wtorek, 23 października 2018

Jeszcze o Woli Chodkowskiej

Nie jest dobrze, jeśli autorzy opisujący wydarzenia historyczne posługują się fikcją literacką, dobrą na pewno w powieściach, ale nie w reportażach historycznych.

"Kierunki" nr 16 z dn. 02.09.1956, w których ukazały się
fragmenty "Hubalczyków" Wańkowicza
To zdanie Antoniego Lipca, inicjatora budowy pomnika walki pod Wolą Chodkowską, wynotowałam sobie specjalnie z myślą o dzisiejszym wpisie. Bardzo dobrze pasuje ono bowiem do tego, jak z czasem zafałszowany został obraz tej niewielkiej potyczki.  Opisana piórem Melchiora Wańkowicza urosła do rangi wielkiej bitwy, w które trup niemiecki ściele się gęsto, a sam major Dobrzański zostaje nawet mordercą bezbronnych jeńców. O tym, jak wyglądała naprawdę walka pod Wolą Chodkowską, możecie przeczytać w osobnym wpisie, teraz natomiast chciałabym wyjaśnić, skąd błędne postrzeganie jej przebiegu.
Nie jest tajemnicą, że pisząc swoich "Hubalczyków" Wańkowicz inspirację czerpał z nowelki Macieja Kalenkiewicza o tym samym tytule (więcej na ten temat pisałam w artykule "Hubalczycy" i plagiat Wańkowicza ). To właśnie od Kalenkiewicza pisarz wziął liczbę samochodów (siedem), spalenie żywcem w zamkniętych samochodach części żołnierzy niemieckich  oraz rozstrzelanie przez Majora ośmiu pozostałych przy życiu. Być może Wańkowicz uznał, że skoro Kalenkiewicz był Hubalczykiem, to jego dzieło można uznać za wiarygodną relację, wiernie oddającą przebieg wydarzeń. W rzeczywistości jednak jest to bardziej utwór literacki, luźno tylko inspirowany przeżyciami "Kotwicza" w Oddziale. A opisana przez niego walka nigdy nie miała miejsca.
Co za tym przemawia? Przede wszystkim czas akcji. Kalenkiewicz wyraźnie zaznacza, że atak na kolumnę samochodową miał miejsce wiosną 1940 r., w dodatku w nocy (starcie pod Wolą Chodkowską miało miejsce około południa 1 X 1939 r.). Kapitan opuścił oddział w listopadzie 1939 r. i dalsze losy kolegów znał przede wszystkim z listów ppor. Zygmunta Morawskiego "Bema", pisanych jesienią 1940 r. i wiosna roku następnego. Można więc zaryzykować, że to właśnie korespondencja z młodym porucznikiem stała się dla Kalenkiewicza inspiracją do napisania nowelki "Hubalczycy".
Niestety, historyk, który zapoznaje się z treścią listów "Bema", musi złapać się za głowę. Opisuje on bowiem często wydarzenia, które w ogóle nie miały miejsca (jak np. walka nad ciałem Majora), niektóre fakty wyolbrzymia (przede wszystkim niemieckie straty), a inne przeinacza, podkreślając przy tym swoje zasługi. Świetnym przykładem jest jego opis walki pod Huciskiem:
30 III  Niemcy zaatakowali nas w Huciskach.  [...] zostaliśmy otoczeni i zmuszeni do walki. [...] Walkę tę rozstrzygnąłem ja, zajechawszy Niemcom na tyły z półplutonem kawalerii. Siła mego oddziału wynosiła 14 koni i ludzi. Do walki poszło 3 ludzi z jednym rkm. [...] 168 samochodów spaliliśmy, około 300 Niemców padło na miejscu, rannych byłem zmuszony kazać dobić, gdyż nie mieliśmy dla nich szpitali i obozów. Z dobitymi straty Niemców wynosiły 1200-1500 ludzi, w tym trzydziestu kilku oficerów. 
Już na pierwszy rzut oka ten fragment wydaje się niewiarygodny. Niemieckie straty są nieproporcjonalnie duże w stosunku do sił polskich. "Bem" nie tylko przypisał sobie dowodzenie patrolem kawalerii, ale również zamordowanie rannych. W żadnym innym źródle nie ma informacji o tym, by Hubalczycy kiedykolwiek w ten sposób potraktowali rannych - ani pod Huciskiem, ani po żadnej innej walce. 
Czy Kalenkiewicz wiedział, że "Bem" fantazjuje? Możliwe, jako zawodowemu oficerowi podane przez Morawskiego liczby mogły mu się wydać niewiarygodne. Opis "Bema" zainspirował go jednak na tyle, że swoim lekkim piórem wykreował opis fikcyjnej zasadzki, jaką oddział Hubala miał przeprowadzić na niemiecką kolumnę samochodową. Właśnie, zasadzki. "Kotwicz" pisze bowiem: Trzy pierwsze auta najwyżej strzelały płomieniami, tworząc bezkształtną masę ognia, kół, blachy i desek, stłoczoną na pniu olbrzymiej jodły, zwalonej w poprzek szosy. W rzeczywistości jednak Hubalczycy nigdy nie zorganizowali tego typu zasadzki na wroga i nie przejawiali inicjatywy w akcjach zbrojnych przeciwko niemu. Jest to więc kolejny argument przemawiający za tym, że walka opisana przez Kalenkiewicza nigdy nie miała miejsca. Podobnie jak z rozstrzelaniem pozostałych przy życiu Niemców. Kapitan "przepisał" je z "Bema" na samego Hubala, uznając może, że lepiej będzie, jeśli to główny bohater będzie wymierzał w ten sposób "sprawiedliwość"? Należy jednak podkreślić jeszcze raz z całą mocą, że takiego faktu nie potwierdzają żadne inne źródła. Nie ma żadnych podstaw, aby z Majora robić zbrodniarza wojennego, co tak lekko uczynili pewni współcześnie zajmujący się nim autorzy.
Melchior Wańkowicz musiał znać opowiadanie "Kotwicza" w całości, a więc i też te drobne szczegóły, jak data i okoliczności opisanej walki. Mimo to jednak zdecydował się je wykorzystać jako opis starcia pod Wolą Chodkowską, nie informując w ogóle czytelnika, że niewiele mają one wspólnego z prawdziwym przebiegiem potyczki. Jedynym elementem wspólnym jest motyw samochodu ciężarowego, ale to przecież za mało, żeby uznać wymyśloną przez "Kotwicza" walkę i prawdziwą potyczkę pod Wolą Chodkowską za jedną i tę samą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz