- Jacek Komuda
skończył pisać swoją powieść „Hubal” - zawiadomił mnie
jeden ze znajomych pod koniec lutego. Zasadniczo nie lubię powieści
historycznych. Nigdy nie wiadomo, ile w nich prawdy, a ile wyobraźni
autora. Trudno im zaufać. I choć zwykle unikam tego rodzaju
literatury, teraz, ze względu na moją pasję, zrobiłam wyjątek.
Podobno
nie należy oceniać książki po okładce. Jednak już pierwszy rzut
oka na to, co było na niej napisane, utwierdził mnie w przekonaniu,
że obraz majora, jaki wykreuje autor, będzie miał niewiele
wspólnego z rzeczywistością. Dla Komudy bowiem Hubal to zbuntowany
duch gnębiący Niemców w już dawno okupowanym kraju. Przez 700
stron powieści autor konsekwentnie kreśli obraz majora-watażki,
buntownika, niepokornego oficera i co najgorsze – mordercy.
Otrzymujemy zatem niejako rozbudowaną wersję reportażu Hubalczycy
Melchiora Wańkowicza. Choć nie jestem pewna, czy to porównanie nie
jest krzywdzące dla tego ostatniego. Powieść Komudy bardzo
ustępuje mu literacko. Zwłaszcza tam, gdzie autor próbuje oddać
dramatyzm chwili, np. przy egzekucji jeńców. Niektóre porównania
przywodzą na myśl bardziej język właściwy książkom dla
pensjonarek, niż powieści wojennej. Natomiast mocną stroną utworu
jest to, co zwykle pisarzowi przysparza najwięcej kłopotów –
dialogi. Są dynamiczne, pozbawione sztuczności, za to dobrze
oddające język wojskowy.
Obaj
panowie literaci stworzyli obraz Hubala, który dotrze do wielu
czytelników i utrwali się w ich świadomości, obawiam się, że
jednak w sposób krzywdzący dla majora. Wańkowiczowi można jeszcze
to wybaczyć – pisał niedługo po wojnie, dysponując jedynie
relacjami trzech Hubalczyków. Od tego czasu jednak sporo o
Dobrzańskim napisano, mnóstwo źródeł ujrzało światło dzienne
i nie trzeba dużo zachodu, by się z nimi zapoznać. Dlatego
rozmijanie się z prawdą Komudzie znacznie trudniej wybaczyć. Tym
bardziej, że autor sam podkreślał, z jak wielu materiałów i
opracowań korzystał. Co prawda, nie opublikował nigdzie ich listy,
jednak po lekturze można się domyśleć, że znalazła się wśród
nich książka Major Hubal. Historia prawdziwa
Łukasza Ksyty. Część bowiem błędów i przeinaczeń Komuda
powtórzył właśnie za tą pozycją.
Najcięższy
zarzut to uczynienie z majora mordercy jeńców wojennych, co stawia
go w jednym szeregu z oprawcami z Wehrmachtu i SS. Oto pod Wolą
Chodkowską, Hubalczycy rozbijają kolumnę niemieckich samochodów,
a na ośmiu ocalonych jeńcach major Dobrzański osobiście dokonuje
egzekucji strzałami z pistoletu. Za źródło tej informacji
posłużył cytat z relacji M. Kalenkiewicza (ps. „Kotwicz”),
przytoczony przez Ksytę bez żadnego komentarza. Kalenkiewicz był
wówczas żołnierzem oddziału i uczestniczył w starciu pod Wolą
Chodkowską. Jednak jego relacja to bardziej literackie opowiadanie
niż dokładny zapis służby w oddziale. Pisane
i opublikowane w prasie jeszcze podczas wojny, miało służyć
raczej „pokrzepieniu serc” Polaków walczących na całym świecie
i pokazaniu im, że walczy również okupowany Kraj. Świadczy o tym
duża doza fikcji literackiej. Kalenkiewicz nie tylko przeniósł
czas potyczki pod Wolą na wiosnę 1940 r. (a więc wtedy, kiedy już
nie był w oddziale), ale również uwiecznił wydarzenia, które
nigdy nie miały miejsca, jak np. pogrzeb tajemniczej Magdaleny,
która miała służyć w oddziale.
Dlatego
do opisanego przez niego rozstrzelania niemieckich jeńców (a
powtórzonego przez Wańkowicza i Komudę) należy podchodzić z dużą
dozą ostrożności. O wiele wiarygodniejsze będą relacje
ówczesnych mieszkańców Woli Chodkowskiej. Część z nich
wykorzystał Jacek Lombarski w swoim opracowaniu Śladami
majora Henryka Dobrzańskiego Hubala po ziemi zwoleńskiej.
Ich pełne wersje zostały opublikowane w „Wojskowym Przeglądzie
Historycznym” nr 3/1988 przez Antoniego Lipca (Uwagi o
walce mjr. Henryka Dobrzańskiego – „Hubala”w Woli
Chodkowskiej). Helena Pastwa
relacjonowała: W czasie bitwy 3 Niemców uciekło, dwóch
zostało zabitych, a jeden ranny w brzuch. […]
Za chwilę rannego Niemca przyprowadził do mieszkania
Bronisław Strzelczyk, zamieszkały w Chodkowie, prosząc, by
udzielić mu pomocy. Rannego opatrzyła moja matka […].
Sołtys zawiadomił Niemców, co się stało w Chodkowskiej
Woli. Na skutek tego pod wieczór do Woli Chodkowskiej przyjechało
samochodami dużo wojska niemieckiego. […]
żadnych represji nie było.
Spośród
trzech Niemców, którzy uciekli z samochodu, jeden został zabity w
odległości około 250 m od samochodu. Drugi uciekł za naszą
stodołę […]. Wycofujący
się Polacy […]
dwóch zabitych towarzyszy zabrali ze sobą i pochowali […].
Wszyscy
świadkowie wspominają o tym, że obok wsi ugrzązł zaledwie jeden
niemiecki samochód, a nie cała kolumna. Stąd też rozmiar starcia
musiał być mniejszy, niż to z fantazją kreśli Komuda. Nikt też
z mieszkańców nie wspomina słowem o egzekucji jeńców, którą
autor postanowił rozbudować na trzy strony.
Warto
też dodać, że Hubal rzadko kiedy uciekał się do wydawania
wyroków śmierci, a wysługujących się okupantowi niemieckiemu
karał przede wszystkim wymierzaniem batów na siedzenie. Po środki
ostateczne sięgał dopiero, kiedy takie ostrzeżenie nie skutkowało.
W
grudniu 1939 r. major Dobrzański wybrał się do Warszawy, by z
władzami naczelnymi SZP szukać porozumienia co do działalności
jego oddziału. I tu otwiera się kolejne pole do popisu dla fantazji
Jacka Komudy. Wg niego bowiem major krąży po Warszawie w pełnym
umundurowaniu, w tramwaju wybiera przedział dla Niemców, ponieważ
„oficerowi nie wypada się tłoczyć”, a na koniec oczywiście
wszczyna awanturę. Autor robi więc z Hubala idiotę, oficera, który
„myśli regulaminem” i bezmyślnie naraża na śmierć siebie i
towarzyszącego mu kpt. Kalenkiewicza. Wszystko po to, by przekonać
czytelnika, że Dobrzański do żadnej konspiracji się nie nadawał,
bo jego awanturniczy duch myślał jedynie o wojaczce w mundurze i z
szabelką. Nie zauważa Komuda, że to, co robi major od
października, to właśnie budowanie konspiracji. Oddział pozostaje
skadrowany aż do lutego 1940 r., natomiast Hubal rozbudowuje
organizację konspiracyjno-wojskową Okręg Bojowy Kielce. Opracowuje
dokumenty, zaprzysięga ludzi, wyznacza im plan szkolenia. Nawiązuje
kontakt nie tylko z SZP w Kielcach, ale także innymi organizacjami
konspiracyjnymi, na przykład z Tomaszowa Mazowieckiego. Nie neguje
konspiracji jako takiej, ale uważa, że potrzebny jest również
oddział pozostający w mundurach, ze względu na siłę, z jaką
oddziałuje jego widok na ludność polską.
A
o tym, jak wyglądały przygotowania Hubala do wyjazdu do stolicy,
najlepiej świadczy relacja Józefa Alickiego, opublikowana w
„Wojskowym Przeglądzie Historycznym” (nry 3 i 4/1987 i 1/1988):
Byłem obecny przy odjeździe majora z leśniczówki Dęba.
Ubrany był w elegancki garnitur, koszulę, krawat, pantofle,
jesionkę i kapelusz […]. Całą
garderobę zakupił uprzednio w Kielcach. […]
Mundur i cały moderunek został złożony do walizki i
przechowany w stodole w leśniczówce. Przed
podróżą major zaopatrzył się również w fałszywe dokumenty na
nazwisko Chrząszczewski, fakt ten odnotował nawet sam Komuda.
Dlaczego zatem, skoro Hubal zadbał, by do Warszawy pojechać
incognito, miałby się jednocześnie narażać na dekonspirację
przez nie zdjęcie munduru? Szkoda, że takiego pytania autor sobie
nie zadał.
Komuda też od pierwszych
rozdziałów dba o to, by zbudować obraz Hubala-buntownika. Oficera,
który sam najlepiej wie, jak ta wojna powinna wyglądać i dlatego
decyduje się siłą odebrać dowodzenie 110. pułkiem ułanów
schorowanemu płk. Jerzemu Dąmbrowskiemu. Potem mówi z żalem:
„Żałuję, że nie zastrzeliłem Dąmbrowskiego”. Sam obraz
zniedołężniałego pułkownika, wykreowany przez Komudę, jest dla
tego oficera krzywdzący. Jeśli autor rzeczywiście zadał sobie
trud i przeczytał książkę Ksyty, a nie tylko zaglądnął do niej
wybiórczo, to powinien wiedzieć, że przyszłemu „Łupaszce”
daleko do schorowanego starca. Przeciwnie, pułkownik podejmował
zdecydowane działania przeciwko prosowieckim wystąpieniom.
Starczyło mu też woli i energii, żeby zrezygnować z marszu na
Litwę i pozostać w kraju by bić się z wojskami sowieckimi.
Umiejętnie prowadził pułk pomiędzy wojskami przeciwnika, w
kierunku Warszawy. Również rozwiązanie oddziału odbyło się w
spokojnej atmosferze, a sam Dąmbrowski nie planował zaprzestania
walki, a tylko zmiany jej formy – na bardziej partyzancką. Kłam
wizji Komudy dają też słowa relacji rtm. T.
Dworzeckiego-Bohdanowicza, przytoczone przez Ksytę: Płk
Dąmbrowski nie czuł się dobrze, ale do chwili rozwiązania pułku
sprawował dowództwo i nie jest mi wiadomym, by był niezdolny do
dowodzenia.
W
miarę wiernie kreśli Komuda przebieg pierwszej demobilizacji
Oddziału Wydzielonego, z dn. 13 marca 1940 r. Zapomina jednak o
jednym drobnym, ale ważnym szczególe. Zgody na skadrowanie oddziału
i jego przejście w Góry Świętokrzyskie, płk. Okulicki nie wydał
rzucając ją Hubalowi „przez ramię”. Została ona ogłoszona
przed frontem całego oddziału, podana do wiadomości wszystkich
żołnierzy. Pisał o tym szerzej Jacek Lombarski w książce Major
Hubal. Legendy i mity, której
znajomość również deklarował Komuda. Czy płk. Okulicki działał
zgodnie z wytycznymi Komendy Głównej ZWZ, czy też na własną rękę
pozwolił skadrować oddział, nie wiemy. Ale Hubal to polecenie
wykonał, więc trudno mu wobec tego zarzucać bunt.
Moje
zniesmaczenie obudził także wątek erotyczny w powieści. Wiadomo,
że „baby” przy wojsku były, są i będą. Oddział Hubala to
nie zakon i on sam również zapewne nie pozostawał w celibacie. W
filmie „Hubal” jest scena, która wg mnie świetnie ilustruje
stosunki wojskowo-cywilne w tej materii. Ułani stają na kwaterach,
major wchodzi do jednej z chat i rzuca do gospodarza: „Jesteśmy
regularnym wojskiem i za wszystko będziemy płacić. Dziewczyny
niech się pilnują, jak im na tym zależy”. Tylko tyle i aż tyle.
Inteligentnemu starczy. Tymczasem dla Komudy wątek ten musiał mieć
szalone znaczenie, skoro Dobrzański nie przepuszczał właściwie
żadnej kobiecie, jaką napotykał. Miał więc romans z niemieckim
agentem (rozpoczął układanie klaczki […]
nie używając czarnej wodzy ani munsztuka (sic!)),
siostrą sołtysa z Anielina, ziemianką z pobliskiego dworu, czy
wreszcie z samą Marianną Cel „Tereską” - na dzień przed
śmiercią. W rzeczywistości jednak w obozowisku w Wólce
Kuligowskiej „Tereski” nie było, gdyż major wysłał ją na
poszukiwanie oddziałowej piechoty. Znów więc nagiął Komuda
prawdę tak, by była zgodna z jego wizją. I z prawdy zrobiła się
gówno prawda.
Można
by tak wyliczać i wyliczać miejsca, w których Komuda minął się
z faktycznym biegiem wypadków. Dostało się nawet Kalenkiewiczowi,
który nie potrafi odróżnić, gdzie koń ma ogon, a gdzie głowę,
tak jakby nie było naturalnym, że przedwojenny oficer potrafi
jeździć konno. Nie brak też wątków mitycznych -
dziewięćdziesięcioletni nieśmiertelny koń, wstający z martwych
luzak majora kpr. Kossowski „Ryś”, odbicie ciała Hubala przez
spec-komando pod wodzą Morawskiego - jednym słowem: western w
lasach spalskich.
Chciałabym,
aby ten wpis był krótszy, a przecież i tak odniosłam się tylko
do najbardziej jaskrawych przykładów nieprawdy. W jednym z wywiadów
Komuda dał wyraz przekonaniu, że swoją książką broni dobrego
imienia Hubala. Gdyby nie on, mówi, ktoś inny napisałby o majorze
w dużo gorszym tonie. Przeciwstawia swoje dzieło „Tajemnicy
Westerplatte”, która swego czasu tak poruszyła środowiska
kombatanckie w Polsce. Tymczasem na kartach jego powieści
otrzymujemy obraz majora-watażki, warchoła, rozpasanego samca,
idioty, buntownika i, co najgorsze, mordercy. A jeśli fakty mówią
inaczej – tym gorzej dla faktów.
Książka
jest promowana w radiu i innych mediach, w wielotysięcznym nakładzie
pójdzie w kraj. Komuda cieszy się szerokim gronem stałych
czytelników, z pewnością też wiele osób sięgnie po jego
twórczość po raz pierwszy. Dla znacznej części będzie to
pierwsze i jedyne zetknięcie z postacią Henryka Dobrzańskiego –
Hubala. I takim właśnie go zapamiętają.
A
historykom pozostanie zabrać się za sprzątanie tego błota, jakim
majora Komuda obrzucił.
Bibliografia:
Alicki J., Wspomnienia żołnierza z oddziału mjr. „Hubala”,
„Wojskowy Przegląd Historyczny”, nr 3/1987, 4/1987, 1/1988.
Kosztyła Z. Oddział Wydzielony Wojska Polskiego majora Hubala,
Warszawa 1987.
Ksyta
Ł, Major Hubal.
Historia prawdziwa,
Warszawa 2014.
Lipiec
A., Uwagi o walce
mjr. Henryka Dobrzańskiego – „Hubala”w Woli Chodkowskiej,
„Wojskowy
Przegląd Historyczny”, nr 3/1988.
Lombarski
J, Major Hubal.
Legendy i mity,
Końskie 2011.
Lombarski
J, Śladami majora
Henryka Dobrzańskiego Hubala po ziemi zwoleńskiej,
Zwoleń 2008.
Wańkowicz
M, Hubalczycy,
[w:] Dwie prawdy,
Warszawa
1981.
Wywiad
z Jackiem Komudą dostępny jest pod adresem:
http://wczorajdlajutra.pl/w-pogoni-za-zagonczykiem-z-jackiem-komuda-rozmawiamy-o-hubalu-i-jego-legendzie/
A zdj. skąd ściągnięte?
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem tę książkę, jak to się mówi: "jednym tchem". Nie zgadzam się z "negatywnym" obrazem przedstawienia postaci mjr. Hubala jaki na podstawie recenzji wyłonić się miał z książki. Być może p. Ewa nie chce uznać, że bohater książki nie był "aniołem" a mężczyzną z "krwi i kości" i jak widać na kartach książki, nietuzinkowym oficerem wiernym ideałom kawaleryjskiego ducha.
OdpowiedzUsuńO wiele ważniejsze są w tej książce opisy bestialskiego zachowania niemieckiego okupanta, tak tu nazwanego, a nie zgodnie z obowiązującą obecnie doktryną "poprawności politycznej" - nazistowskich wojsk. Dzięki książce młode pokolenie może wreszcie dowiedzieć się otwarcie, kto palił wioski, mordował bezbronnych, jaki na prawdę był ten "bohaterski i rycerski" werhmacht i "niezwyciężone" SS. Jeszcze 20 lat temu otwarcie mówiono, że to Niemcy napadły na Polskę i to Niemcy popełniali na naszym terytorium zbrodnie. Dziś młodzież słyszy (szczególnie w programach przeróżnych kanałów edukacyjnych, ale także i w internecie oraz tzw. "polskich" gazetach), że zbrodnie popełniali "naziści". A kim ono byli? Być może "kosmitami, którzy najechali Niemcy i przejęli w nich władzę? Nie to byli synowie niemieckich "bauerów" i "junkrów", a ich potomkowie wciąż żyją za naszą zachodnią granicą i zrobią wszystko byśmy o tym zapomnieli.
Wreszcie to była książka, gdzie autor przekazał między wierszami co należy czynić ze zdrajcami własnego narodu, "non-konformistami", którzy dla pieniędzy i "spokojnego" życia oddają się w niewolę najeźdźcy i skonfrontował ich postawę z patriotycznym i oddanym ojczyźnie stosunkiem do Polski bohaterów książki z oddziału Hubala: Tereską, Lisem czy Habalą.
Pani Ewa winna wczytać się w sens tej książki, porzucić "obecną antypolską linię historyczną", która zbrodnie niemieckie przypisuje Polakom, zanim zacznie ją krytykować w imię swojej wizji mjr. Hubala, bo jest bardzo nieprzekonywująca w tym co pisze.
Szanowny Panie,
Usuńobawiam się, że powinien Pan jeszcze raz ze zrozumieniem przeczytać mój wpis.
Postacią majora zajmuję się prawie 15 lat, a swoją wiedzę na jego temat czerpię z opracowań i źródeł historycznych, a nie z literackiej wizji Komudy.
Nie wiem, w którym miejscu moja wypowiedź jest antypolska i anty-Hubalowa. Krytykuję obraz, jaki wykreował Komuda, a nie samego majora. Proszę czytać ze zrozumieniem.
Wskazałam, w którym miejscu autor powieści rozminął się z prawdą. Powołałam się na konkretne źródła i opracowania (bibliografia jest pod postem!). Korzystał z nich ponoć sam Komuda. Zatem albo ich nie zrozumiał, albo celowo przekłamał, kreując własną wizję.
Kiedy mój wpis ukazał się na stronie majorhubal.pl, na profilu facebookowym tejże rozgorzałą dyskusja. Padały tam argumenty, że Komuda stworzył "postać z krwi i kości". Na jakiej jednak podstawie tak twierdzą? Dlaczego uważają, że taki właśnie był major? Czy ktoś z czytelników znał Hubala? Najpewniej nie. Możemy tylko zaufać źródłom i wspomnieniom osób, które go znały. W swojej wypowiedzi wskazałam jak bardzo różnią się one od tego, co napisał Komuda. Mój wpis nie jest atakiem na Hubala. Jest obroną jego dobrego imienia. Protestuję przeciwko temu, żeby z majora robić mordercę jeńców czy niewyżytego buhaja, który nie przepuści żadnej samicy.
To, że postać, którą skreślił Komuda, jest wiarygodna, nie oznacza, że ZGODNA Z RZECZYWISTOŚCIĄ. Dla własnej wizji Komuda każe robić Hubalowi czyny, których nie popełnił. Jeśli major by wymordował jeńców, to to stawiałoby go w jednym szeregu z niemieckimi mordercami z Wehrmachtu. Mamy relacje świadków, że tak nie było. Nie potrafię tego napisać jaśniej.
Samego Hubala bardzo cenię. Imponuje mi, że w atmosferze klęski potrafił skupić wokół siebie żołnierz, wyrobić sobie u nich autorytet, że mimo zimna, głodu, brudu, wszy, siedział we wsiach i w lesie. Organizował struktury organizacji konspiracyjnej, szkolił żołnierzy. Nie zajmował się głupim zaczepianiem, szarpaniem Niemców. Miał plan, który realizował. Myślał o "Jutrze", które nadejść miało wiosną 1940 r.
Być może pan Michał woli, jak bohaterowie mordują jeńców z zimną krwią i , za przeproszeniem, bzykają wszystko, co się rusza. Ale wtedy będzie musiał poszukać sobie innego wzorca, bo w przypadku Hubala jest to po prostu przekłamanie.
PS: Nigdzie nie twierdziłam, że ksiązkę Komudy źle się czyta. Przeciwnie, podkreśliłam ten walor powieści. Naprawdę, proszę czytać ze zrozumieniem.
Bezczelny paszkwil na autora powieści historycznej pisany przez osobę bez wyobraźni. Jestem zaskoczony jak autor (Komuda) ożywił postać na kartach powieści historycznej. Jeśli komuś brakuje inteligencji aby odróżnić świetną powieść historyczną, która musi zawierać pewną dozę fikcji od biografii - to nie powinien się zajmować zabawą w krytyka.
OdpowiedzUsuńBędę to powtarzać do znudzenia - Komuda twierdził, że solidnie przygotował się do napisania tej powieści. Że korzystał z opracowań, w tym najnowszych. Sam siebie nazywa historykiem. To jednak zobowiązuje. Nie można wziąć żyjącej kiedyś osoby i dowolnie kształtować jej biografii. Nie można z kogoś bezkarnie robić mordercy jeńców! Fikcja literacka jest fikcją, ale powieść historyczna powinna trzymać się realiów. Tym bardziej, że nie występują w niej tylko postacie wymyślone.
UsuńTo "dzieło" Komudy na pewno wpłynie na to, jak wielu ludzi postrzegać będzie Hubala. Na temat tej postaci jest tyle przekłamań i mitów, a teraz Komuda dorzucił swoją cegiełkę do tego i przyczynił się do utrwalenia i rozpowszechnienia wielu z nich.
Nawet w przypadku tej nieszczęsnej Trylogii omawia się często jej zgodność z realiami. Tego chyba właśnie oczekuje czytelnik od powieści historycznej - żeby byłą godna zaufania. Często ma się za złe Sienkiewiczowi o to, że nagiął fakty pod swoją wizję.
O to samo mam ja żal do Komudy.
Wypunktowałam miejsca, gdzie Komuda minął się z prawdą. Nie wzięłam tego z kryształowej kuli. Oparłam się na źródłach i opracowań, które zamieściłam w bibliografii pod wpisem.
Może i bohater powieści jest mężczyzną z "krwi i kości". Ale to nie Hubal! To tak jakby malarza-portrecistę chwalić za to, że wizerunek w ogóle jest podobny do człowieka, a nie zwracać uwagi na to, że uwieczniona osoba znacząco różni się o konkretnego modela.
Komuda zrobił w to co według autorki(?) Kalenkiewicz - napisał powieść ku pokrzepieniu serc i działa.
OdpowiedzUsuńKomuda utrzymuje, że starannie przygotował się do napisania tej powieści. I korzystał przy tym ze starszych i nowych opracowań. Ba, nawet zdołał siebie wykreować na eksperta od Hubala, bo przecież w takiej roli gościł w programie "Swiat się kręci" pod koniec maja.
UsuńPodkreślał, że wiernie starał się odtworzyć losy Hubala,a tymczasem w powieści znalazły się wydarzenia, które nie miały miejsca. Ze szkodą dla Hubala.
Jeśli autor na okładce książki nazywa się historykiem, twierdzi, że napisał powieść historyczną, to powinien trzymać się realiów. A nie pisać o majorze to, co mu się żywnie podoba.
Szanowna Pani,
OdpowiedzUsuńnie śmiem polemizować z historykami, ale chciałabym zabrać głos odnośnie oskarżenia, które padło pod adresem J. Komudy. Napisała Pani, że w książce "Hubal" major został przedstawiony jako "niewyżyty buhaj, który nie przepuści żadnej samicy". Przeczytałam książkę Komudy i osobiście nie odniosłam takiego wrażenia - ale zakładam, że sprawy życia intymnego każdy człowiek postrzega odmiennie. To kwestie bardzo subiektywne.... Jednak nie wrażeniami chciałam się podzielić... Oglądałam ostatnio zdjęcia OW WP na stronie http://www.majorhubal.pl/ i mą uwagę przykuła jedna rzecz. Na zdjęciach Oddziału wykonanych w 1940 roku, major pozuje w białym szaliku. Od razu skojarzył mi się z Ewą Lasocką (vel. Frau Snoch). Może Komuda nie zasłania się fikcją literacką pisząc o podarku jaki Lasocka złożyła Hubalowi (s.480)?
Proszę nie rozumieć źle - nie bronię powieści Komudy, ale nawet gdyby Hubal utrzymywał kontakty z kobietami będąc ostatnim żołnierzem, to czy nam je oceniać? Czy to umniejsza jego bohaterstwu i zasługom dla Polski?
Szanowna Pani,
Usuńwłaśnie dlatego nie lubię powieści historycznych i nie ufam im. Nigdy nie wiadomo, ile autor zaczerpnął z prawdziwych wydarzeń, a ile dodał od siebie.
Proszę zobaczyć, jak ten mechanizm zadziałał u Pani. Komuda wymyślił sobie scenę wręczenia szalika Hubalowi przez Lasocką. Potwierdzenia tego faktu dopatruje się Pani we wspomnianym zdjęciu.
Tymczasem, jeśli dobrze pamiętam, szalik był podarkiem od matki majora. Nie to jest jednak ważne. Istotniejsze jest to, że takiej postaci jak Ewa Lasocka w ogóle nie było! Komuda zabawił się tutaj życiorysem Marii Matrackiej z domu Alberskiej. Była ona nauczycielką w Ponikle. Nie była ona jednak żadnym szpiegiem, ale przyjacielem oddziału. Od miejscowej ludności zbierała broń i przekazywała ją Hubalczykom. Ułatwiała zdobywanie potrzebnych dowodów osobistych i odzieży. Kiedy w kwietniu 1940 roku oddział stacjonował w Ponikle, w szkolnym lokalu Matrackiej kwaterowali major wraz z Dołęgą-Ossowskim i Romanem-Rodziewiczem.
Ba, żadne ze źródeł nie potwierdza, by przy oddziale kręciła się w ogóle jakaś kobieta-szpieg!
Proszę Pani, nie widzę nic złego w tym, że major mógł utrzymywać kontakty z kobietami. To jego sprawa. Święty przecież nie był, celibatu nie ślubował. Nie oznacza to jednak, że czytelnik musi Hubalowi robić za materac. Wg Komuda,Dobrzański nie przepuścił żadnej - ziemiance, inteligentce, ba, nawet chłopskiej dziewczynie. I nie ważne, że tej chłopskiej dziewczyny (mówię o Teresce) nie było wtedy w obozie. Komudzie do czegoś potrzebna jest taka scena, więc ją sobie tworzy. Po co? Zastanawiała się Pani, czy major rzeczywiście nadużyłby swojej władzy, żeby sypiać z podwładną?
Takie postępowanie mogłoby go narazić na utratę autorytetu wśród żołnierzy.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWitam.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za artykuł, już czytając powieść zauważyłam w niej dużo fikcji literackiej. A przyznam szczerze, że choć podziwiam Hubala i specjalizuję się w historii wojskowości to nie studiowałam skrupulatnie materiałów źródłowych dotyczących Pana Majora i wiedzy dużej nie posiadam. Przykre jest że ową książką Pan Komuda mógł wprowadzić Czytelników w błąd. Oczywiście książka bardzo mi się podobała, a jej walory artystyczne są rewelacyjne, brakuje mi jednak jakiejś krótkiej notki dotyczącej materiałów źródłowych, którymi posługiwał się autor i paru słów wyjaśnienia do niektórych postaci czy wydarzeń, jak np do Pani Lasockiej. Autor powinien jednoznacznie określić co jest prawdą a co nie i w którym miejscu pozwolił sobie na przedstawienie swojej wizji wydarzeń.
Mam pytanie trochę w innej sprawie. Czy wiadomo coś na temat kości znalezionych w Inowłodzu? Z tego co wyczytałam miały zostać przekazane do badań DNA ale nic nie mogę więcej na ten temat znaleźć. Mam nadzieję, że w końcu uda się odnaleźć grób Majora i go godnie pochować. Pozdrawiam serdecznie. Marta
A ja właśnie dzięki tej ksiąźce znalazłem tego bloga i zacząłem szukać informacji o bohaterach. I powiem, że to trudne zadanie. Czytam komentarze i blog z zapałem W poszukiwaniu nowych informacji i faktów. Dziękuję Pani Marcie za informację i autorce blogu za całość. Pozdrawiam.
UsuńA i jeszcze... bo zapomniałam. Spotkała się Pani z dokładnymi tytułami książek i artykułów z których korzystał Pan Jacek Komuda? Może korzystał z mało znanego materiału? Może dotarł do relacji świadków, które nie zostały opublikowane a np przekazane jedynie w rodzinie?
OdpowiedzUsuńNiestety, pan Komuda nie pofatygował się do ostatnich żyjących jeszcze świadków wydarzeń. Piszę to w związku z bzdurami, jakie napisał na temat (mało może znaczącego) epizodu, który rozegrał się we wsi Słomiana. Jednak zginęli tam konkretni ludzie, których nazwiska pomylił, a fakty potraktował z daleko idącą nonszalancją. Jeżeli taka jest rzetelność autora,, to szkoda, że w ogóle ta książka się ukazała.
UsuńBardzo dobry tekst! Pozwoliłem sobie odesłać do niego czytelników przy okazji własnej recenzji tej książki :)
OdpowiedzUsuńhttp://zgrzbietu.blogspot.com/2017/09/zadnego-komudy-nie-znam-i-znac-nie-chce.html
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że się podobał i również pozdrawiam!
UsuńBrawo za artykuł! Bardzo dobrze napisany. Niestety ja nie czytałam tej książki, ale doskonale wiem i rozumiem o co Pani chodzi. Jestem z zawodu mediewistą, i gdy czytam powieści historyczne z mojej ukochanej epoki no mierzą mnie nie które fakty! Ja rozumiem - powieść, ale jak się ktoś za to zabiera to niech chociaż poczyta podstawy! Ostatnio spotkałam się z polem kukurydzy w 1386 roku w Polsce! Serio?! Hubalem interesuję się od dzieciństwa, z przerwą na mediewistykę.Jako dziecko słyszałam historię o nim od pradziadka, część rodziny została żywcem spalona za pomoc majorowi. Teraz do tego wróciłam, gdyż aby zaliczyć rok wzięłam sobie za ścieżkę wojskowość, i postanowiłam zrobić prezentację o Hubalu. No i tak trafiłam tutaj, na bardzo fajnego a przede wszystkim rzetelnego bloga! Pozdrawiam, i trzymam kciuki za dalszy rozwój w tym kierunku.
OdpowiedzUsuńOgromnie Pani dziękuję za miłe słowa i przepraszam, że z opóźnieniem odpowiadam na Pani komentarz. Cieszę się, że blog się Pani podoba i znalazła Pani na nim przydatne treści.
UsuńPrzyznam Pani, że właśnie z powodów, o których Pani pisze, szkoda mi czasu na powieści historyczne. Nie ufam ich autorom, a jeśli epoka nie jest "moja", to nawet nie jestem w stanie oddzielić faktów od wyobraźni pisarza, bo niestety, nie mam takiej wiedzy. Pół biedy, kiedy bohaterami tych książek są postaci fikcyjne, może jedynie inspirowane prawdziwymi ludźmi, ale kiedy już pojawiają się realne nazwiska i ktoś chce się promować na takim nośnym temacie jak Hubal - powinien zadbać o szczegóły! A nie do tych mitów, które wciąż krążą o Majorze dokładać następne i następne.
Pozdrawiam Panią serdecznie i życzę dużo satysfakcji z racji wybranej specjalizacji wojskowej :)
Dziękuję bardzo Autorce za wspaniały tekst, nie wiem dlaczego trafiłem na niego dopiero teraz, doskonale oddaje moje odczucia na temat tego pana (mam na myśli autora książki o której mówimy). Ktoś tutaj wcześniej napisał o postaci "z krwi i kości" albo o "świetnej książce historycznej, która musi zawierać trochę fikcji" - dlaczego zawsze te trochę fikcji musi pokazywać naszych Bohaterów jako idiotów, bydlaków, morderców i s...synów ? Jeszcze o dwóch sprawach tutaj nie napisano - o stosunku Majora do ludności miejscowej i o tym "bohaterze" książki - niemcu pisanym w pierwszej osobie. Zresztą pozwolę sobie zacytować fragment mojego komentarza pod filmem "Hubal gdzie kręcono film?" https://www.youtube.com/watch?v=hT2zLZNeWiw&t=3s
OdpowiedzUsuńOstania rzecz, której nie mogę przemilczeć, to zachwyty nad książką Jacka Komudy i nad jego wiedzą historyczną, o tej drugiej nie wypowiadam się, nie mam o tym zielonego pojęcia i to nie moja sprawa, ale książkę przeczytałem i byłem zdruzgotany. Wszyscy się zgodzą, że obraz Majora przedstawiony w książce pana Jacka i w filmie Poręby, to dwa różne obrazy, i nie mogą być oba prawdziwe, co najmniej jeden musi być fałszywy. Po co w ogóle wypisywać takie bzdury ? Naprawdę Major traktował polskich chłopów na zasadzie "zamilcz chamie, w końcu masz do czynienia z oficerem" ? Naprawdę wyciągał rewolwer na każdy przejaw minimalnie odrębnego zdania od własnego, na dowolny temat ? Naprawdę była w Oddziale specjalna grupa do wykonywania wyroków śmierci, które Major wydawał jednoosobowo, a nie tak jak na filmie, zwołując sąd ? (poza tym temu kolesiowi na filmie naprawdę się należało) Naprawdę ksiądz Mucha osobiście zastrzelił niemiecką konfidentkę, żeby zdjąć ciężar tego grzechu z Majora ? (chyba aż parsknąłem śmiechem gdy to przeczytałem) Ten koń jak z baśni, to już lepiej przemilczę ... Może ja nie zrozumiałem jakiegoś głęboko ukrytego "drugiego dna" i jakiegoś zabiegu artystycznego, to bardzo możliwe ... Czy naprawdę przedostatnią noc swojego życia Major spędził z Tereską, a ksiądz Ptaszyński pilnował żeby im nikt nie przeszkadzał ? Tereska ładnych parę dni przed śmiercią Majora (nie pamiętam ile) była wysłana na poszukiwanie oddziału piechoty i nie było jej przy Nim. Z resztą całkowite przemilczenie życia seksualnego Majora i jego żołnierzy w filmie też uważam za błąd, to było chyba jedno z tych nieporozumień z autorem scenariusza, o których mowa w filmie. No i te wspomnienia jakiegoś niemca (tak właśnie pisało się ten wyraz zaraz po wojnie) spisane w pierwszej osobie i jego opinie o nas, Polakach ... Po co to ? Przepraszam ale miałem wrażenie że Autor wypowiada w ten sposób swoje własne zdanie. Ja wiem że było i jest sporo Niemców którzy takie właśnie zdanie mają o nas, ale mają oni szczęście, że ja nie miałem okazji powiedzieć im jakie ja mam zdanie o nich i o ich narodzie.
Pozdrawiam Autorkę i dziękuję.
PS a nazywanie nazistów niemcami w ramach walki z tzw. poprawnością polityczną to jedyna zaleta tego "dzieła" ...
UsuńDziękuję Panu za miłe słowa, cieszę się, że ma Pan podobne zdanie o książce Komudy.
UsuńTo jest właśnie powód, dla którego nigdy nie ufam powieściom historycznym - nigdy nie wiadomo, ile w nich wiernie oddanych realiów, a ile fantazji autora. Jeśli już muszą one zawierać trochę fikcji - to niech dotyczą zupełnie wymyślonych postaci, a nie szargać pamięć prawdziwych bohaterów! Tym bardziej, że Komuda w wywiadach podkreślał, jak to się niby solidnie przygotował do tego swojego - pożal się Boże - dzieła i jak wiernie starał się pokazać historię Hubala.
Nie, Major nie spędził przedostatniej nocy swojego życia z Tereską. Nie, nie było w oddziale specjalnej grupy do wykonywania wyroków śmierci. Nie, Hubal nie okazywał polskim chłopom braku szacunku - można by tak wymieniać w nieskończoność. Książka Komudy to niestety stek bzdur na temat majora Dobrzańskiego, a niestety, wiele ludzi bierze ją za dobrą monetę i wierzy, że Hubal rzeczywiście taki był "z krwi i kości".
Nie pamiętam już, czy w pierwotnej wersji scenariusza pojawiał się wątek życia seksualnego Majora (swoją drogą, czy naprawdę musimy mu zaglądać pod kołdrę, żeby jego historia była dla nas ciekawa?). Na pewno Szczepański wyobrażał sobie moment śmierci Hubala jako rozpaczliwą i beznadziejną szarżę na niemieckie linie. W tym zrywie towarzyszyć miało dowódcy już tylko kilku ułanów, którzy po kolei padają pod seriami broni maszynowej przeciwnika, aż w końcu zostaje sam Hubal i w końcu i on ginie... To była jedna z kwestii, która poróżniła scenarzystę i reżysera - Poręba chciał to pokazać tak, jak opowiadali Hubalczycy, a Szczepański - według swojej wizji. Pewnie były też i inne miejsca, gdzie zdanie tych dwóch panów się różniło od siebie, co ostatecznie doprowadziło do takich rozdźwięków między nimi.
Pozdrawiam serdecznie,
Ewa Pawlus
Paweł Lewandowski a autor filmiku uważa Komudę za "eksperta" wrrrrrrr.Pozdrawiam
UsuńPs aż mi wstyd, że chodziłem z nim do tej samej podstawówki
Sorry Piotr Lewandowski
UsuńSzanowna Pani Ewo, dziękuję bardzo za Pani odpowiedź, ma ona dla mnie duże znaczenie gdyż jestem absolutnie amatorem jak chodzi o historię, a postać Majora jest mi bliska ze względu na wrażenie jakie wywarł na mnie film Poręby jako na dziecku (jestem rocznik 1961, film obejrzeliśmy krótko po premierze na wspólnym wyjściu do kina całą klasą pod koniec podstawówki). Moje amatorstwo objawia się tym, że doskonale zapamiętuję wszelkie informacje na temat Majora, na jakie natrafię, dzisiaj to głównie w internecie, natomiast nigdy nie pamiętam źródła, czyli gdzie to przeczytałem. Otóż, już dosyć dawno temu, ale na pewno gdzieś przeczytałem, że w scenariuszu Szczepańskiego były dwie sceny, których nie mógł zaakceptować Poręba: scena seksu Majora z chłopką (tak tam było napisane, bez wyjaśnienia czy chodziło o Tereskę) oraz scena rozstrzelania jeńców niemieckich. Teraz dowiaduję się od Pani o scenie ostatniej szarży i śmierci Majora, mi ta scena bardziej kojarzy się z Wańkowiczem niż ze Szczepańskim, a okoliczności śmierci Majora oprócz, jak Pani pisze Hubalczyków, doskonale znała rodzina Laskowskich (kolega syna Laskowskiego, który w zagajniku znalazł martwego Demona i zaznaczył to miejsce). Jeszcze jedno chciałem Pani powiedzieć: całe sedno, całe 100% Pani racji jest w tym, jak opisuje Pani ludzi, dla których ta książka jest jedynym kontaktem z historią Majora. Nie da się dostatecznie mocno opisać szkodliwości, jaką mają tego typu "dzieła" w takiej sytuacji ... (parę lat temu z pewną osobą, sporo młodszą ode mnie, kulturalną, wykształconą itd jechaliśmy samochodem w okolicach Tomaszowa Mazowieckiego, powiedziałem coś o tym że jesteśmy w lasach Hubala, okazało się że ona nigdy w życiu nawet nie słyszała tego pseudonimu i nie miała pojęcia kto to był). Dokładnie tak jak Pani pisze, każdy może napisać dowolną powieść fabularną i zawrzeć w niej dowolną ilość idiotyzmów, ale od Bohaterów proszę się trzymać z daleka, a tacy ludzie jak ten pan o którym dyskutujemy, są po prostu szkodnikami.
UsuńPozdrawiam i dziękuję,
Piotr Lewandowski
Książki jeszcze nie skończyłem, ale na gorąco parę uwag.
OdpowiedzUsuń1. Sfera seksualna. Przypisuje się czyny niemoralne ludziom, którzy są nie są fikcyjnymi bohaterami. Zakładam, że pan Komuda ma mocne źródła, które jasno i wyraźnie potwierdzają te wszystkie erotyczne historyjki. Fakt że jest to powieść, niczego nie zmienia w ocenie moralnej takie przypisywania. Jest ono niegodziwe, jeżeli historie są zmyślone. Kwestię oceny wspominania o tych rzeczach, jeżeli są prawdziwe, zostawiam na boku.
2. Ewa Lasocka. Intryga z tą panią jest tak grubymi nićmi szyta, że trudno uwierzyć w jej pojawienie się w książce uchodzącej za powieść historyczną (jestem w momencie, gdy Halawa rozpoznał panią Ewę). Kobieta, którą widziało dwóch żołnierzy oddziału, za chwilę zaczyna udawać inną kobietę i idzie do ich szefa, narażając się na spotkanie z nimi i rozpoznanie. Naprawdę...?
3. Od mniej więcej 500-tnej strony cała sympatia do Hubala Komudy uchodzi. Facet zachowuje się jak wielki pan na włościach, który imprezuje sobie, wykorzystujac do tego ojczyznę.
Szkoda, że Pani wpis nie został opublikowany w jakiejś poczytnej gazecie.