niedziela, 15 marca 2020

Huciska: Przed walką

Kad z filmu "Hubal" (1973 r.)
Zbiory Filmoteki Narodowej

    W nocy z 14 na 15 marca, po częściowej demobilizacji w Gałkach, oddział Hubala przeniósł się na kwatery do Huciska. Właściwie do Hucisk, gdyż był to zespół dwóch wsi, Huciska Borkowickiego i Huciska Chlewiskiego, rozdzielonych rzeczką. […] zajechało pod mój dom trzech ułanów, w mundurach, na czapkach widniały orzełki – wspominała Helena Duda, wówczas mała dziewczynka. – Zapytali gdzie mieszka Walenty Andruszkiewicz [...]. Po upływie dwóch godzin przyszedł cały oddział. Najpierw na miejscu zjawił się major z kawalerią, później dołączyła piechota i tabor, powierzone ppor. Markowi Szymańskiemu „Sępowi”. Po drodze ukryto broń, którą pozostawili żołnierze opuszczający oddział.
    Hubalczycy zatrzymali się w Hucisku Chlewiskim. Major zamieszkał w chałupie Marianny Koselskiej, którą wskazał mu Walenty Andruszkiewicz. Razem z nim kwaterowało siedmiu żołnierzy, w tym m.in. Marianna Cel „Tereska”, ksiądz kapelan Ludwik Mucha, plut. Romuald Rodziewicz „Roman”, pchor. Józef Świda „Lech” i plut. Wiktor Maruszewski. Dowódca miał ze sobą radio głośnikowe na baterie, którego antenę należało umieścić na pobliskim słupie. Mimo kilku prób, nikomu nie udało wdrapać się na śliski słup i dopiero „Tereska” zdołała na niego wejść. Obserwujący scenę przez okno Major śmiał się i powiedział: Popatrzcie, chłopaki nie mogli na słup się wdrapać, a ta czort-dziewczyna wlazła i założyła!
    Niedawne zredukowanie liczebności oddziału wymogło na dowódcy reorganizację podlegających mu sił. Została utworzona drużyna dowódcy, pluton kawalerii (pod dowództwem plut. Józefa Alickiego), pluton piechoty (dowódca: ppor. Marek Szymański „Sęp”) oraz pluton CKM (dowódca: pchor. Edward Kuropka „Barbarycz”). Oddział liczył około osiemdziesięciu żołnierzy.
    Było to trzykrotnie mniej niż w Gałkach, jednak wciąż za dużo, by uboga wieś była w stanie sama wyżywić Hubalczyków. Dlatego od samego początku w teren wyruszały patrole, mające za zadanie pozyskać żywność. Żołnierze odpowiadający za wyżywienie kwaterowali u sołtysa, Antoniego Dudy. U niego w stodole stało też bydło, które przyprowadzane w nocy, było bite następnego dnia rankiem, a mięso rozdawane po chałupach. Część zapasów trzymano w piwniczce przy domu Antoniny Chrzanowskiej. Furażu dla koni dostarczały okoliczne majątki, m.in. Rzuców i Konary. Polacy skorzystali również z siana i owsa złożonego w jednej wsi przez cywilnych Niemców na rzecz swojej armii. Z młyna w Niekłaniu zarekwirowano zboże kontyngentowe, zostawiając pokwitowanie z urzędową pieczątką Oddziału Wydzielonego WP.
Zarośnięta krzakami piwniczka Antoniny Chrzanowskiej,
w której Hubalczycy trzymali zapasy.
Fot. Jacek Lombarski
    Według zarządzenia Majora, za wszystkie towary otrzymane od chłopów Hubalczycy wypłacali ich równowartość po cenach rynkowych. Umożliwiały to m.in. pieniądze odebrane sekwestratorowi ze Skłobów, Stanisławie Śliwie, zaraz na początku postoju na nowych kwaterach. Dodatkowy zastrzyk gotówki (30 000 zł) stanowiło odnalezienie kasy pułkowej, zdeponowanej we wrześniu '39 u byłego gajowego Wincentego Oloma w Nowinie. W ręce Hubalczyków trafiła pomiędzy 26 a 29 marca 1940 r.  Umożliwiło to, po raz pierwszy i ostatni, wypłatę żołdu, lecz tylko żołnierzom z odpowiednim stażem w oddziale. Oficerowie otrzymali po 100 zł, a szeregowcy – po 20 zł.
