierzy treść rozkazu demobilizacji poznało nieco później, na wspólnej zbiórce. Według świadectwa Jana Sekulaka (ps. "Dago"), wówczas żołnierza piechoty, była to pierwsza wspólna zbiórka wszystkich Hubalczyków. Stan osobowy na ten dzień wynosił 250 osób. Jestem jednym spomiędzy kilkudziesięciu żyjących do dzisiaj żołnierzy , którzy wówczas, 13 marca stali na ostatniej zbiórce piechoty - pisał w 1980 roku -  i osobiście usłyszeli rozkaz: "Oddział zmniejszyć do stanu około 30 ludzi. Z Majorem pójdą najlepiej wyszkoleni, przede wszystkim ułani. Słowa Sekulaka potwierdza także Lewandowski, dodając, że oddział miał przejść w Góry Świętokrzyskie i tam czekać na dalsze polecenia. Okulicki nie wykluczał również "użycia oddziału do zadań specjalnych".
Krzyż w miejscu, gdzie ks. Ludwik Mucha odprawiał coniedzielne
nabożeństwa. Za krzyżem mieściła się chałupa, w której kwaterował Hubal.
Gałki, maj 2017 r.
Podpułkownik "Müller"  zgodził się więc, by oddział został skadrowany, a nie rozwiązany całkowicie. Fakt ten wciąż za mało jest podkreślany w dotychczasowych opracowaniach o Hubalu. W obliczu takiego rozwoju sytuacji Dobrzański nie był buntownikiem, na pozostanie w mundurze otrzymał przyzwolenie od wyższego stopniem.
Dla wielu Hubalczyków przywieziony przez Okulickiego rozkaz był szokiem.  Jesteśmy przygnębieni całą sprawą: zawiedliśmy się na Komendzie Głównej i na części swoich kolegów, którzy odeszli  - przyznawał wachm. Rodziewicz. Podobny obraz w swych wspomnieniach maluje plut. Lewandowski:  Żołnierze zawiedzeni, zrozpaczeni i załamani. W grupkach i pojedynczo zastanawiają się co dalej.  [...] Podjąłem decyzję, że odchodzę z oddziału.
Tych, którzy postąpili podobnie była zdecydowana większość. Przy majorze pozostało jednak około siedemdziesięciu żołnierzy.  Uważali, że przysięga, którą składali wstępując do oddziału, nadal jest wiążąca. Pragnęli kontynuować zaczętą już pracę, szkolić się i przygotowywać do wystąpienia podczas ofensywy aliantów. Dla wielu z nich powrót do domów był niemożliwy - groziła im dekonspiracja i aresztowania.
O tym, ilu żołnierzy z nim zostanie, major Hubal dowiedział się podczas odprawy, zwołanej w następnym dniu. W nocy oddział przeniósł się na nowe kwatery do Huciska.


