poniedziałek, 5 listopada 2018

Ostatnia walka w 1939 roku

"Tereska" odnajduje ułanów i przywozi dokumenty uratowane
z Cisownika. Kadr z filmu "Hubal".
Zbiory Filmoteki Narodowej
Krótka, ale gwałtowna wymiana ognia w Cisowniku to ostatnie starcie Hubalczyków z Niemcami w 1939 roku. (Do następnej znaczącej walki ułanów z okupantem doszło dopiero za pięć miesięcy, 30 marca 1940 roku pod Huciskiem). W przeciwieństwie do potyczki pod Wolą Chodkowską, nie przyniosło Polakom zwycięstwa. Mimo że nikt nie zginął, oddział bardzo boleśnie odczuł utratę niemal wszystkich koni. W rocznicę tego wydarzenia przyjrzyjmy się, jak do niego doszło. 

Walka - ale kiedy?
Napisałam "w rocznicę", choć dotąd w historiografii przyjęło się uważać, że była to środa, 1 listopada 1939 roku. Niektórzy badacze są skłonni przesunąć datę na 2 listopada, ufając w tej kwestii Józefowi Alickiemu i jego obszernym wspomnieniom. Jednak po uważnej analizie źródeł myślę, że właściwym byłoby przyjąć za datę walki w Cisowniku niedzielę, to jest dopiero 5 listopada. Przemawiają za tym trzy źródła: relacja gajowego Jana Barana, notatki sporządzone przez Marka Szymańskiego oraz pamiętnik Zygmunta Sosnowskiego, mieszkańca wsi. 
Gajowy Baran, ps. "Dąbrowa", był gospodarzem Hubalczyków w czasie ich postoju w Zychach oraz dowódcą pierwszej kadrowej drużyny strzeleckiej, utworzonej w ramach Okręgu Bojowego Kielce. Według niego, ułani dotarli do gajówki we wtorek, 24 października i pozostali w niej ponad tydzień. Opuścili Zychy dopiero w nocy z czwartku na piątek (2/3 listopada) i udali się do Cisownika. Pośrednio potwierdza to datacja dokumentów, wydanych przez Majora w czasie tworzenia Okręgu Bojowego Kielce. Pierwszy z nich nosi datę 26 października, a kolejny - 2 listopada. Jest prawdopodobne, że wszystkie te dokumenty powstały podczas jednego  dłuższego postoju - w Zychach właśnie -  a przed wymarszem na kolejne kwatery. Data dokumentu wyklucza również wersję Alickiego - wątpliwe, by w dniu walki Hubal miał czas na pisanie szczegółowych wytycznych tworzonej organizacji konspiracyjnej.
Wersja gajowego Barana pokrywa się z notatkami, które robił w latach siedemdziesiątych Marek Szymański ("Sęp") podczas swoich "podróży dokumentacyjnych". Co prawda, zanotował on, że oddział opuścił Zychy w nocy z piątku na sobotę (3/4 listopada), jednak w obu tych wersjach mowa jest o piątku. Możemy więc przyjąć, że w pierwszych dniach listopada Hubalczycy pozostawali jeszcze w Zychach. Z kolei wspomniany już Sosnowski, a z nim i inni mieszkańcy Cisownika, zaznacza z całą pewnością, że oddział przybył do wsi "o brzasku" dopiero w niedzielę. Gdzie więc przebywał przez te dwa brakujące dni?

Zdrada...
Właściwie nie wiadomo, dlaczego dwudniowy pobyt Hubalczyków we wsi Jan Dziadek (dzisiejsza Modrzewina) dotąd umykał uwadze historyków, a nawet samych Hubalczyków. Nie wspominają o nim ani Alicki, ani Szymański, który wówczas był już przecież w oddziale. Być może po prostu nie byli świadomi, że to w czasie postoju w tym miejscu wydarzyło się coś, co zaowocowało niemiecką obławą i walką w Cisowniku, i ten niewielki epizod wypadł im z pamięci. Wiemy o nim dzięki relacjom tamtejszych mieszkańców, z których wynika, że jeden z chłopów nieopatrznie poinformował leśniczego pobliskiego leśnictwa Małachów o kawalerzystach, stacjonujących we wsi. W całej historii Oddziału Wydzielonego WP mógł on często liczyć na ofiarną pomoc ze strony służb leśnych. Nie raz kwaterowano w leśniczówkach i gajówkach, a leśnicy organizowali wywiad czy zaopatrzenie dla żołnierzy. Herman Liedke należał jednak do niechlubnych wyjątków i doniósł Niemcom o przebywających na jego terenie Polakach. (Później jeszcze nie raz informował okupanta o ruchach Hubalczyków). W Miedzierzy rozpoczęła się koncentracja sił przeciwnika i przygotowania do obławy.

... i obława
Dom, w którym major Hubal kwaterował w Cisowniku.
Fot. Jacek Lombarski
W tym samym czasie, w nocy z soboty na niedzielę, niczego jeszcze nie świadomy oddział przesunął się do pobliskiej wsi Cisownik. Na kwatery zajęto chałupy Edwarda Kuli, Władysława Kuledy, Bronisława Dulewicza, Franciszka Dulewicza oraz Józefa Dulewicza. W tej ostatniej zamieszkał Major razem z jeszcze jednym oficerem oraz Marianną Cel "Tereską", którą podał za swoją córkę. Mieszkańcy przyjęli ułanów bardzo serdecznie. Wyprowadzali ze stajen swoje konie, aby zrobić miejsce dla kawaleryjskich, a gospodarz Majora przywiózł metr drzewa, żeby zmarznięci żołnierze mogli się ogrzać. 
Już w Cisowniku do Hubala zaczęły docierać niepokojące wiadomości o koncentracji oddziałów niemieckich w Miedzierzy, oddalonej o niecałe cztery kilometry na zachód. Dla sprawdzenia tych informacji major zdecydował się wysłać patrol pod dowództwem kaprala Józefa Alickiego. Wyruszyłem niezwłocznie. Jechałem bardzo ostrożnie penetrując teren oraz wypytując spotykanych po drodze ludzi. Potwierdzali poprzednie  wiadomości.  W  samej  Miedzierzy,  którą  również spenetrowałem dokładnie, nie zauważyłem nic szczególnego. Po powrocie zdałem majorowi szczegółowy raport i poszedłem na kwaterę.
Tymczasem Niemcy, nieświadomi, że oddział zmienił miejsce postoju, wyruszyli w stronę wsi Jan Dziadek. Nieszczęśliwie dla Hubalczyków, po drodze musieli przejść przez sam Cisownik. Kiedy już podchodzili pod wieś, w ostatniej chwili dostrzegł ich dowodzący ubezpieczeniem pchor. Zygmunt Morawski "Bem" i ostrzelał przeciwnika, pragnąc zaalarmować kolegów. Niestety, zmęczeni nocnym przemarszem ułani w większości spali i zostali całkowicie zaskoczeni rozpętującą się strzelaniną. Niemcy grzmocili z broni maszynowej, wykorzystując jako zasłonę budynki wiejskie. Zorientowawszy się, iż nasze siły są małe, a uzbrojenie słabe, zaczęli się pchać coraz odważniej - relacjonował Alicki. Miarą powstałego chaosu niech będzie fakt, że wycofując się ze wsi Polacy zostawili w jednej z chałup wszystkie dokumenty oddziału. Uratowała je "Tereska", która schowała je pod łóżko, a sama usiadła na nim i udawała prządkę. Sam Hubal musiał wyskoczyć przez okno.
Miedzierza, Cisownik i Jan Dziadek na mapie WIG, 1937 r.
Wszystko nie trwało więcej niż piętnaście minut. Niemcy, obawiając się polskiego kontrataku, wycofali się, zabierając niemal wszystkie konie oddziału. Wyjątkiem były dwa, na których uciekli J. Alicki i por. Modest Iljin "Klin", oraz dwa będące na patrolu. W ten sposób Hubalczycy stracili m.in. wałachy marszałka Rydza-Śmigłego: siwka "Groma" oraz dzianeta "Hetmańskiego". Dalsze wędrówki odbywały się. na piechotę - wspominał Alicki. - Na koniach jeździli tylko chorzy oraz ułani na patrole. Major, służąc przykładem, z laską w ręku, maszerował po wertepach na czele oddziału.
Po opuszczeniu Cisownika ułani zdołali zebrać się w leśniczówce Adamów. Brakowało jedynie "Sępa" i "Tereski", którzy dołączyli nieco później. Stamtąd oddział przeniósł się na nowe kwatery do gajówki Rosochy. 

6 komentarzy:

  1. No cóz,sku.wysynów nie brakowało w tedy nie brakuje ichi dzisiaj.

    OdpowiedzUsuń
  2. Posiadam parę informacji więcej na priw

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę o wysłanie maila na adres zolnierka@gmail.com

      Usuń
  3. Czesc. Przeslesz więcej info na ten temat ?
    barrakuda75@wp.pl
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jakich dokładnie informacji Pan/Pani potrzebuje?
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. czy ten Liedke został ukarany. Kwestia donosicieli, zdrajców to osobny rozdział, ile tej podłoty było również w tamtych czasach

    OdpowiedzUsuń