    W Huciskach pojawiali się też kolejni ochotnicy, jednak Major przyjmował ich bardzo ostrożnie. Każdego wypytywał o przebytą służbę wojskową, posiadany stopień, stan cywilny, czy wreszcie o to, czy uważa się za patriotę. Najważniejsza była jednak motywacja kandydata. Jedni chcieli bronić ojczyzny, inni po prostu wstąpić do Wojska Polskiego. Jeden z ochotników z Niekłania wygłupił się i powiedział, że przyszedł „z trudnych warunków życiowych”. Hubal się zezłościł i powiedział: „Toś do nas przyszedł na wyżywienie?” - ale go przyjął  - zapamiętała Genowefa Chrzanowska-Koselska. Warunkiem dołączenia do oddziału było stawienie się w mundurze, z własną bronią. Adiutant majora „Dołęga” sprawdził dokumenty przybyłych i złożyliśmy wspólnie przysięgę wojskową. Potem na kwaterę, obznajomienie z różną bronią, trzymanie warty – napisał Stefan Jasik.
    Podobnie jak podczas postoju w Gałkach, dzień na nowych kwaterach rozpoczynał się i kończył modlitwą. O szóstej rano następowała pobudka, dzień kończył się o dziewiątej wieczorem. Szkolenie młodych żołnierzy wziął na siebie ppor. „Sęp”, z racji wiedzy wyniesionej z korpusu kadetów i szkoły podchorążych. Młodzi żołnierze z przyjemnością słuchali jego wykładów o broni maszynowej i ćwiczyli zapamiętale, grzebiąc się po pas w śniegu  - wspominał Alicki. Plut. Stanisław Mieczkowski, dowódca drużyny piechoty, twierdził z kolei, że dla oswojenia rekrutów z warunkami bojowymi często urządzano nocne alarmy. Czasami Major zwoływał zbiórki, na których żołnierze musieli się stawić z bronią. Dokonywał wówczas swoistego przeglądu oddziału.
    Stałym elementem codziennej służby stały się patrole, wysyłane nie tylko celem zdobycia żywności, ale także informacji na temat rozmieszczenia sił okupanta. Stanowiły przy tym sposób na dezinformowanie Niemców, co do miejsca stacjonowania i liczebności oddziału. Wyjeżdżano na nie w pełnym umundurowaniu, jednak na wierzch narzucano cywilne płaszcze lub kożuchy. Na jednym z takich wyjazdów Hubalczycy pomogli wyciągnąć ze śniegu niemieckie auto osobowe. W pewnym momencie jednemu z Polaków wypadł zza pasa granat, a kożuch podwinął się, ukazując bagnet. Niezrażony tym strzelec schował z powrotem „zgubę” i kontynuował zaprzęganie koni do samochodu. Oniemieli żołnierze niemieccy podziękowali Hubalczykom salutując i odjechali. Innym razem patrol dowodzony przez Alickiego dotarł na posterunek granatowej policji w Chlewiskach. Mieszkańcy wsi donosili o wzmocnieniu jego załogi oraz o niemieckiej jednostce, która miała ulokować się w pobliskim majątku. Mimo to trzem Hubalczykom udało się fortelem dostać do środka i sterroryzować policjantów. Zabrali im pistolet i zamki do karabinów, przestrzegając o zgubnych skutkach współpracy z okupantem.
         Pobyt w Hucisku to jednak nie tylko służba. W czasie wolnym żołnierze organizowali przedstawienia i teatrzyki, opowiadali kawały, np. o prezydencie Mościckim, a nawet urządzali kabarety. Szczególnie uroczyście obchodzony był dzień 19 marca, imieniny Józefa Piłsudskiego. Hubal podtrzymał tym samym przedwojenny zwyczaj składania hołdu Marszałkowi w dniu jego święta. W rozkazie dziennym Dobrzański pisał: Przy okazji przeżywania wspólnie jako ostatni oddział wojskowy Rzeczypospolitej Polskiej tej Uroczystości, składam życzenia Mojej Drogiej Garstce, by Duch Tego Wielkiego Polaka był zawsze z nami i w każdej okazji i opresji przypominał nam, że „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy”. O godzinie 9-tej ksiądz Ludwik Mucha odprawił uroczyste nabożeństwo, a reszta dnia była wolna od zajęć. Major awansował też niektórych podoficerów i szeregowych.
Miejsce, gdzie w marcu 1940 stał dom Marianny Koselskiej.
Kwaterował tu Hubal i siedmioro żołnierzy,
w tym "Tereska".
Fot. Jacek Lombarski
    Niedługo później przypadał inny ważny czas – Święta Wielkiej Nocy (24 – 25 marca 1940 r.). Przebiegały one już w innej atmosferze, niż wigilia Bożego Narodzenia, obchodzona przez Hubalczyków w leśniczówce Bielawy. Według kpr. Teofila Biegaja ("Teo"), Święta bez rodzin upłynęły na poważnie i smutno. Skromne święcone, częściowo z produktów kupionych, a częściowo ofiarowanych przez ludność Hucisk, przygotowały miejscowe gospodynie. Uroczyste nabożeństwo dla żołnierzy i cywili odprawił w budynku szkolnym ksiądz Mucha, wygłaszając poruszające kazanie. Warto w tym miejscu dodać, że obecność kapelana miała dodatni wpływ na stosunek chłopów do żołnierzy.  (Więcej na temat przebiegu świąt w oddziale można przeczytać tutaj).