Kłamstewko Okulickiego
Okulicki opuścił Gałki  jeszcze 13 marca i ponownie zatrzymał się w Opocznie, u Franciszka Wilka. Tam też przyjął przysięgę od części dotychczasowych współpracowników Hubala i polecił im utworzenie konspiracyjnych piątek. Wilk należał do tych przyjaciół oddziału, którzy później nadal utrzymywali z nim kontakt, jednak oficjalnie kontakty inne niż towarzyskie były zakazane.
O wykonaniu swojej misji Okulicki pisał w meldunku z 5 IV 1940 r., którego treść z pamięci przytoczył potem Kazimierz Pluta-Czachowski (podkreślenia autorki): [...] oddział liczył 360 ludzi (szwadron konny na miejscu i kompania piechoty w Górach Świętokrzyskich). [...] Okulicki przedstawił mu konieczność nie tylko zaprzestania werbunku, ale teraz już pilną konieczność skadrowania oddziału, gdyż w obecnym położeniu nie ma możliwości przyjścia aliantów już tej wiosny do Polski - jak o tym myślał mjr Hubal - nie ma zatem żadnych warunków do prowadzenia jawnej "wojny" przez odosobniony oddział WP lub konspiracji. [...] Powtórzył grudniowy rozkaz gen. M. Tokarzewskiego - Karaszewicza, by mjr Hubal wydzielił związek oddziału i ukrył go w terenie [...]Wobec tego oddział miał być rozwiązany, za wyjątkiem 30 ludzi, którzy wraz z mjr. Hubalem mieli pozostać, z tym że bądź się skadrują w lasach świętokrzyskich, bądź też odejdą do rejonu Karpat. [...] a oddział pieszy, przebywający w Górach Świętokrzyskich, miał być przekazany Okręgowi Kielce.
Z meldunku tego wynika kilka ciekawych rzeczy. Brzmi on tak, jak gdyby od początku zakładano tylko częściowe rozwiązanie oddziału i maksymalne skadrowanie go. Było to więc powtórzenie ustaleń Majora z gen. Karaszewiczem-Tokarzewskim z grudnia poprzedniego roku. I Hubal ten rozkaz wykonał! Co prawda, można mu zarzucić, że liczba pozostałych żołnierzy był dwa razy większa, jednak o powodach, dla których tak się stało, pisałam już wcześniej.
Druga interesująca wzmianka to informacja o kompanii piechoty w Górach Świętokrzyskich. Jest ona całkowicie nieprawdziwa. Całość oddziału kwaterowała w jednym miejscu, w Gałkach. Dlaczego więc Okulicki podał ją w swoim meldunku? Hubalczycy nie byli jedynymi, który wówczas działali w na tamtym terenie. W rejonie Gór Świętokrzyskich operował m. in. oddział "Warszawiaków". Ich aktywność przypisał Okulicki samemu Hubalowi i zrobił z niego osobnika, który trzyma gdzieś w odwodzie niemal całą armię. Należy pamiętać, że obecność Dobrzańskiego na jego terenie nie do końca była na rękę "Müllerowi". Noszony przez Majora mundur przyciągał do pracy niepodległościowej znacznie lepiej niż konspiracyjnie drukowane ulotki panów z podziemnej organizacji. To dlatego już w grudniu 1939 Major mógł zameldować gen. Tokarzewskiemu o sprawnie działającym Okręgiem Bojowym Kielce. Wykazywał duża skuteczność i niezależność, co nie do końca było na rękę SZP/ZWZ. Widać to w kolejnym fragmencie meldunku, w którym mowa:  nie ma zatem żadnych warunków do prowadzenia jawnej "wojny" przez odosobniony oddział WP lub konspiracji.
Demobilizacja oddziału Hubala była bardzo na rękę Związkowi Walki Zbrojnej. Hubalczycy, jako wyszkoleni żołnierze, bardzo przydali się w kilku okręgach, w tym łódzkim i kieleckim. Zwracam też uwagę na ostatnie zdanie wspomnianego meldunku. Niestety, nie dysponujemy oryginałem, wynika jednak z niego, że Okulicki roztoczył przed Roweckim perspektywę zasilenia struktur ZWZ sporą liczbą żołnierzy z piechoty. Tymczasem Hubal nie mógł ich przekazać organizacji, bo ich po prostu nie miał! Dla Roweckiego był on jednak tylko buntownikiem, który nie wywiązał się z poprzednich ustaleń. Być może dlatego kolejne rozkazy rozwiązania oddziału były już takie ostre w tonie.
Warto pamiętać o tym wszystkim, gdy się robi z Hubala buntownika i watażkę.

We wpisie wykorzystano fragmenty dziennika bojowego Oddziału Wydzielonego Wojska Polskiego, obecnie w zbiorach Muzeum Armii Krajowe w Krakowie.

Wybrana bibliografia:
Alicki J., Wspomnienia żołnierza z oddziału mjr. "Hubala", "Wojskowy Przegląd Historyczny", nr 4, 1987, s. 93- 112.
Lewandowski J., Wspomnienia, maszynopis, Archiwum Janusza Smolki w zbiorach Jacka Lombarskiego.
Pluta-Czachowski K., Początki Polski Podziemnej, "Kierunki", nr 52, 1983, s. 7-8. 
Rodziewicz R., Zapiski z oddziału Hubala, "Kontrasty", nr 10, 1980, s. 21-24. 
Sekulak J, Zapiski z oddziału Hubala, "Kontrasty", nr 11, 1980, [b.s.].
Wilk F., Wspomnienia, maszynopis, skan udostępniony na stronie majorhubal.pl [dostęp dn. 18.03.2018].

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz