Strony

środa, 7 października 2020

Skąd Hubalczycy mieli broń?

W poprzednim wpisie pisałam nieco szerzej o tym, jaką bronią dysponował Oddział Wydzielony WP, a także ile jej dokładnie było. Nie jest tajemnicą, że była to formacja bardzo dobrze wyposażona, dysponująca znaczną siłą ognia. Dzisiaj z kolei chciałam odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób broń ta trafiła w ręce Hubalczyków, przy czym od razu warto zaznaczyć, że źródeł jej pochodzenia było przynajmniej kilka.

Jeszcze na początku zimy 1939 roku Major nie planował na razie rozbudowy swojego oddziału, dlatego też w tamtym okresie rzadko przyjmował ochotników. Nieliczne wyjątki robił dla tych, którzy zgłaszali się z własną bronią i mundurem, posiadając już przy tym pewne przeszkolenie wojskowe. Jedną z takich osób był plut. Stanisław Kmita (ps. „Twardy”) z Radzic, uczestnik obrony Warszawy, który zameldował się przywożąc na saniach rkm, 60 magazynków, kilka granatów i pistolet. 

Same Radzice zresztą szybko stały się jednym z prężniejszych ośrodków wspierających Hubalczyków. Tamtejsza placówka dostarczała oddziałowi, poza żywnością i furażem, także broń i amunicję, pozostawioną we wrześniu '39 przez polskie jednostki i przechowywaną przez chłopów. Podobną inicjatywę zorganizował w Inowłodzu Józef Pruski, plutonowy 7. pułku ułanów lubelskich. Powróciwszy do rodzinnej miejscowości w październiku, kontakt z oddziałem nawiązał za pośrednictwem leśniczego Eugeniusza Wróblewskiego z Dęby. Ja, [plut. Stanisław] Kagankiewicz i Baranowski braliśmy od brata konia z wozem i jechaliśmy na pobliskie wsie […], i odbierali pozostawioną broń, amunicję i różne przedmioty wojskowe […] oczywiście mając za dnia zrobiony wywiad, gdzie u kogo co się znajduje. Odebrane rzeczy odwoziliśmy do leśniczego Wróblewskiego, a ten z kolei przekazywał oddziałowi Hubala – wspominał Pruski. Pod koniec listopada, zagrożony wpadką, musiał jednak opuścić Inowłódz i podjął decyzję dołączenia do oddziału. Przyjął wówczas pseudonim „Ułan”. 

 

Józef Pruski "Ułan", jako żołnierz
7. pułku ułanów lubelskich.
Zbiory M. Szymańskiego
  


Czasami mieszkańcy wiosek zgłaszali się do Majora bezpośrednio, przywożąc broń, granaty i elementy umundurowania. Gospodarze z sąsiedniej wsi Mechlina też przynosili granaty i karabiny, najwięcej Grzegorz Skorupa z synem Józefem i Władysław Wiśniewski – wspominała Bronisława Cieślak z Gałek. Najcharakterystyczniejszym jednak przykładem współpracy wsi z oddziałem było spotkanie, do jakiego doszło najprawdopodobniej 28 grudnia 1939 r. w Anielinie. Major Dobrzański porozumiał się wówczas z działaczami Stronnictwa Ludowego i „Wici”: Władysławem Głąbińskim i Ignacym Sobczakiem, w efekcie czego do kawalerzystów zaczęła napływać broń. Były wśród niej nie tylko ręczne karabiny maszynowe, ale nawet karabin przeciwpancerny wz. 35. Na temat jego użycia w starciach oddziału zachowała się zaledwie jedna relacja. Marek Szymański ps. „Sęp”, wówczas dowódca piechoty, wspominał walki pod Szałasami: Zostaliśmy mniej więcej w połowie wsi, mając po lewej stronie Zapuście, przed sobą szosę, a z prawej niewielkie, rzadko zalesione wzniesienie. Pluton Drabika pilnował Zapuścia, by stamtąd nie wyszli nam Niemcy na tyły. Heniek strzegł szosy swoim pepancem. Wspomagał go Ryś z cekaemem, mając również niejaki wgląd na to wzniesienie.

Broń do oddziału przywoziły również patrole, nieustannie rozsyłane przez Hubala. W większości przypadków okoliczna ludność chętnie wskazywała miejsce jej ukrycia. Zdarzało się, że leżała ona płytko, zaraz pod śniegiem, czasami jednak zamarznięta ziemia szalenie utrudniała wydobycie zakopanych skrzynek. W czasie jednego patrolu kilof, którego używali żołnierze, wypaczył się i prawie uderzył w zapalniki. Wracając z jednego patrolu meldowałem majorowi swój powrót - wspominał plut Józef Lewandowski ps. „Lech” - Coś przywiózł? - spytał major. Wtaskaliśmy [...] do izby dwie skrzynki, jedną z granatami, drugą z zapalnikami. Major popatrzył, uśmiechnął się i do obecnego w izbie gościa powiedział: o, taki towar to by nas interesował. Z treści rozmowy wynikało, że przybyły oferował majorowi różne zapalniki własnej produkcji. Innym razem Lewandowskiemu udało się odnaleźć skrzynki z amunicją do rkmów.

Dzięki takim „znaleziskom”, w oddziale nie brakowało amunicji. Jak już pisałam poprzednio, problem stanowiły jedynie naboje do pistoletów. Przywoziły je z Warszawy kurierki: Ludmiła Żero „Ludka” i Genowefa Ruban „Genia”, która zresztą była inicjatorką pomocy Hubalczykom. Dziewczyny dostarczały żołnierzom także bieliznę, elementy umundurowania, lekarstwa i środki na insekty, bardzo dokuczające w chałupach. Obarczone ciężkimi walizami niekiedy budziły nawet ludzkie odruchy u niemieckich towarzyszy podróży, którzy pomagali wnosić pakunki do wagonu i ustawiać je na półkach. Jak przyjechały do oddziału (przywiezione na saniach), chłopcy zaczęli zdejmować walizki. Podszedł major, wziął jedną walizkę i powiedział: „Jak wy to możecie unieść?” Od tego mamy Niemców Panie Majorze – odpowiedziały dziewczęta – zapisał relację Ludmiły Żero Zygmunt Kosztyła. By zamknąć temat amunicji warto wspomnieć również o tym, że w już Hucisku Major powierzył zadanie pozyskania nabojów do pistoletów nieznanemu z imienia nauczycielowi ze Skarżyska.

Swój udział w dozbrajaniu oddziału mieli również pracownicy służby leśnej. Gajowy Wacław Nowak z Brogowej wskazał miejsce ukrycia broni Janowi Michrowskiemu i Stefanowi Nowakowi, którzy część wykopanego arsenału przekazali potem żołnierzom w Gałkach. Wydatnej pomocy udzielił także leśniczy Otokar Rudke, dzięki któremu do oddziału trafił 1 ciężki karabin maszynowy, 1 ręczny karabin maszynowy, 9 karabinów i kilka skrzynek amunicji. To oczywiście jedynie pojedyncze przykłady, podobnie zresztą jak w przypadku duchowieństwa. Jako przyjaciela Hubalczyków najłatwiej wskazać księdza Edwarda Ptaszyńskiego z Ruskiego Brodu, który gromadzoną broń ukrywał w wieży kościelnej. Jednak Jan Sekulak (ps. „Dago”) podkreślał w swojej relacji: „Każda niemal plebania była punktem odbioru”.

Niekiedy w ręce żołnierzy majora Dobrzańskiego wpadała broń niemiecka. Oddział z zasady nie podejmował żadnych akcji zaczepnych w stosunku do nieprzyjaciela, jednak zdarzało się, że któryś z patroli, natykając się na nieprzyjaciela, decydował się go rozbroić. Taka niemiła przygoda spotkała chociażby feldfebla Wolfganga Leiricha z 650. pułku piechoty, który 10 stycznia 1940 roku około południa miał nieszczęście zetknąć się z „Polnische Banditen”: […] nagle z lasu wyłoniła się grupa około dziewięciu jeźdźców i grożąc użyciem broni zmusiła nasz pojazd do zatrzymania się. Wszyscy bandyci mieli na sobie polskie mundury z dystynkcjami i czapki polowe z orzełkiem, a jeden z nich pas oficerski. Byli uzbrojeni w osiem karabinów wz. 98 b., lekki karabin maszynowy, trochę granatów ręcznych; wszyscy jeźdźcy mieli polskie szable kawaleryjskie. Zażądali, żebyśmy wysiedli i skonfiskowali nam broń (trzy karabiny wz. 98 b i pistolet wz. 08 wraz z amunicją. […] Dalsze straty: 555 świeżych wiejskich jajek, 23 funty masła, 10 funtów sera białego, garnek miodu (około 2,5 litra). Konni bandyci kazali nam stać bez ruchu, a sami zniknęli w kierunku zachodnim. 

Patrol niemiecki w poszukiwaniu oddziału Hubala,
zima 1940 r.
Fot. z książki J. Piekałkiewicza "Wojna kawalerii 1939-1945"

 

Bibliografia:

Gmitruk J., Na tropie żołnierzy majora „Hubala”, „Zielony Sztandar, nr 96 z dn. 30.1.1978, s. 8.
Kacperski B., Wroniszewski J. Z, „Mała wojna” majora Hubala, Końskie 2005.

Lewandowski J., Wspomnienia, zbiory Janusza Smolki, kopia maszynopisu w zbiorach Jacka Lombarskiego.
Piekałkiewicz J., Wojna kawalerii 1939-1945, Warszawa 2003.

Pruski Józef, Moje wspomnienia, rkps, fotokopia w zbiorach autorki.

Rudke O., Przysięgę odbierał hubalczyk, [w:] „Gniewnie szumiał las”, Warszawa 1982, s 46- 51.

Spuścizna Marka Szymańskiego w zbiorach Archiwum Akt Nowych w Warszawie.

Szymański M., Spotkanie z przeszłością, „Biuletyn Informacyjny Komitetów Postępowej Działalności Gospodarczej i Kulturalnej przy Stow. PAX”, marzec 1958, s. 53 – 59.

Zaborowski J., Major Hubal i jego żołnierze, Tomaszów Mazowiecki 2011.

Żero Ludmiła, Relacja, Archiwum Muzeum Wojska w Białymstoku, sygn. III/2/14.

 


 

2 komentarze:

  1. Glock 17 ASG to replika popularnego pistoletu używanego przez siły policyjne i wojskowe na całym świecie. Jest to model airsoftowy, który naśladuje działanie prawdziwej broni, oferując przy tym bezpieczną formę rozrywki i treningu. Glock 17 ASG cieszy się popularnością wśród entuzjastów airsoftu dzięki swojej niezawodności, precyzyjnej budowie i realistycznemu wyglądowi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pistolet gazowy to urządzenie służące do samoobrony, które wykorzystuje gaz pieprzowy lub łzawiący do obezwładnienia napastnika. Dzięki prostocie obsługi i kompaktowym rozmiarom, pistolet gazowy jest idealnym rozwiązaniem dla osób pragnących zwiększyć swoje bezpieczeństwo w codziennym życiu.

    OdpowiedzUsuń