Święto pułkowe 4. pułku ułanów, Wilno 1938. Krzyżykiem zaznaczony mjr Dobrzański. Fot. z książki W. Syty, Pułk 4. Ułanów Zaniemeńskich, Grajewo 2019. |
W poprzednim wpisie rozstaliśmy się z majorem Dobrzańskim w momencie jego przeniesienia do Wołkowyska. Miało to miejsce na początku 1938 roku, kiedy dowództwo nad 4. pułkiem ułanów zaniemeńskich objął ppłk. Ludomir Wysocki. Tym samym, po niemal dwóch latach od przyjścia do pułku, przyszły Hubal objął wreszcie funkcję, na którą oficjalnie został mianowany jeszcze w 1936 roku - dowódcy szwadronu zapasowego.
Obowiązki służbowe przejął od majora Jana Bączkowskiego, dowodzącego również szwadronem zapasowym 13. pułku ułanów. (Oba pododdziały stacjonowały w koszarach 3. pułku strzelców konnych). Jak relacjonował chorąży Józef Dzięciołowski, szef 2. szwadronu 3 PSK, obaj oficerowie mogli pełnić tę funkcję na zmianę, tj. jeden na dwa szwadrony. Jest to informacja bardzo ważna w świetle świadectwa, jakie Dobrzańskiemu wystawił później podpułkownik Wysocki.
Pierwsze spotkanie z "Heniem", jak nazywali go przyjaciele, wspominała żona majora Bączkowskiego, Irena. Pewnego zimowego dnia wróciła z wyjazdu służbowego: Na stacji, oprócz mego męża, czekał Henio Dobrzański, sanie i siwa para koni 4. pułku ułanów. Konie dymiły na mrozie, świat był zimowo biały, domy stały pod czapami nawisłego śniegu, a niebo było ciemnoszare.
- Major Dobrzański został przydzielony do szwadronu czwartego pułku ułanów - wytłumaczył mój mąż [...].
- No więc do domu!
- Do domu? - zdziwił się Henio.
I oczywiście pojechaliśmy "w świat"!; do kasyna [...] a potem do Resursy [...]. Zrobiło się gorąco i panowie zaczęli wyciągać mnie z burek, futra, berlaczy, baszłyka i szali, w które byłam okutana na mroźną zimową podróż.
- Cebula! -powiedział Henio.
Parsknęłam śmiechem. Zrozumiałam, że to był kompan nie tylko do kieliszka, konia i brydża, ale i do śmiechu.
Bączkowscy szybko zaprzyjaźnili się z Majorem, doceniając jego urok osobisty i niecodzienne spojrzenie na świat. Jednak jego życie zawodowe nie układało się już tak dobrze, jak towarzyskie.
Przeniesienie w stan spoczynku
Powodem, dla którego Dobrzańskiego w końcu przeniesiono do Wołkowyska, miała być skandalizująca relacja z hrabiną Natalią Czapską, zwaną "Malą". Był to jednak tylko pretekst. W rzeczywistości chodziło o rzecz znacznie poważniejszą - wykrycie przez Majora, że mleko z majątku gen. Dęba-Biernackiego dostarczane jest to jednostki po cenach wyższych niż w mleczarni (szerzej pisałam o tym w części drugiej "Ostatnich lat..."). Za tą interpretacją przemawia fakt, że oprócz samego Majora, konsekwencje wydarzeń poniósł dotychczasowy dowódca pułku, ppłk Zdzisław Chrząstowski, który prawdopodobnie stanął po stronie Dobrzańskiego.
Przeniesienie Dobrzańskiego do Wołkowyska, na stanowisko oficjalnie wyznaczone mu już w 1936 roku, było znakomitym posunięciem. Formalnie było tylko wykonaniem dawnego rozkazu, jednocześnie odsuwało niewygodnego oficera od wileńskich interesów i układów i pozwalało ciągle patrzeć mu na ręce.
Jak przyszły Hubal wywiązywał się z powierzonych mu obowiązków dowódcy szwadronu zapasowego? W 1992 roku na łamach "Przeglądu Kawalerii i Broni Pancernej" ukazał się artykuł Roberta Stolarskiego pt. "Skazany na sukces?", w którym autor przytoczył fragmenty niepublikowanych wspomnień Ludomira Wysockiego. Dowiadujemy się z nich o kontroli, jaką wiosną 1939 roku dowódca pułku przeprowadził w szwadronie zapasowym. Okazało się, że majora Dobrzańskiego nie było w pracy - według Wysockiego tydzień wcześniej miał wyjechać na polowanie do jakiegoś dworu, nie zostawiając informacji, kiedy wróci. Dokumenty opatrzone pieczęcią MOB leżały zalakowane na parapecie kancelarii.
Gabinet mjra Dobrzańskiego i specjalnie zabezpieczony pokój mobilizacyjny były zamknięte na klucz i opatrzone pieczęciami. Klucze mjr Dobrzański miał u siebie. [...] napisałem oficjalne pismo do mjr Dobrzańskiego, powiadamiając, że za 10 dni przyjadę po raz drugi na kontrolę elaboratu MOB. Pismo zostawiłem st. wachm. [Janowi] Gałązce, ażeby doręczył majorowi Dobrzańskiemu. [...] Po przyjściu do kancelarii S/Z [szwadronu zapasowego] zastaliśmy st.wachm. Gałązkę i identycznie taki sam obrazek, jak podczas pierwszej kontroli. St.wachm. Gałązka zameldował, że mjr Dobrzański przyjechał na jeden dzień oraz, że pismo moje przeczytał i następnego dnia znów wyjechał do jakiegoś dworu na polowanie, nic nie wspominając o terminie powrotu. W efekcie tych wydarzeń, podpułkownik Wysocki zawiesił Majora w czynnościach, zamierzał oddać pod sąd, a na dowódcę szwadronu zapasowego wyznaczył rtm. Kazimierza Zaorskiego. 31 lipca 1939 roku, "w drodze postępowania rew. lek", mjr Henryk Dobrzański został przeniesiony w stan spoczynku.
"Miał masę roboty kancelaryjnej, [...] nie mógł niczego zawalić"
Ppłk Ludomir Wysocki. Zdjęcie z witryny www.dws-xip.pl |
Relacja Ludomira Wysockiego zdaje się nie pozostawiać wątpliwości. W ostatnich latach służby, pełniąc odpowiedzialne stanowisko dowódcy szwadronu zapasowego, wobec narastającego napięcia na arenie międzynarodowej, Major ewidentnie zaniedbał swoje obowiązki.
Ale czy możemy zaufać słowom Wysockiego? Nie mamy niestety dostępu do całości jego wspomnień, a jedynie fragmentów, jakie wybrał do swojego artykułu Stolarski. Jednak nawet w tych krótkich cytatach znaleźć możemy pewne szczegóły, przez które cała relacja nieco traci na wiarygodności. Przykładem niech będzie chociażby postać wspomnianego st. wachmistrza Jana Gałązki. W rzeczywistości podoficer ten nie był w żaden sposób służbowo związany ze szwadronem zapasowym. (Wg wspomnień Dzięciołowskiego, służyli w nim wachmistrz Jan Bloch i starszy wachmistrz Skulski). Z kim więc rozmawiał dowódca pułku?
Warto też pamiętać o innej uwadze Dzięciołowskiego, przytoczonej już na początku tego wpisu: szwadronami zapasowymi 4. i 13. pułku ułanów mogli dowodzić zamiennie Jan Bączkowski lub Henryk Dobrzański. Wynika z tego, że nawet jeśli tego drugiego nie było w koszarach, jego obowiązki przejmował przyjaciel. Irena Bączkowska nie wspomniała o żadnym nieporozumieniu, do którego mogłoby dojść na tym tle pomiędzy oboma oficerami.
Gdyby tego było mało, opisany przez Wysockiego incydent pozostaje w skrajnej sprzeczności z tym, co pisze Bączkowska. Z jej wspomnień wynika, że Dobrzański bardzo poważnie podchodził do swoich obowiązków: Praca w szwadronach nie ustawała. Mąż mój i Henio całymi dniami i
nocami załatwiali w kancelarii niesłychany nawał rozkazów i zarządzeń.
Wracali zmęczeni po przepracowanych nocach, o świcie, i wierzyli - ach!
jakże święcie wierzyli, w owocność tego, co robią... [...] nie mieli już czasu trenować koni do konkursów, ani na "steeple" [rodzaj gonitw] na Pośpieszce. Była tylko kancelaria, były magazyny i "moby".
Nie jest to zresztą jedyne pozytywne świadectwo na temat stosunku Dobrzańskiego do obowiązków służbowych. Podpułkownik Bronisław Lubieniecki był w tamtym czasie lekarzem weterynarii 3. PSK i zapamiętał, że Major poświęcał swojej pracy wiele czasu: Służba była ciężka od 7 rano z przerwą na obiad do godziny 17 - 18. Miał masę roboty kancelaryjnej, zaopatrzenia. I dodawał enigmatycznie: Mobilizacyjnie nie mógł niczego zawalić, bo to co dostał to miał. Jak interpretować to ostatnie zdanie? Być może do weterynarza dotarły jakieś echa konfliktu na linii Wysocki-Dobrzański. Możliwe też, że to Zygmunt Kosztyła, nagrywający relację Lubienieckiego, zadał pytanie o sposób wywiązywania się Majora z obowiązków? Dziś, gdy świadkowie nie żyją, trudno to już rozstrzygnąć, podobnie jak zrekonstruować wydarzenia ze stuprocentową pewnością.
Kosztyła, przygotowujący pod koniec lat 80-tych pierwszą poważną monografię oddziału Hubala, dotarł również do relacji Wincentego Chrząszczewskiego. Na jej podstawie napisał później, że dowództwo Okręgu Korpusu nr III w Grodnie nieustannie przysyłało Dobrzańskiemu kontrole, utrudniając mu wykonywanie codziennych obowiązków. Mamy więc do czynienia z jedną nieprzychylną Hubalowi relacją i trzema, które stawiają go w zupełnie innym, pozytywnym świetle. Czy zatem można wykluczyć, że podpułkownik Wysocki, sam będąc niejako beneficjentem konflikty Dobrzańskiego z generałem Dębem-Biernackim, dostał polecenie zniszczenia niepokornego kwatermistrza do końca? Obecny stan źródeł nie pozwala jednoznacznie rozstrzygnąć tej kwestii.
Nie jest to zresztą jedyne pozytywne świadectwo na temat stosunku Dobrzańskiego do obowiązków służbowych. Podpułkownik Bronisław Lubieniecki był w tamtym czasie lekarzem weterynarii 3. PSK i zapamiętał, że Major poświęcał swojej pracy wiele czasu: Służba była ciężka od 7 rano z przerwą na obiad do godziny 17 - 18. Miał masę roboty kancelaryjnej, zaopatrzenia. I dodawał enigmatycznie: Mobilizacyjnie nie mógł niczego zawalić, bo to co dostał to miał. Jak interpretować to ostatnie zdanie? Być może do weterynarza dotarły jakieś echa konfliktu na linii Wysocki-Dobrzański. Możliwe też, że to Zygmunt Kosztyła, nagrywający relację Lubienieckiego, zadał pytanie o sposób wywiązywania się Majora z obowiązków? Dziś, gdy świadkowie nie żyją, trudno to już rozstrzygnąć, podobnie jak zrekonstruować wydarzenia ze stuprocentową pewnością.
Kosztyła, przygotowujący pod koniec lat 80-tych pierwszą poważną monografię oddziału Hubala, dotarł również do relacji Wincentego Chrząszczewskiego. Na jej podstawie napisał później, że dowództwo Okręgu Korpusu nr III w Grodnie nieustannie przysyłało Dobrzańskiemu kontrole, utrudniając mu wykonywanie codziennych obowiązków. Mamy więc do czynienia z jedną nieprzychylną Hubalowi relacją i trzema, które stawiają go w zupełnie innym, pozytywnym świetle. Czy zatem można wykluczyć, że podpułkownik Wysocki, sam będąc niejako beneficjentem konflikty Dobrzańskiego z generałem Dębem-Biernackim, dostał polecenie zniszczenia niepokornego kwatermistrza do końca? Obecny stan źródeł nie pozwala jednoznacznie rozstrzygnąć tej kwestii.
*
Echa zdarzeń z ostatnich las służby majora Dobrzańskiego docierają do nas w jego wypowiedzi, przytoczonej we wspomnieniach przez Józefa Alickiego: Zawsze mi rzucano kłody pod nogi. Życie moje to pasmo utrapień poprzeplatanych miłymi wspomnieniami, które przeszły jak sen. [...] Aczkolwiek od 16-go roku życia nosiłem mundur i ciężko by mi było z nim się rozstać, to jednak zmusiła mnie do tego siła wyższa, ponieważ zbrzydła mi już walka z mymi przełożonymi, a wygrać jej nie mogłem żadną miarą. Ale czy w ogóle można się dziwić rozgoryczeniu Majora?
Wybrana bibliografia:
Archiwum Muzeum Wojska w Białymstoku, Relacja Bronisława Lubienieckiego, sygn. III/2/22, kopia w zbiorach Jacka Lombarskiego.
Archiwum Muzeum Wojska w Białymstoku, Relacja Ireny Bączkowskiej, sygn. III/2/18, fotokopia w zbiorach Jacka Lombarskiego.
Archiwum Muzeum Wojska w Białymstoku, Relacja Józefa Dzięciołowskiego, sygn. III/2/20, kopia w zbiorach Jacka Lombarskiego.
Kosztyła Z., Oddział Wydzielony Wojska Polskiego majora "Hubala", Warszawa 1987.
Sobierajski H., Dyszyński A., Hubal, Warszawa 2018.
Stolarski R. E., Skazany na sukces? O mjr. kaw. Henryku Dobrzańskim w przededniu drugiej wojny światowej, "Przegląd Kawalerii i Broni Pancernej", t. XIX, 1992, s. 336-340.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz