środa, 10 października 2018

Na drugi brzeg Wisły

Miejsce przeprawy oddziału majora Dobrzańskiego
na mapie Wojskowego Instytutu Geograficznego (1937 r.).

Wola Chodkowska, niewielka wieś położona w obecnym powiecie kozienickim, niemal osiemdziesiąt lat temu była świadkiem pierwszej potyczki oddziału majora Dobrzańskiego. Starcie to, chociaż nie miało wielkiego znaczenia dla historii Hubalczyków, bardzo szybko obrosło mitami. Wyolbrzymiano jego wielkość, siły przeciwnika, a samemu Majorowi z dziwną beztroską przypisywano morderstwo jeńców wojennych. Ten fałszywy obraz, powtarzany w kolejnych opracowaniach, został oparty na literackiej fikcji, a mimo to utrwalił się szczególnie mocno.
Dlatego uważam, że walka pod Wolą Chodkowską zasługuje na osobny, wyczerpujący artykuł. Z początku miał to być jeden, obszerny wpis, jednak zakres materiału pozwolił na podzielenie go na trzy części. W pierwszej opisałam przeprawę przez Wisłę, jaka bezpośrednio poprzedziła samo starcie. Znalazły się tu dotąd nieznane szczegóły, choćby na temat miejsca lądowania ułanów po drugiej stronie rzeki. W drugiej części przedstawię przebieg potyczki, a wreszcie w trzeciej - wyjaśnię, skąd te wszystkie niedomówienia i błędne informacje na jej temat.
Przygotowanie wpisu nie byłoby możliwe, gdyby nie dwa cenne źródła, dotąd nie eksploatowane szerzej w literaturze tematu. Pierwszym jest artykuł Antoniego Lipca Uwagi o walce oddziału mjra. Henryka Dobrzańskiego - "Hubala" w Woli Chodkowskiej, opublikowany w "Wojskowym Przeglądzie Historycznym" (nr 3/1988). Autor zebrał w nim relacje mieszkańców samej wsi i pobliskich miejscowości, którzy pamiętali tamte wydarzenia. Szalenie interesujące wydają się również zapisku Marka Szymańskiego (ps. "Sęp"), który odbył liczne "podróże dokumentacyjne", jak je nazywał, i również trafił na ziemię kozienicką. Chociaż sam wówczas nie należał jeszcze do oddziału, z jego notatek wyłania się w miarę pełny obraz poczynań Majora przed samą walką i w jej trakcie.

Przeprawa przez Wisłę
Siwy "Grom", hodowli SK Kozienice, należący do marszałka
E.Rydza-Śmigłego.
Major Dobrzański jeździł na nim do 2 XI 1939r.
Jak się przyjmuje, kawalerzyści dotarli w rejon Maciejowic 30 września 1939 r. Tutaj, w majątku Podzamcze hrabiego Zamoyskiego, przebywała ewakuowana stadnina kozienicka. Opiekę nad nią sprawował dawny znajomy Dobrzańskiego, mjr Marian Fabrycy, który wskazał mu najlepsze konie.  Wśród nich znajdowały się wierzchowce należące do marszałka Rydza-Śmigłego, w tym siwy "Grom". Wałach zwracał uwagę nie tylko pięknym umaszczeniem, ale również wspaniałą budową, i chociaż Hubal jeździł na nim niewiele ponad miesiąc, przeszedł do legendy właśnie jako "Major na siwym koniu".    
W Podzamczu nie zabawiono jednak długo. Dobrzański spieszył się, chcąc jak najszybciej przekroczyć Wisłę. Pytał też o najdogodniejsze miejsce do przeprawy. Początkowo przewodnik poprowadził ułanów na zachód, do miejscowości Oblin, a stamtąd przez lasy majątku Podzamcze do Leonowa. Później  znów skręcili ku zachodowi, kreśląc na mapie nieco koślawą literę "Z". Z początkowych planów przeprawienia się na wysokości Tarnowa nic jednak nie wyszło, gdyż Wisła okazała się za szeroka. Znacznie dogodniejsze miejsce znajdowało się niedaleko Kępy Podwierzbiańskiej, w stronę miejscowości Kraski Dolne. Bieg rzeki rozdzielało tam kilka wysp (patrz mapa), było też stosunkowo płytko, a nurt nie tak silny.
Konie mogły przeprawić się wpław, jednak do przetransportowania wozów (wg różnych relacji oddział miał ich wtedy dwa lub nawet cztery) konieczny był prom. Właścicielem tego ostatniego był Grzegorz Pokorski z Krasek Dolnych. Zapamiętał, że przyszli do niego wówczas dwaj kapitanowie, lecz nie miał dla nich dobrych wiadomości - prom był uszkodzony i wymagał naprawy. [...] oficerowie bali się powiedzieć, że prom zły i kazali, żeby Pokorski to powiedział majorowi  - zanotował M. Szymański.
Naprawa trwała całą noc. W tym czasie major Dobrzański nie spał, czuwał grzejąc się przy piecu. Nad ranem prom był gotów, lecz potrzebne były jeszcze łodzie. Tak zwane baty mieli w Kraskach m.in. bracia Jan i Stanisław Rulakowie, przewoźnicy na Wiśle. Zresztą, nie tylko oni byli zaangażowani w pomoc przy przeprawie. Wśród nazwisk, które udało się ustalić M. Szymańskiemu, znaleźli się też: Józef Sitnik, Grzegorz Flak, Stefan Czerwiński, Wojciech Balcerzak, czy Stefan Filipiak. Możliwe nawet, że ktoś z cywili wykonał dla oddziału zwiad na drugim brzegu, by sprawdzić, czy nie czają się tam Niemcy. Ofiarną postawę ludności należy podkreślić tym bardziej, że niektórzy "znawcy" ostatnio próbowali z nich robić "niemieckich przewoźników", którym należy się tylko kula w łeb.
Zagajnik niedaleko rzeki na wysokości Przydworzyc.
Fot. Jacek Lombarski, 2005 r.
Przeprawa rozpoczęła się o świcie. Konie płynęły obok promu i łodzi. Na jednej z wysp rozstawiono ubezpieczenie z bronią maszynową, jednak cała operacja przebiegła bez zakłóceń.  Ppor. Iljin objął komendę nad pierwszym rzutem. Na łodzie załadowano po sześciu ułanów z bronią i rynsztunkiem, a sześć koni z dość dużą szybkością ciągnęło łódź na drugą stronę rzeki. Odetchnęliśmy z ulgą, gdy dobiliśmy do brzegu i z erkaemami w ręku z Iljinem na czele mknęliśmy naprzód, ażeby zająć stanowiska w celu ubezpieczenia dalszej przeprawy. Reszta siodłała konie i uchodziła w las, łodzie zaś popłynęły po kolejne grupy  - wspominał Józef Alicki. Wszystko trwało nie więcej niż dwie godziny.
Dotąd przyjęło się uważać, że oddział Dobrzańskiego zakończył przeprawę we wsi Kłoda. Jest to jednak właściwie niemożliwe - z dwóch powodów. Przede wszystkim, brzeg w tym miejscu był zbyt wysoki by móc na nim lądować z końmi. Co więcej, znajdowały się na nim zabudowania,w których mogli przebywać Niemcy. Major był zbyt inteligentny, by ryzykować przeprawę bezpośrednio pod lufami wroga. Dlatego  zejście na ląd musiało nastąpić na wysokości Przydworzyc, nieco bardziej na północ.

*
Był chłodny, jesienny poranek, 1 października 1939 r. Ułani stanęli na ziemi kozienickiej, gdzie już za kilka godzin mieli stoczyć swoją pierwszą potyczkę...

Ciąg dalszy



1 komentarz:

  1. Przeprawa przez Wisłę oddziału mjr Dobrzańskiego po raz pierwszy została opisana tak jak miała miejsce. W wielu publikacjach uporczywie podaje się wieś Kraski Nowe jako miejsce przeprawy. Miejscowością gdzie przeprawił się Dobrzański są Kraski Dolne. Prom należał do mojego stryja i rzeczywiście był uszkodzony po przeprawie Wileńskiej Brygady Kawalerii.Żołnierze mjr Dobrzańskiego otrzymali jeszcze w prezencie płaszcze i koce wojskowe, oraz kilka sztuk broni w tym rkm wz.28. Do niedawna stał jeszcze dom gdzie major spędził noc przed przeprawą, a samo miejsce skąd ruszył prom do dzisiaj istnieje. Jeżeli kogoś zainteresuje szerzej ten temat proszę o kontakt krzychupokorski@wp.pl

    OdpowiedzUsuń