Strony

sobota, 30 grudnia 2017

Hubalczycy i msza w Poświętnem

Oddział Hubala podczas mszy w bazylice.
Fotos z filmu "Hubal"
Barokowa bazylika jest pełna ludzi. Na chórze młoda dziewczyna w chuście drżącym głosem śpiewa "Lulajże Jezuniu". Nagle na dole robi się jakiś ruch, zamieszanie. Coś się wyraźnie dzieje. Ludzie odwracają się, przeciskają, aby zrobić miejsce. Śpiew powoli gaśnie i w zapadłej ciszy słychać miarowe kroki.  Ktoś zaczyna chlipać, organista intonuje "Boże, coś Polskę", a do ołtarza w kolumnie trójkowej zbliża się kilkudziesięciu polskich żołnierzy. Jest zima 1940 roku, na nabożeństwo w Poświętnem przybył Oddział Wydzielony Wojska Polskiego...
Chyba każdy, kto oglądał film "Hubal", kojarzy tę scenę. Należy ona niewątpliwie do najbardziej wzruszających. Być może dlatego, że nie ma w niej ani grama fantazji reżysera. Jest autentyczna.
Oddział rzeczywiście uczestniczył w nabożeństwie.  Nie było to jednak w okresie Bożego Narodzenia, lecz już po nowym roku. Pułkownik Marian Zach, do dzisiaj mieszkający w Poświętnem, był wtedy ministrantem. Według niego, ułani pojawili się w bazylice na mszy noworocznej, zwanej prymarią. Według Józefa Alickiego, było to jeszcze później, przy okazji przemarszu na kwatery w Gałkach.
Zresztą, jeśli wierzyć temu ostatniemu, Hubalczycy uczestniczyli w nabożeństwie dwukrotnie. Autor wspomnień kreślonych kilkanaście lat po wojnie, przyznawał, że sam nie był obecny na Wigilii na Bielawach. Po powrocie z urlopu pozazdrościł kolegom pięknych świątecznych chwil i namówił dwóch z nich na wyprawę do Poświętnego, właśnie na mszę noworoczną. Prawdopodobnie byli to Romuald Rodziewicz "Roman" i Tadeusz Madej.  Żołnierze w mundurach i z bronią wysłuchali sumy, budząc zrozumiałe zainteresowanie zgromadzonej ludności. Niebawem rozniosło się to po całej okolicy, a w końcu dotarło do majora. Major odnalazł sprawców, ale że lubił podobne eksperymenty, więc wspomniana przygoda skończyła się na wesoło - pisał Alicki.
Rzeczywiście, pomysł musiał się Hubalowi bardzo spodobać. Zdecydował, że przed odejściem na nowe kwatery wezmą udział w nabożeństwie całym oddziałem.
Przed kościół zajechali saniami. Wystawiono dwa posterunki, w tym jeden na skrzyżowaniu pod lipą - tą samą, pod którą kilka miesięcy później Niemcy będą sobie robić zdjęcia z poległym Majorem. Oprócz tego jeden z ułanów patrolował uliczki konno. Pozostali weszli do świątyni.
Bazylika w Studziannie - Poświętnem.
Przedwojenna pocztówka
Nie było ich zbyt wielu, zaledwie kilkunastu. Jednak nawet tak skromny liczebnie oddziałek polskiego wojska wywołał silne wzruszenie wśród zgromadzonych wiernych. Wszyscy w nich patrzyli, jak w święty obraz - mówiła po latach jedna z uczestniczek tamtej mszy. Trudno się zresztą dziwić. Pojawienie się żołnierzy, w biały dzień, w dodatku niemal pod nosem posterunków niemieckich, było swego rodzaju manifestacją. Tu i ówdzie jakaś kobieta zachlipała, ocierając łzy chustą. Ci zaś, co nigdy nas nie widzieli, przepychali się jak najbliżej, chcąc przyjrzeć się tym, o których po wioskach opowiadano. Przestrachu jednak nie dało się zauważyć. Nikt z kościoła nie wyszedł, wszyscy wysłuchali nabożeństwa do końca. Ksiądz wysilał się na jak najpotężniejszy głos, pragnąc tym okazać wdzięczność żołnierzom w mundurach, którzy Boga się nie wyrzekli.  - zapamiętał Alicki.
Bezpośrednio po mszy Hubalczycy przenieśli się na nowe miejsce postoju. Pobyt w Gałkach otwiera nowy rozdział w historii Oddziału Wydzielonego i na pewno warto poświęcić mu osobny wpis. Ale to już może przy następnej okazji...


Za udostępnienie relacji płka Mariana Zacha dziękuję Jackowi Lombarskiemu.

4 komentarze:

  1. Właśnie ta scena w kościele porusza serce, duszę i wyciska łzy z oczu. Pisząc te słowa, mam ją przed oczami.

    OdpowiedzUsuń
  2. POLSKA zawsze z PANEM BOGIEM

    OdpowiedzUsuń
  3. Oni byli na prawdziwej Mszy katolickiej, przedsoborowej mszy trydenckiej. Trzeba do niej powrócić.

    OdpowiedzUsuń