czwartek, 22 czerwca 2017

Z ziemi polskiej do włoskiej

Gdańska willa, w której u państwa Papée bywał
major Henryk Dobrzański

Willa jest naprawdę duża, rozparta na rogu dwóch spokojnych uliczek. Ze swoimi basztami może przypominać zamek.  Podobnej architektury, nieco może mniej przysadzistej, pełno można znaleźć w Sopocie (co zresztą sprawia, że wydaje się on jakby "bajkowy"). Ale akurat dom, o którym mowa, znajduje się w Gdańsku. Na rogu rogu dzisiejszej ulicy M. Skłodowskiej-Curie i J. Hoene-Wrońskiego, w bliskim sąsiedztwie cichego parczku czy też skweru, wśród innych mu podobnych budynków. Nie jest to miejsce, do którego trafia się, idąc szlakiem najważniejszych gdańskich zabytków. A jednak podążając Tropem Hubala, nie można przegapić tej willi. Tu bowiem w latach 1932-1936 bywał major Dobrzański, odwiedzając siostrę i szwagra. Leonia Papée pozostaje dzisiaj nieco w cieniu bohaterskiej postawy i śmierci brata. Podobnie jak on, była wielką patriotką, warto więc chociażby z tego względu skreślić o niej parę słów.

Leonia z Dobrzańskich urodziła się 20 marca 1895 roku w miejscowości Potok, jako pierwsze dziecko Henryka Fryderyka Hubal-Dobrzańskiego i jego żony, Marianny Eleonory Feliksy z Lubienieckich. Po przeprowadzce rodziny do Krakowa, dziewczynka rozpoczęła naukę w Prywatnym Wyższym Gimnazjum Żeńskim im. Królowej Jadwigi. W Sprawozdaniu Dyrekcji tejże placówki za rok szkolny 1906/1907 znajdziemy nie tylko potwierdzenie, że panna Dobrzańska ukończyła klasę pierwszą, ale również program nauki, jaki wówczas ją obowiązywał. Co ciekawe, najwięcej (aż osiem godzin tygodniowo!) uczennicom kładziono do głowy łaciny, więcej nawet niż  niemieckiego (sześć godzin) i polskiego (zaledwie trzy). Oprócz tego poznawały wiadomości z zakresu geografii, matematyki, historii naturalnej (dzisiejszej biologii) i religii.
Sprawozdanie nie podaje, jakie oceny miała Leonia. Czy uczyła się dobrze? Z dokumentu możemy wysnuć jedynie wniosek, że nie należała do grona uczennic, które uzyskiwały promocję "z odznaczeniem". Z pewnością jednak przejawiała talent w jednej dziedzinie: grze na skrzypcach. Początkowo kształciła się pod okiem, cieszącego się już wówczas sławą wirtuoza, B. Hubermana, a później O.Sevčika.  Gdy występowała publicznie, zyskiwała sobie uznanie publiczności, o czym najlepiej świadczy fragment recenzji, opublikowanej w "Nowej Reformie". Dr J. Reiss pisał:
[...]była pełna sala. Sprawiły to dwie niepowszednie atrakcje: p. Helena Zboińska – Ruszkowska i wychowanica naszego konserwatorium, wiolinistka Lilla Dobrzańska. [...] Wobec tak cudownego instrumentu jakim jest głos p. Rutkowskiej, trudne stanowisko miała p. Lilla Dobrzańska, która ze swych skrzypiec wydobyć miała wiele, by sprostać pięknu współzawodniczącego śpiewu. Na jej pochwałę powiedzieć należy, że nie tylko nie uległa, ale wywołała równy podziw słuchaczy, jak i p. Rutkowska: zwyciężył jej temperament muzyczny. Oklaski, które rozległy się po „Kujawiaku” Wieniawskiego były właśnie stwierdzeniem, że ten pierwiastek w grze młodziutkiej wiolinistki fascynuje słuchacza [...].  Niestety, na skutek choroby czy też kontuzji ręki Leonia musiała porzucić marzenia o zostaniu skrzypaczką. Muzyka nadal jednak pozostała jej pasją, czemu dawała wyraz urozmaicając swą grą przyjęcia towarzyskie, wydawane dla przyjaciół i gdańskiej elity. 
Właśnie, Gdańsk. Leonia znalazła się tutaj jako żona polskiego dyplomaty, Kazimierza Papée. Pobrali się w czerwcu 1919 roku. Jej mąż pełnił kolejno służbę m.in na placówkach w Hadze, Berlinie, Kopenhadze czy Królewcu. Na początku 1932 roku objął stanowisko Komisarza Generalnego RP w Wolnym Mieście Gdańsku, którą sprawował przez kolejne pięć lat. Państwo Papée zajęli wygodne mieszkanie w willi znajdującej się na rogu obecnych ulic. M. Skłodowskiej-Curie i J. Hoene-Wrońskiego. Stylowe meble, delikatna stara porcelana, rodowe srebra, puszyste dywany, kryształowe żyrandole, cenne obrazy impresjonistów, stwarzały przyjemną atmosferę do rozmów i wypoczynku  - pisała G. Danielowa w książce "Polki w Wolnym Mieście Gdańsku". 
Choć pani Papée nie lubiła oficjalnych okazji, dobrze czuła się podczas mniej uroczystych wydarzeń towarzyskich. Zapamiętano ją jako wesołą, pełną wdzięku i komunikatywną osobę. Podobnie jak jej brat, miała żywy temperament i była bezpośrednia. Kiedy było trzeba, potrafiła ona trzymać fason, dostroić się do obowiązującego w środowisku dyplomatycznym tonu, natomiast w chwilach wolnych od "światowych wypinanek" (jak nazywała dyplomatyczne spotkania) przybierała ton niewymuszony, z którym było jej najbardziej do twarzy i który przydawał jej osobistego uroku. Później, kiedy już byliśmy w najlepszej komitywie, zdarzyło mi się słyszeć takie na przykład powiedzonka: - Jak cię kopnę, to zlecisz ze schodów (pod moim oczywiście adresem) albo: - Musimy tu siedzieć w tym zasranym Gdańsku!  - wspominał Leonię K. Wiłkomirski. Dość szorstko musiały brzmieć takie wypowiedzi w ustach żony dyplomaty, jednak pani Papée umiała skupiać wokół siebie ludzi. O tym, jak wielu gości przewinęło się przez willę przy ul. Skłodowskiej świadczy sztambuch gospodyni. Wśród wielu życzliwych i serdecznych wpisów, jakie się tam znalazły, figurują podpisy Wojciecha Kossaka, Magdaleny Samozwaniec, Kazimierza Pruszyńskiego, Stefana Starzyńskiego i wielu, wielu innych.
Oczywiście, wizyty siostrze składał również major Dobrzański. Podczas jednej z nich spotkał się z oficerami pomorskich garnizonów, wśród których z pewnością miał wielu znajomych, chociażby z czasów służby w 2. pułku szwoleżerów i 18. pułku ułanów. Towarzystwo bawiło się w jednej z gdańskich knajp, gdzie znajdowali się również Niemcy. W tym czasie napięcie polsko-niemieckie było już wyczuwalne i kiedy ci ostatni zaczepili Polaków, doszło do awantury. Sprawę nagłośniono, a jej załagodzeniem musiał zająć się sam Papée. Później miał powiedzieć do szwagra: Zawsze Heniu jesteś mile widziany, przyjeżdżaj do nas jak najczęściej, ale spotkania z kolegami urządzaj sobie w Gdyni. 
Wróćmy jednak do bohaterki tego wpisu. Byłoby niesprawiedliwością twierdzić, że Leonię zajmowały tylko tzw. obowiązki towarzyskie. Bardzo szybko zaangażowała się w wiele inicjatyw patriotycznych i kulturalnych. W 1935 r. na walnym zebraniu członków została wybrana prezesem Towarzystwa Muzycznego. Pozyskanie pani Papée dla Towarzystwa Muzycznego otworzyło przed tą instytucją szersze niż dotychczas perspektywy. Będąc prezesem, poczuwała się ona do obowiązku zdobywania dla Towarzystwa subwencji od Komisariatu Generalnego, co umożliwiało organizowanie dość częstych koncertów [...]. - wspominał K. Wiłkomirski. Już we wrześniu 1932 r. Leonia zaangażowała się w prace Naczelnego Komitetu Ochronkowego, które pod swoje skrzydła wziął tzw. ochronki. Została również przewodniczącą Rady Pracy Kobiet.
Nie można zaprzeczyć, że w tamtym czasie w Wolnym Mieście Gdańsku dominował żywioł
niemiecki. Aby temu w jakimś stopniu przeciwdziałać, zakładano świetlice, które miały na celu popularyzowanie polskiej kultury i historii. Zazwyczaj były to różnego rodzaju pogadanki, np. z okazji przypadających świąt państwowych, lub okolicznościowe imprezy. W karnawale spotykano się, żeby pośpiewać i potańczyć przy polskiej muzyce.
Major H. Dobrzański, Leonia Papée i jej mąż Kazimierz
podczas wizyty ambasadora w Polsce, VIII 1939.
Fotografia ze zbiorów NAC.

Również "Pani Ministrowa", jak ją nazywano, miała swoją świetlicę. Mieściła się ona przy Długim Targu, w samym sercu Gdańska. Urządzona była w stylu kaszubskim. Odpowiednim wystrojem wnętrza, regionalnymi meblami, miała rozbudzić wśród młodych ludzi zainteresowanie lokalną historią i kulturą.
Państwo Papée opuścili Wolne Miasto z końcem 1936 roku i przenieśli się do Pragi. W lipcu 1939 roku dyplomata został mianowany ambasadorem RP w Watykanie. Na placówce tej pozostał właściwie do śmierci w 1972 roku. Tuż przed wybuchem wojny, w sierpniu, małżonkowie zdążyli jeszcze odwiedzić Polskę. Wtedy też Leonia po raz ostatni widziała się z bratem. Wiadomość o jego śmierci dotarła do niej jeszcze w czasie wojny. W poruszającym liście do Stanisława Rostworowskiego pisała: Mój Stachu najdroższy! Chciałam ci napisać o moim wielkim nieszczęściu, gdy przyszedł Twój list kochany. Zginął jak bohater – to jedyne moje pocieszenie, ale nie mogę Ci wypowiedzieć jak strasznie cierpię. W dniu śmierci słyszałam Jego wołanie: Liluś, Liluś chodź do mnie zaraz – powiedziałam to Kaziowi, który się szalenie zaniepokoił. Dopiero 10 dni temu ciotka Irma nam doniosła, że 29 kwietnia umarł. Mama o niczym nie wie – będziemy się starali w najłagodniejszy sposób Ją zawiadomić. Jak biedactwo ten cios zniesie! Ciężko żyć Stachu drogi. – Całuję cię z całego serca i ściskam - Lilka.Tuż po wojnie, przez zaufane osoby, usiłowała odnaleźć grób majora. Poszukiwania te zakończyły się jednak niepowodzeniem. 
Grób rodziny Papée na rzymskim cmentarzu
Prima Porta
Leonia Papée zmarła na nowotwór w 1960 roku. Została pochowana w polskiej części rzymskiego
cmentarza Prima Porta. Razem z nią spoczywają mąż, ukochany syn i jego żona.



Przygotowując wpis korzystałam z następujących pozycji:
  • G. Danielewicz, M. Koprowska, M. Walicka, Polki w Wolnym Mieście Gdańsku, Gdańsk 1985.
  • W. Biliński, Bywalcy "Salony Ambasadorowej" (ze Sztambucha Leonii Papée), [w:] Od Kijowa do Rzymu. Z dziejów stosunków Rzeczypospolitej ze Stolicą Apostolską i Ukrainą, pod. red. M.R. Drozdowskiego, W. Walczaka, K. Wiszowatej-Walczak, Białystok 2012.
      oraz pomocy Jacka Lombarskiego, za którą składam
      serdeczne podziękowania. 

2 komentarze:

  1. Dzień dobry, dziękuję za ten artykuł. Szukam informacji na temat polskich muzyków przybywających z głębi kraju do Gdańska w latach przed-, między- i powojennych i natrafiłam na ten tekst. Dzieki niemu mam daty zycia p. Leonii Dobrzańskiej. Chciałabym podać Pani nazwisko w bibliografii, ale niestety nie wyświetla się :-( Pozdrawiam, Marta Walkusz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry, ogromnie mi miło, że mój artykuł był dla Pani przydatny. Nie wiem, czy sprawa bibliografii jeszcze aktualna, ale moje imię i nazwisko to Ewa Pawlus :)
      Pozdrawiam serdecznie i zachęcam do odwiedzania bloga i śledzenia profilu Tropem Hubala na facebooku!

      Usuń