Inowłódz - kościółek i cmentarz, na którym ma być pochowany Hubal. |
W
tym miejscu musi się pojawić pytanie, skąd polski duchowny wiedział,
gdzie Niemcy złożyli ciało Henryka Dobrzańskiego. Autor książki rozważa
dwie możliwości. Albo ktoś z mieszkańców pobliskich wiosek doniósł o tym
proboszczowi, albo.... zrobili to sami Niemcy. W tym miejscu mamy do
czynienia z najbardziej brawurową częścią hipotezy Dariusza
Szymanowskiego. Twierdzi on bowiem, że Niemcy, rezygnując z
"publicznego" pochówku Hubala na cmentarzu w Tomaszowie, wykonali
jednocześnie "rycerski gest" i ciało zabitego po prostu podrzucili
Polakom. To dlatego mieli go pochować poza terenem tomaszowskich koszar
(większa "dostępność") i oznaczyć mogiłę charakterystycznym napisem.
Rzeczywiście, opatrzenie bezimiennego grobu taką oddającą cześć
tabliczką, jest nieco dziwne, bo niepotrzebnie zwraca na niego uwagę. Z
drugiej jednak strony, brzmi to wszystko dosyć nieprawdopodobnie.
Motorem tego szlachetnego uczynku miał być, według autora książki,
generał Kurt von Gienanth, który sam będąc kawalerzystą, żywił szacunek
dla pokonanego majora na siwym koniu. Trudno dziś po latach zgadywać, co
naprawdę czuł generał Gienanth. Myślę jednak że musimy być ostrożni z
imputowaniem Niemcom szacunku dla Hubala. To dla nas był on bohaterem.
Dla nich był przede wszystkim problemem do zlikwidowania, zwykłym
bandytą, który zakłóca im spokój na tyłach frontu. Warto też wziąć po
uwagę, że generał Gienanth przejął dowodzenie dopiero 1 maja. Wydaje
się, że w pierwszym dniu objęcia stanowiska, nowomianowany ma na głowie
mnóstwo innych spraw, ważniejszych niż organizowanie pogrzebów polskim
bohaterom, a tym bardziej zawiadamianie miejscowych księży, gdzie będą
oni pochowani.
Dariusz
Szymanowski podkreśla, że ksiądz Kowalski był osobą, mogącą cieszyć się
poważaniem wśród Niemców. Na dowód tego przytacza historię, wg której
osobista interwencja proboszcza u gen. Blaskowitza uratowała kościelny
dzwon przed przetopieniem w niemieckich hutach. Duchowny miał również
odprawiać msze dla stacjonujących w pobliżu żołnierzy Wehrmachtu,
pozostając jednocześnie w kontaktach z miejscowym podziemiem. W kwietniu
1940 roku ksiądz Kowalski został mianowany również delegatem komisji
ds. opieki nad grobami żołnierzy polskich poległych we wrześniu 1939
roku. To właśnie te względy miały zadecydować o tym, że generał Gienanth
zdecydował się dyskretnie zawiadomić inowłodzkiego proboszcza o miejscu
pochowania Hubala. Taką sugestię wysuwa Szymanowski na stronie 78-ej
swojej książki. Niemiec zobowiązał księdza do tajemnicy, przymykając oko
na udaną próbę "wykradzenia" ciała i przewiezienia go do Inowłodza, do
grobowca rodzinnego Kowalskich. No cóż, nie potrafię udowodnić, że tak
nie było, ale aż się prosi, aby całą tę hipotezę skontrować jednym
pytaniem: jeśli generał Gienanth objął stanowisko dopiero 1 maja, to
skąd niby wiedział, że ksiądz Kowalski jest właśnie tą osobą, której
mógł powierzyć ciało Majora? Skąd miał wiedzieć o jego pozycji i
funkcji?
Zresztą,
niezależnie od tego, jak dobrze generał orientował się w miejscowych
stosunkach, koncepcja "podrzucenia" ciała Hubala Polakom jest dla mnie
mocno naciągana. Można było przecież zrobić to na wiele innych sposobów,
prostszych niż takie podchody w lesie.
W
całej tej układance, brakuje też niestety relacji jednej z
najważniejszych osób - samego księdza Kowalskiego. Nie są nam znane
żadne zapisku czy wspomnienia, w których potwierdzałby, że chował tak
ważną osobę jak Major. Pewne wątpliwości budzi także powojenne
zachowanie proboszcza, jak również rodziny Kowalskich, która użyczyła
Hubalowi miejsca w swoim grobowcu. Inowłodzki proboszcz zmarł w połowie
lat siedemdziesiątych. Co prawda, swoją nadpilicką parafię opuścił już w
roku 1949, oznacza to jednak, że od zakończenia wojny miał cztery lata
na to, by odnaleźć rodzinę Majora. Nawet jeśli wobec nowej,
komunistycznej władzy, bał się nagłaśniać sprawę publicznie, myślę, że
mógł użyć różnych kościelnych dróg, aby po cichu odszukać siostrę
Dobrzańskiego, która jako ambasadorowa przebywała w Watykanie (!), jego
matkę albo byłą żonę z córką. Ba, będąc już kapłanem w innej parafii,
mógł przecież "trzymać rękę na pulsie" i śledzić stosunek władz do
Hubala. W mediach wielokrotnie nagłaśniano poszukiwania mogiły Majora, w
ramach ogólnopolskiej akcji włączyli się w nią nawet harcerze, dlaczego
wówczas ksiądz Kowalski nie ujawnił swojej tajemnicy?
Podobne
pytanie można skierować zresztą do całej rodziny Kowalskich.
Przygotowując swoją książkę, Dariusz Szymanowski przeprowadził wywiad z
Władysławem Kowalskim, synem człowieka, który chować miał Hubala w
rodzinnym grobowcu. Kowalski zaczął rozmowę słowami: "Czekałem na pana
od 1949 roku!". Dlaczego? Dlaczego czekał aż tyle? Przecież o
podejmowanych raz po raz próbach odszukania mogiły Majora na pewno było
głośno również w niewielkim Inowłodzu. Czy miał na to wpływ fakt, który
dla mnie jest lekko podszyty skandalem. Gdy w 1949 roku zmarła Rozalia
Kowalska, ciało oficera usunięto z grobowca i przeniesiono pod cmentarny
płot. Przy całym tym powtórnym "pochówku" był obecny też ksiądz
Kowalski, świadomy, kim jest ten człowiek dla polskiej historii. A
jednak dopuszczono do tego, by ciało bohatera spoczęło w nieoznakowanym
dole pod płotem i tam przeleżało kolejnych kilkadziesiąt lat! Dlaczego?
Nie potrafię znaleźć odpowiedzi na to pytanie.
Nie
będę ukrywać, że hipotezy Dariusza Szymanowskiego wzbudziły we mnie
więcej wątpliwości i pytań, niż odpowiedzi. Oczywiście, przedstawiony
przez niego scenariusz wydarzeń nie jest niemożliwy, ale wydaje się
bardzo mało prawdopodobny. Zwłaszcza w części, w której Niemcy
"podrzucają" ciało Hubala Polakom. Na tę chwilę jednak nie pozostaje
chyba nic innego, jak czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Być może pojawią
się nowe relacje czy wreszcie dokumenty, które rzucą więcej światła na
tę sprawę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz