sobota, 7 kwietnia 2018

Czy Hubal bił Niemca?

Kiedy jakiś czas temu udostępniłam na Facebooku swój artykuł Nie taki znowu szalony Major, jeden z internautów napisał, że "Hubal bił Niemca" i za to należy mu się szacunek. To krótkie zdanie uświadomiło mi, że wśród wielu osób wciąż panuje przekonanie o licznych starciach, jakie Oddział Wydzielony stoczył z Niemcami, zadając im przy tym wysokie straty.
Jest to jednak przekonanie błędne. Celem istnienia oddziału nie była bieżąca walka ze znacznie silniejszym okupantem, ale szykowanie się - przede wszystkim przez nabór ochotników i ich szkolenie - do wystąpienia na tyłach niemieckich. Miało to nastąpić w chwili zaangażowania Wehrmachtu na froncie zachodnim, spodziewanego na wiosnę 1940 roku. Hubal nie planował żadnych wystąpień zbrojnych przed tym momentem i mimo wielu dogodnych sytuacji nie atakował przeciwnika. Nie zamierzał również wywoływać powszechnego powstania, o czym świadczą jego słowa zanotowane w dzienniku bojowym oddziału.
Oczywiście, mimo stosowania takiej strategii, Hubalczykom nie zawsze udawało się unikać starć z Niemcami. Najjaskrawszym tego przykładem jest walka pod Huciskiem, stoczona 30 marca 1940 r. i zakończona zwycięstwem strony polskiej. Jednak w ciągu siedmiu miesięcy działalności oddziału (październik 1939 - kwiecień 1940) takich potyczek było zaledwie sześć. W dodatku właściwie żadna z nich nie była akcją zaplanowaną przez stronę polską.

Przyjrzyjmy się więc im po kolei:
  • Wola Chodkowska  - 1 października 1939 r.
    Pod względem skali i znaczenia jest to najmniejsze starcie żołnierzy Majora. Oddział, liczący wówczas kilkudziesięciu ułanów (źródła mówią o trzydziestu - czterdziestu), zatrzymał się nad ranem na postój w miejscowości Chodków. Niedługo potem we wsi dał się słyszeć warkot silnika samochodowego.  Okazało się, że w pobliżu Woli Chodkowskiej, na drodze do Ryczywołu, ugrzęzła w piachu niemiecka ciężarówka łączności. Trudno powiedzieć, dlaczego major Dobrzański zdecydował się zaatakować unieruchomionego przeciwnika. Ułani przebyli rzekę Radomkę i galopem natarli na nieprzyjaciela. Załoga samochodu liczyła - prawdopodobnie - sześciu Niemców, z których trzech zginęło, jeden został ranny (opatrzony potem przez jednego z mieszkańców Woli Chodkowskiej), a dwóch uciekło. Po stronie polskiej było dwóch zabitych - ułani Henryk Piekarski i Kazimierz Stroński polegli podczas ścigania jednego z uciekających. Józef Alicki podaje również informację, że jeden z Polaków został lekko ranny.
    Potyczka została szerzej omówiona w tym miejscu.

  • Starachowice  - pierwsza dekada października 1939 r.
    To właściwie kilka drobnych starć w drodze oddziału w kierunku lasów starachowickich i dalej - w Góry Świętokrzyskie. Niewiele o nich wiadomo. Najwięcej miejsca w swoich wspomnieniach poświecił im Józef Alicki, nie podając jednak nawet dokładnych dat ani nazw miejscowości, w których "otarli się" o Niemców. Do jednej z takich walk doszło, gdy kawalerzyści czekali na dogodny moment do przekroczenia szosy Starachowice - Ostrowiec. W pobliżu miejsca, gdzie ukryli się w lesie, Niemcy rozpoczęli ćwiczenia. Mimo próby uniknięcia walki przez Polaków, ostatecznie doszło do wymiany ognia. Zaskoczony przeciwnik, mimo przewagi liczebnej, musiał się wycofać. Major, jak nigdy dotąd, był niezadowolony i smutny. Kazał sprawdzić siodłanie i przygotować się do drogi.  - zanotował Alicki. Po tym starciu oddział ruszył w dalszą drogę, w kierunku Włoszczowej.

  • Cisownik - według różnych źródeł 1 lub 2 listopada 1939 r, jednak bardziej prawdopodobna wydaje się data 5 listopada 1939 r.
    Oddział dotarł tu po nocnym przemarszu z gajówki Zychy. Mimo wystawionego ubezpieczenia, Niemcom udało się niepostrzeżenie podejść do wsi i zaskoczyć odpoczywających Hubalczyków. [...] grzmocili z broni maszynowej, wykorzystując jako zasłonę budynki wiejskie. Zorientowawszy się, iż nasze siły są małe, a uzbrojenie słabe, zaczęli się pchać coraz odważniej. - wspominał Alicki. Miarą powstałego zamieszania jest fakt, że Polacy wycofali się z Cisownika, pozostawiając w jednej z chałup wszystkie dokumenty oddziału. Na szczęście przytomna Marianna Cel ("Tereska") zdołała ukryć je przed wejściem Niemców. Chociaż wśród Polaków nikt nie zginął, oddział boleśnie odczuł stratę niemal wszystkich koni, w tym dwóch wspaniałych wierzchowców marszałka Rydza-Śmigłego - "Groma" i "Hetmańskiego".
    Osobny wpis na temat Cisownika znajdziecie tutaj.
     
  • Hucisko - 30 marca 1940 r.
    Największe starcie Hubalczyków z Niemcami. Jednostki policji i SS kierowały się na dwie miejscowości - Gałki i Hucisko, prawdopodobnie głównym ich celem było spacyfikowanie wsi, a nie zbrojna rozprawa z oddziałem. Niemcy podchodzili pod Hucisko od strony wschodniej, z kierunku Skłobów. Do pierwszej wymiany ognia doszło już około godziny szóstej rano, ostrzelany został wówczas patrol pchor. E. Kuropki ("Barbarycz"). Właściwa walka rozpoczęła się jednak przeszło trzy godziny później, około w pół do dziesiątej. Na linii słychać pojedyncze strzały i serie niemieckich r.k.m. Pierwszy pluton posuwa się naprzód dążąc do zwarcia, niemcy naprzód idą niechętnie. Drugi pluton [okopał] się w lesie do którego npl. wcale nie wchodzi - czytamy w dzienniku oddziału [pisownia oryginalna]. O wyniku walki zadecydował patrol kawalerii, który około godziny jedenastej zaatakował kolumnę samochodów na tyłach nieprzyjaciela. Zniszczono wówczas cztery pojazdy a dalszych pięć uszkodzono, zginęło też kilku oficerów, w tym jeden w stopniu pułkownika. Akcja ta w połączeniu z brawurowym polskim atakiem na bagnety spowodowała wśród Niemców wybuch paniki. Wielu z nich zginęło podczas ucieczki z pola walki, a całe starcie przyniosło Polakom zwycięstwo.
    Jakie były siły obu przeciwnych stron? Stan Oddziału Wydzielonego wynosił w tym dniu, według słów Józefa Alickiego, 101 żołnierzy (86 +15 w służbie). Oczywiście, nie wszyscy oni wzięli udział w samej walce. Stosunkowo niewielkie były też straty: 9 poległych, 4 rannych.
    Pod Huciskiem mogło znaleźć się nie więcej niż dwustu Niemców, a ich straty mogły wynieść od 60 do 100 zabitych i rannych. 

     
  • Szałasy - 1 kwietnia 1940 r.
    Po odskoczeniu z Huciska, Hubalczycy zatrzymali się w zespole wsi Szałas (Szałas Stary, Nowy, Komorniki i Zapuście), gdzie dotarli nad ranem ostatniego dnia marca. Dzień ten minął spokojnie i dopiero 1 kwietnia okazało się, że Niemcy otoczyli oddział. Podczas próby wyrwania się z okrążenia doszło do walk wzdłuż toru kolejki wąskotorowej,  w czasie których Polakom udało się odrzucić przeciwnika. Jednak sytuacja oddziału nadal była ciężka. Aby móc kontynuować zamierzony marsz w Góry Świętokrzyskie, Hubalczycy musieliby przebić się przez szosę Kielce-Skarżysko-Radom. Próba ta jednak skończyła się niepowodzeniem i, ostrzelani, wycofali się w głąb lasu. Niemcy walą równie zajadle jak niecelnie, bo żeby tak nie trafić w 30 stłoczonych koni, to trzeba  być specjalnie uprzejmym dla npla  - notuje pchor. Henryk Ossowski ("Dołęga"). Ostatecznie Major decyduje się na rozdzielnie oddziału. Najpierw przebijać ma się kawaleria, a za nią piechota pod dowództwem ppor. Marka Szymańskiego ("Sęp"). W razie, gdyby nie nadążyła za konnymi, miała ponowić próbę następnej nocy. Niestety, z okrążenia szczęśliwie wyrwać udało się tylko ułanom, którzy 3 kwietnia dotarli do Kamiennej Woli i tam zatrzymali się na dłuższy postój. Ppor. "Sęp", nie widząc szans powodzenia przebicia się całością sił, podzielił swoich żołnierzy na mniejsze grupki, niektórym pozwalając nawet wrócić do domów. W ten sposób piechota Hubala właściwie przestała istnieć. Sam "Sęp" dołączył do oddziału dopiero dzień po śmierci Majora.


  • Anielin - 30 kwietnia 1940r.
    Dzień wcześniej oddział stacjonował pod Wólką Kuligowską, skąd wycofał się po ostrzelaniu posterunku wartowniczego przez Niemców (zginął wówczas Józef Kośka). Próbując wymknąć się niemieckiej obławie, Hubalczycy dotarli do Fryszerki, gdzie zaprzyjaźniony młynarz Ignacy Sobczyński poinformował ich, że obława ta sięga tylko do Anielina. Jeśli Polakom uda przedostać się na lewy brzeg Pilicy, prawdopodobnie zdołają się wymknąć. Ostatecznie jednak Major zrezygnował z przeprawy przez wezbraną rzekę i zdecydował ukryć się w młodym zagajniku niedaleko Anielina. Rano 30 kwietnia Niemcy natknęli się na polski posterunek wartowniczy. Wywiązała się bezładna strzelanina, w wyniku której zginął major Dobrzański oraz jego luzak, kpr. Antoni Kossowski ("Ryś"). Reszcie Hubalczyków udało przedostać się przez Pilicę na punkt zborny u sołtysa Wojakowskiego w Rzeczycy. (Szerzej o wydarzeniach tamtego tragicznego dnia pisałam w artykule Śmierć Hubala).

Wśród wielu mitów, jakie otaczają Hubala, pojawia się zarzut o zbyt wczesne podjęcie akcji zbrojnej przeciwko Niemcom. Jak widać z powyższego zestawienia, przekonanie to jest nieprawdziwe. Major Dobrzański unikał starć z przeciwnikiem, a do walki stawał tylko wtedy, gdy zmusiły go do tego okoliczności.


Wszystkie ilustracje pochodzą z filmu "Hubal" (Zbiory Filmoteki Narodowej).

9 komentarzy:

  1. Hm... Chcę tak wiele powiedzieć, że aż nie wiem, jak zacząć, aby nie urazić Autorki. Jako że wygląda na osobę inteligentną powiem, że nie staram sięwypowiadać na temat złożoności bólów menstruacyjnych, bo... mam o nich mgliste pojęcie i z pewnością moje wywody byłyby mało przekonujące. ;)
    Nie znajduję powodu, aby przytoczone tutaj miejsca utarczek/walk stanowiły powód do wstydu, że strony Pana Majora. Z cała pewnością kierował się racjonalną kalkulacją sił i chwała Mu za to, że bez powodu, nie narażałswoich podwładnych. To cecha, którą może zrozumieć tylko żołnierz. Czego należało od Niego oczekiwać? Rozpętania III WŚ, wkroczenia na białym koniu do Warszawy z rozwiniętymi sztandarami /których nie posiadał/ w ręku? Zorganizował zwarty oddział i czekał na odpowiedni moment, który określą przełożeni i okoliczności. I chwałą Mu za to! Jego oddział stanowił - na etapie Jego ówczesnej wiedzy - doskonały zalążek / określenie wojskowe/dla tworzenia większej struktury, w stosownym rzecz jasna momencie.
    I na zaończenie fakt autentyczny, świadczący o morale ówczesnych żołnierzy Pana Majora Dobrzańskiego. Rzecz miała miejsce w latach 70-tych ubiebłego wieku i znam ją z opowieści bardzo mi bliskiej osoby,która tego doświadczyła.Pewne technikum elektroniczne cierpiał ona brak wykwalifikowanych nauczycieli i zgłosiło się do pewnego instytutu wojskowego o wsparcie pedagogiczne. Wybrani oficerowie - z odpowiednim wykształceniem i znajomością elektroniki - poproszeni zostali o prowadzenie zajęć z uczniami. Przyjechali do szkoły, aby na miejscu zapoznać się z oczekiwaniami dyrekcji i zaproszeni zostali do pokoju nauczycielskiego. Mój bliski, będąc w najwyższym stopniu, wchodzi z dyrektorem do wspomnianego pokoju, a zza stołu, na widoko munduru, zrywa się stary człowiek, krokiem niemal defiladowym podchodzi do niego i ... ukłon, strzał obcasami i składa meldunek. Konsternacja, ździwienie, ale opanowując emocje, pełen przekonania, że gość zrobił to lekceważąco, odpowiada: dziękuję Panie Rotmistrzu - proszę spocząć. Okazało się później, że był to żołnierz Hubala! Pracowali razem przez kilka lat i jak twierdzi "bezpośrednio doświadczony" tym powitaniem, gdybym powiedział Mu "skocz w ogień", to ten Człowiek by to zrobił. Czy dzisiaj takie postępowanie i postawy są możliwe? Na pewno nie.
    Tekst przeczytałem z pewnym niesmakiem, dostrzegajac w nim chęć pomniejszenia zasług. Uważam, że tym Ludziom należy się szacunek i wieczna pamięć za to, że wiedzieli, co to honor i rota przysięgi oraz oddanie dla Ojczyzny. Brzmi to cokolwiek patetycznie, ale szkoda, że dzisiaj tak je się odbiera.
    Dla mnie - jako emerytowanego starszego oficera WP - Jego postawa zawsze zasłuży na najwyższy szacunek i uznanie. Także ze względu na tak "małą" liczbę potyczek i coś, co w podtekście się pojawia - dekowanie się. Choć nim nie było, co starałem się dowieść.
    P.S. Więcej rozwagi w kolejnych tekstach - życzenia płynące "od serca". ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanowny Panie,
      z kolei mój niesmak budzi przede wszystkim Pana tekst o bólach menstruacyjnych. Jest po prostu poniżej krytyki i myślę, że należą mi się za to przeprosiny.
      Doradzam przeczytanie tekstu jeszcze raz, na spokojnie i dopiero wtedy przystąpienie do pisania kolejnych komentarzy.
      W żadnym miejscu nie napisałam, że dla Hubala unikanie starć to powód do wstydu. Przeciwnie, uważam, że to dowód na jego wojskowy rozsądek. Zamiast bezsensownie atakować Niemców słabymi siłami i narażać w ten sposób ludność wsi - unikał walk i zbierał siły na wystąpienie na wiosnę 1940 roku.
      Ponieważ wobec Hubala pojawia się często zarzut "szaleństwa", bycia watażką i Bóg wie co jeszcze, ten artykuł miał na celu pokazanie, że Hubal miał coś lepszego do roboty niż rzucanie się z obnażoną szablą w dłoni na siły wroga.
      Nie widzę tutaj nigdzie - nawet ukrytego - zarzutu o dekowanie się. Już w pierwszych akapicie można przeczytać, jaki był powód unikania przez Hubala starć i jego generalna koncepcja na istnienie jego oddziału. Dlatego jeszcze raz zachęcam do przeczytania całości ze zrozumieniem.
      Gdyby Hubal był naprawdę dekownikiem, to wyjechałby z okupowanego kraju albo zaszył się w majątku żony pod Krakowem i spokojnie przeczekałby do końca wojny. On tymczasem siedzi, ale w lesie - o głodzie, chłodzie, wśród wszy, z ciężarem odpowiedzialności za życie kilkuset ludzi na karku. Czy to jest dekownictwo?

      Usuń
    2. Pan zwyczajnie nie zrozumiał tego tekstu... dodam, że jako oficer powinien się Pan wstydzić koszarowego żartu w stosunku do kobiety. P.S. Fakty są zawsze autentyczne i nie trzeba dodawać tego drugiego

      Usuń
    3. Widzę, że "emerytowanych starszych oficerów WP" nie edukowano zarówno w kwestii czytania ze zrozumieniem, jak i kultury osobistej. Co do samego tekstu merytorycznie się nie wypowiem (bo się nie znam), ale się przyjemnie czyta i pewnie będę wpadał.

      Usuń
    4. @Nic ciekawego,
      dziękuję za miłe słowa, zapraszam do częstszego odwiedzania bloga. Nie mam tu niestety funkcji newslettera, ale jeśli korzysta Pan z facebooka, to można polubić także profil Tropem Hubala, żeby być na bieżąco :)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  2. Witam, i w swoim imieniu chciałbym podziękować super temat odnośnie majora i za pani wkład odnośnie walk ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za miłe słowa :) Zapraszam do częstszego odwiedzania bloga. Zachęcam też do polubienia Tropem Hubala na facebooku, żeby być na bieżąco. Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Witam. Pan Emerytowany Żołnierz WP, pisać umie ale czytać już nie. Do tego stosunek do kobiet ma iście żołnierski. Ale wschodni. Jak widać chamstwo jest niezależne od wieku i profesji. Bardzo dobry artykuł. Jeśli spędzi się chwilę na czytaniu, wyciągnie się właściwe wnioski. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za miłe słowa :) Pan @Polak Mały chyba upadł w ogniu krytyki ;)Może mu wstyd?
      Zapraszam na bloga częściej :) Zachęcam również do polubienia facebookowego profilu Tropem Hubala, żeby być na bieżąco.
      Pozdrawiam!

      Usuń