    Niedługo po Wielkanocy (lub w trakcie przygotowań do niej, jak podają inne relacje) zdarzył się przykry wypadek. Spłonęła chałupa Zofii Adamczyk, w której wypiekano chleb dla oddziału. Zbyt rozgrzany komin spowodował pożar, od którego szybko zajęła się słomiana strzecha. Akcją gaśniczą kierował sam Major i dzięki pomocy żołnierzy udało się opanować ogień na tyle, by nie rozprzestrzenił się na sąsiednie zabudowania. Hubal wypłacił właścicielce domu odszkodowanie i załatwił u leśniczego przydział drewna na odbudowę. Pożar ten wywołał niezdrową atmosferę wokół nas: spowodował jakieś podniecenie nie tylko wśród mieszkańców wsi, lecz i wśród żołnierzy. Ludzie starzy ze wsi przepowiadali złe wróżby nie tylko dla nas, ale i dla całej wsi  - przyznawał w swoich wspomnieniach Józef Alicki.
     Rzeczywiście, od jakiegoś już czasu dało się odczuć, że Niemcy próbują rozpracować oddział, szykując się zapewne do bardziej zdecydowanych działań. Wyraźnie wzrosła aktywność szpiegów i donosicieli. Jedni po prostu rozpytywali o Hubalczyków wśród chłopów, jak robił to Beer, niemiecki administrator młyna Bulion ze wsi Młyny koło Ruszkowic. Do Huciska żołnierze przywieźli go w worku po mące. Przesłuchanie prowadził sam Major, często sięgając po krótki bat na sarniej nóżce, z którym nigdy się nie rozstawał. Przy młynarzu znaleziono listę około dwudziestu nazwisk osób, które w najbliższym czasie miały zostać aresztowane. Zagrożonych ostrzeżono, a młynarza po przesłuchaniu uznano winnym współpracy z okupantem i rozstrzelano w jednym z pobliskich szybów kopalnianych. Podobnych los spotkał dwóch granatowych policjantów, których ujęto 23 marca w sklepie Juliana Pindy w Skłobach. Ci z kolei podawali się za werbowników do oddziału. Znaleziono przy nich nie tylko spis ochotników, ale również pistolet Steyr i zdjęcie lotnicze Huciska. Wszystkie „zwerbowane” przez nich osoby ostrzeżono, część z nich zdecydowała się dołączyć do oddziału. Warto podkreślić w tym miejscu, że wyrok na mężczyzn wydał nie sam Hubal, ale zwołany przez niego sąd ze starszyzny.
    Jakby tego było mało, wysyłane w teren patrole odnotowywały zwiększoną koncentrację oddziałów niemieckich. Wszystko to wpłynęło na nastroje wśród żołnierzy, pojawiło się napięcie i nerwowe oczekiwanie.   Każdy z nas chodził w pełnym uzbrojeniu, a niektórzy nie rozbierali się do snu i nie zdejmowali butów  - pisał Alicki. Najbliższe dni miały przynieść wydarzenia nazwane później „Bitwą pod Huciskiem”.



Bibliografia:
Alicki J.,  Wspomnienia żołnierza z oddziału majora „Hubala”, cz. 2, „Wojskowy Przegląd Historyczny”, nr 4/1987.
Hucisko – wieś „Hubalowa”. Relacja Walentego Andruszkiewicza, Zbiory Janusza Smolki, kopia w zbiorach Jacka Lombarskiego.
Janisławski M.A., Świercz W., Tajemnice żołnierzy Hubala, „Rzeczywistość” nr 36 z dn. 02.09.1984, s. 8.
Janisławski M.A., Świercz W., Wilczek, „Rzeczywistość”, nr 36 z dn. 02.09.1984, s. 9.
Jedynak S., O mitycznym młynarzu, "Przemiany", nr 11/1989, s. 8-9.  
Relacja Heleny Dudy, maszynopis w zbiorach Jacka Lombarskiego.
Skorut P., Wierzbicki P., Dziennik Wydzielonego Oddziału Wojska Polskiego majora Henryka Dobrzańskiego ps. "Hubal", Kraków 2019.    
Wspomnienia Władysława Maćkowiaka, Zbiory Janusza Smolki, kopia w zbiorach Jacka Lombarskiego.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz