Anglojęzyczna wersja "Skrzydeł" z nowelą M. Kalenkiewicza (1944 r.). |
Wydawać by się mogło, że spisane na gorąco przeżycia "Kotwicza" stanowić będą dla dzisiejszych historyków bezcenne źródło informacji o historii Oddziału Wydzielonego Wojska Polskiego. Tym bardziej, że kapitan pełnił funkcję zastępcy Majora i należał do jego najbardziej zaufanych ludzi. Tymczasem nawet pobieżne zapoznanie się z tekstem Hubalczyków pozwala stwierdzić, że nie jest to właściwie relacja z wydarzeń, a raczej opowiadanie, luźno tylko inspirowane pobytem Kalenkiewicza w Oddziale.
Nie
bez powodu podkreślam ten fakt z taką mocą. Okazuje się bowiem, że
utwór ten pojawia się jako relacja w pracach poświęconych Hubalowi i
urasta do rangi wiarygodnego źródła. Mam tu na myśli przede wszystkim
książkę Łukasza Ksyty Major Hubal. Historia prawdziwa (Warszawa
2014), który na s. 123 przytacza wizję Kalenkiewicza jako ilustrację
przebiegu starcia pod Wolą Chodkowską. Jest to o tyle ważne, że we
fragmencie tym "Kotwicz" każe Hubalowi rozstrzelać jeńców, a autor
monografii bezkrytycznie to za nim powtarza. Tymczasem z relacji
mieszkańców wspomnianej wsi wiemy, że nic takiego nie miało miejsca, nie
ma więc chyba powodu obciążać Majora zarzutem zbrodni wojennej.
W
tym miejscu ktoś mógłby mi zarzucić bezzasadną krytykę książki Łukasza
Ksyty, żeby więc nie być gołosłowną, zapraszam do wspólnego przyjrzenia
się tekstowi Hubalczyków. W tej krótkiej analizie postaram się
odpowiedzieć na pytanie, dlaczego nie możemy w pełni zaufać
Kalenkiewiczowi, mimo pięknej karty, jaką zapisał w historii Oddziału.
Hubal's boys...
Pod
tym właśnie tytułem utwór "Kotwicza" ukazał się w anglojęzycznej wersji
czasopisma "Skrzydła". I muszę przyznać, że jego brzmienie znacznie
lepiej pasuje mi do charakteru nowelki, przywodzi bowiem trochę na myśl
chłopców-rewolwerowców, robiących porządek z tymi złymi, którzy
nieopatrznie weszli na ich teren. I Hubalczycy Kalenkiewicza tacy
właśnie są. Choć najpierw tracą swoje rasowe konie, to potem jednak
udaje im się je odbić. Szarżami przebijają się przez pierścienie obławy
wroga, palą niemieckie samochody, organizują zasadzki i szybko jeżdżą na
zdobycznych motorach. Ile prawdy w tych wydarzeniach - o tym może nieco
później, na początku chciałam przyjrzeć się bohaterom tych wszystkich
brawurowych akcji.
Uważny badacz Hubalowej epopei od razu wychwyci postaci, które z historią oddziału niewiele mają wspólnego. Wśród nich wymienić można pojawiających się już w pierwszych linijkach opowiadania rtm. Zawadzkiego i kpr. Wronę. Na liście Hubalczyków, dostępnej na stronie majorhubal.pl nie znajdziemy też luzaka Butryma, por. por. Skromnego i Olszyny czy "redaktora" Patkowskiego. Oczywiście, mogą to być żołnierze, których nazwiska Kalenkiewicz zapamiętał na gorąco, a których pamięć ludzka nie dochowała do naszych czasów. Z drugiej jednak strony i z pamięcią samego "Kotwicza" nie było chyba najlepiej, skoro lubianego przez siebie ppor. Zygmunta Morawskiego "Bema" przemianował na Morawicza, a plut. Franciszka Głowacza (ps. "Lis") uczynił Frankiem Hlawą. Są też i osoby, które do historii Hubalczyków został wplecione z pełną premedytacją, choć zupełnie niesłusznie. Brat autora, Wojciech Kalenkiewicz, poległ we wrześniu 1939, podobnie jak rtm. Wiktor Moczulski, dowódca 3. szwadronu w 110. pułku ułanów (zginął w starciu z wojskami sowieckimi).
... and girls.
Na łamach opowiadania pojawiają się jednak nie tylko Hubal's boys, ale również girls. O dziwo, nie chodzi tu wcale o Mariannę Cel - "Tereskę", której Kalenkiewicz nie poświęcił ani słowa. Jej miejsce zajęła za to chłopska Zocha, dowodząca szpicą kolarzy. Wiele miejsca poświęcił też tajemniczej - i raczej zupełnie fikcyjnej - Magdalenie. Z właściwą sobie romantyczną egzaltacją uczynił z niej kobietę jakby nie z naszego świata [...], o białym czole i cichym, smutnym głosie, a nawet Najszlachetniejszą i najpiękniejszą, jaką wydała Polska Ziemia. Owiana mgiełką tajemnicy, poświęca się na ołtarzu ojczyzny i umiera z ran odniesionych podczas jednej z akcji.
Wątek Magdaleny to zresztą jedyny, w którym ujawnia
się osoba autora. Dotąd zdaje się on przypatrywać z boku wydarzeniom i
postaciom. Dopiero opisując jej zaprzysiężenie, odwołuje się do własnych
przeżyć: Pamiętam, jak przyszła po raz pierwszy. A gdy jej życie dobiegło końca, wyznaje: No i umarła z tej rany w piersiach, choć każdy z nas w ogień by skoczył, by o jeden dzień życie jej przedłużyć. Być
może znawcy biografii "Kotwicza" potrafili by wskazać pierwowzór tej
postaci. W tym miejscu jednak ważniejsze jest podkreślenie tej
drugoplanowej roli narratora, który przez większą część czasu wydaje się
być obserwatorem, a nie uczestnikiem zdarzeń. W prawdziwej relacji
spodziewalibyśmy się raczej częstszych odwołań do własnych wrażeń i
doświadczeń.
Czy to jedyny powód, dla którego opowieść Kalenkiewicza należy przyjmować z pewną dozą ostrożności? Obawiam się, że nie. Oceniając wartość źródłową Hubalczyków należy przyjrzeć się również chronologii, która wiele nam może powiedzieć o wiarygodności tej nowelki.
Czytaj dalej
Uważny badacz Hubalowej epopei od razu wychwyci postaci, które z historią oddziału niewiele mają wspólnego. Wśród nich wymienić można pojawiających się już w pierwszych linijkach opowiadania rtm. Zawadzkiego i kpr. Wronę. Na liście Hubalczyków, dostępnej na stronie majorhubal.pl nie znajdziemy też luzaka Butryma, por. por. Skromnego i Olszyny czy "redaktora" Patkowskiego. Oczywiście, mogą to być żołnierze, których nazwiska Kalenkiewicz zapamiętał na gorąco, a których pamięć ludzka nie dochowała do naszych czasów. Z drugiej jednak strony i z pamięcią samego "Kotwicza" nie było chyba najlepiej, skoro lubianego przez siebie ppor. Zygmunta Morawskiego "Bema" przemianował na Morawicza, a plut. Franciszka Głowacza (ps. "Lis") uczynił Frankiem Hlawą. Są też i osoby, które do historii Hubalczyków został wplecione z pełną premedytacją, choć zupełnie niesłusznie. Brat autora, Wojciech Kalenkiewicz, poległ we wrześniu 1939, podobnie jak rtm. Wiktor Moczulski, dowódca 3. szwadronu w 110. pułku ułanów (zginął w starciu z wojskami sowieckimi).
... and girls.
Na łamach opowiadania pojawiają się jednak nie tylko Hubal's boys, ale również girls. O dziwo, nie chodzi tu wcale o Mariannę Cel - "Tereskę", której Kalenkiewicz nie poświęcił ani słowa. Jej miejsce zajęła za to chłopska Zocha, dowodząca szpicą kolarzy. Wiele miejsca poświęcił też tajemniczej - i raczej zupełnie fikcyjnej - Magdalenie. Z właściwą sobie romantyczną egzaltacją uczynił z niej kobietę jakby nie z naszego świata [...], o białym czole i cichym, smutnym głosie, a nawet Najszlachetniejszą i najpiękniejszą, jaką wydała Polska Ziemia. Owiana mgiełką tajemnicy, poświęca się na ołtarzu ojczyzny i umiera z ran odniesionych podczas jednej z akcji.
Hubal's boys i girl - uł. Marianna Cel "Tereska", zupełnie przez Kalenkiewicza pominięta na rzecz fikcyjnej Zochy i Magdaleny. |
Czy to jedyny powód, dla którego opowieść Kalenkiewicza należy przyjmować z pewną dozą ostrożności? Obawiam się, że nie. Oceniając wartość źródłową Hubalczyków należy przyjrzeć się również chronologii, która wiele nam może powiedzieć o wiarygodności tej nowelki.
Czytaj dalej
A może to o siostrze mojej prababki, nikt nie wie co się z nią stało. Praprababka miała 3 córki i 5 synów: 2 z nich pomagały właśnie Hubalczykom, Lotka i Otylka, moja prababka Jadzka była wtedy w zaawansowanej ciąży, z moim dziadkiem. Wiem, że 2 synów i mojego prapradziada spalono w stodole za pomoc Hubalczykom, Lotka się uratowała, nikt nie wie co się stało z Otylką. Zaginęła bez śladów, ludzie ze wsi, powiadali, że ją Niemcy zabrali, ja się domyślam, że jak zabrali to pewnie gdzieś rozstrzelali. Ale co się z nią stało nikt nie wie.
OdpowiedzUsuńDzień dobry, wiem, że zostawiła mi Pani kilka komentarzy pod różnymi wpisami, ale odpiszę Pani tutaj, żeby nie musiała Pani "skakać" pomiędzy nimi. Pani opowieści na temat rodzinnych powiązań z oddziałem Hubala bardzo mnie zainteresowały. Czy mogłaby Pani zdradzić na ten temat więcej szczegółów? O ziemniakach na Wielkanoc Hubalczyków wspominała Genowefa Chrzanowska-Koselska, czy jest może Pani z nią spokrewniona?
UsuńJeśli wolałaby Pani nie pisać o tym na forum, to będę ogromnie wdzięczna za kontakt mailowy: zolnierka@gmail.com, ewentualnie mogłybyśmy też porozmawiać telefonicznie, jeśli będzie tak dla Pani najwygodniej.
Pozdrawiam serdecznie,
Ewa Pawlus