Ksiądz Ludwik Mucha "Pyrka" (w pierwszym rzędzie pierwszy z lewej) wśród Hubalczyków. |
Kraków, Paryż, Studzianna
Urodził się w 1904 roku we wsi Smroków (powiat miechowski). Uczył się w Krakowie, gdzie najpierw zdał maturę w gimnazjum księży pijarów, a potem ukończył studia teologiczne i filozoficzne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Naukę kontynuował w latach 1928 - 1932 w paryskim Instytucie Katolickim; tam też przyjął święcenia kapłańskie. Po powrocie do Polski przebywał w Gostyniu, gdzie w miejscowym gimnazjum wykładał romanistykę. W 1938 r. przeniesiony został do klasztoru filipinów w Studziannie-Poświętnem.
Wojna zastała go w niedalekiej parafii Białaczów, gdzie zastępował proboszcza. 8 września 1939 miejscowość zajęli Niemcy i niedługo potem ksiądz Mucha znalazł się w grupie kilkunastu zakładników spędzonych do majątku Platerów i przetrzymywanych w jednej ze stajni. Uwięzionym zapowiedziano, że w razie jakiejkolwiek akcji przeciwko wojskom okupanta zostaną rozstrzelani. Do żadnego takiego incydentu jednak nie doszło i po tygodniu zakładników zwolniono do domów. Ksiądz Mucha szczęśliwie powrócił do Studzianny.
Ksiądz Ludwik Mucha w mundurze podpułkownika Wojska Polskiego. Zbiory Jacka Lombarskiego |
Jak sam opowiadał po latach dziennikarzowi tygodnika "WTK", pierwszy kontakt z oddziałem majora Dobrzańskiego miał już w listopadzie '39, kiedy został wezwany do rannego przy czyszczeniu broni Tadeusza Madeja ps. "Nawrocki". Nie wiadomo, czy to już wtedy zakiełkowała w nim myśl dołączenia do Hubalczyków, faktem jest jednak, że na stałe w oddziale zameldował się dopiero w Gałkach, a więc w lutym 1940 roku. Szybko zyskał sobie sympatię żołnierzy, o czym świadczy m.in. piękne świadectwo Henryka Ossowskiego ("Dołęga"): Bardzo księdza lubiliśmy i bardzo mu zresztą dokuczaliśmy. [...] zarówno
dowcipy, jak i słownictwo nie bardzo pasowały do księżowskich uszu.
Niemniej znosił wszystko z całym oddaniem i z całą pokorą, a muszę
stwierdzić, że był dla nas ogromną pomocą. Kiedy śmierć jest blisko to
sprawy duchowe - jakaś pociecha i wiara, że "Pan Bóg kule nosi" - jest
bardzo potrzebna. Działalność ks. Muchy była więc dla nas bardzo ważna [...].
Zresztą, kapelana lubili nie tylko żołnierze, ale i sam Major. Podobno mawiał: Jak przeżyjemy - dostaniesz Virtuti, bo nie lada odwagę mieć trzeba, żeby przystać do takich jak my straceńców. I zabiorę cię z sobą do Nicei. Dobrze nauczyłeś się skakać, katabasie! I chociaż Dobrzański nie miał już okazji, by starać się o odznaczenie dla księdza Muchy, ten ostatni otrzymał je kilka lat później, za niepodległościową działalność w czasie wojny.
W oddziale kapelan zwolniony był od służb i innych obowiązków. Czasami na własną prośbę dołączał do patroli, choć jego głównym zadaniem była oczywiście posługa duszpasterska. Celebrował nie tylko niedzielne msze, ale też nabożeństwa okolicznościowe - jak choćby podczas przysięgi kolejnych grup ochotników. W czasie Świąt Wielkanocnych (24-26 marca 1940) wygłosił piękne kazanie, które głęboko poruszyło obecnych. Mówił między innymi o pięknym i wielkim zadaniu, jakim jest walka o Polskę. Pod Huciskiem, na rozkaz Hubala, nie brał bezpośredniego udziału w walkach, pocieszał natomiast rannych i udzielał ostatniego namaszczenia poległym.
Z oddziału odszedł na początku kwietnia 1940, podczas postoju w Kamiennej Woli. Zadecydował o tym ciężki stan zdrowia kapelana, który prawdopodobnie cierpiał na tyfus. Trudne warunki bytowania w oddziale i głód nie sprzyjały choremu. Zdarzały się utraty przytomności, gorączka, majaki. "O dalszym pozostaniu w oddziale nie mogło być mowy" - zanotował pchor. Ossowski w pisanym na bieżąco dzienniku.
Kapelan Wojska Polskiego
Ksiądz Mucha długo dochodził do zdrowia. Początkowo znalazł schronienie w gajówce pod Adamkiem, skąd po jakimś czasie przeniósł się do Cerekwi pod Radomiem, w której mieszkała jego siostra. Później wrócił do Smrokowa, gdzie musiał ukrywać się w schowku w stodole. W tym czasie opiekował się nim dr Ziółkiewicz, wysiedlony z Poznania.
Po odzyskaniu sił ksiądz Mucha włączył się w działalność ruchu oporu i związał się z placówką ZWZ w niedalekich Czaplach Wielkich. Aktywnymi jej członkami było jego liczne rodzeństwo, a dowodził nią szwagier - Feliks Kozieł ps. "Jastrząb". W 1943 roku duchowny dołączył do leśnych oddziałów zgrupowania "Żelbet" w batalionie "Skała", gdzie oprócz funkcji kapłańskich wykonywał też zadania jak inni żołnierze. Jeden za partyzantów wspominał: Okazał się on człowiekiem skromnym i wielkiego serca, duchownym z powołania. Nie grzeszył wprawdzie odwagą i truchlał na widok Niemców, ale nie chwalił się też tym, że był jednym z najstarszych partyzantów II Wojny Światowej.
Być może faktycznie ksiądz Mucha nie należał do najodważniejszych żołnierzy w linii. Sam zresztą mówił o swoim pobycie w oddziale: Bałem się. Pewnie, że się bałem. Czy ja jeden? Można odgrywać bohatera bez lęku zbierając wiadomości o wojnie, trudniej jest być takim w pierwszej linii walki. Lecz z drugiej strony, w czasie swojej służby w batalionie "Skała" kapelan dał dowód swojej wielkiej cywilnej odwagi. W grudniu 1944 roku udzielił ślubu zastępcy dowódcy oddziału "Grom-Skok", wchodzącego w skład "Skały". Był nim ppor. Bogusław Fiszer ("Bolek"), a jego wybranką - Krystyna Szczeklik. Akt ślubu ksiądz Mucha podpisał pełnym imieniem i nazwiskiem, dodając do tego adnotację: "kapelan Wojsk Polskich" (!). Biorąc pod uwagę, że uroczystość miała miejsce około dwudziestu kilometrów od Krakowa, gdzie wciąż rezydował Generalny Gubernator Hans Frank, postępowanie księdza Muchy dalekie jest od tchórzostwa.
Za swoją działalność w czasie II wojny światowej kapelan został odznaczony krzyżem Virtuti Militari V klasy oraz otrzymał stopień podpułkownika Wojska Polskiego. Po zakończeniu wojny krótko przebywał w rodzinnych stronach, by potem przenieść się na Ziemie Zachodnie, gdzie pełnił służbę duszpasterską w różnych miejscowościach. Zmarł jako proboszcz w Starych Drzewcach.
"Żałosna resztka" Wańkowicza
Ostatnie lata życia księdza upływały m.in na walce z fałszywym przedstawieniem jego osoby w reportażu "Hubalczycy" Melchiora Wańkowicza. Niesiony na skrzydłach swojej literackiej wizji pisarz utrwalił kapelana jako trzęsącego się tchórza, zbyt często zaglądającego do kieliszka. Ciężko chorego na tyfus duchownego opisał jako "żałosną resztkę" i sam "skondensowany strach".
Podczas spotkania z Wańkowiczem ksiądz Mucha poprosił autora o umieszczenie sprostowania w kolejnych wydaniach książki, gotowy dochodzić swoich spraw na drodze sądowej. Ponieważ pisarz wykpił duchownego i w dodatku obraził, obaj spotkali się w sądzie. W czasie rozprawy ksiądz argumentował, że pisarz nie może w swoich relacjach pisać nieprawdziwych zdarzeń, a jeśli już takie zamieszcza, powinien mieć zgodę od osoby w ten sposób opisywanej.
Co ważne, sąd uznał racje Muchy i nakazał publikację sprostowania w dwóch ogólnopolskich dziennikach oraz wykreślenie nieprawdziwych wydarzeń z kolejnych wydań "Hubalczyków". Sprostowania faktycznie się ukazały, jednak Wańkowicz żadnych zmian w książce nie wprowadził...
Zresztą, kapelana lubili nie tylko żołnierze, ale i sam Major. Podobno mawiał: Jak przeżyjemy - dostaniesz Virtuti, bo nie lada odwagę mieć trzeba, żeby przystać do takich jak my straceńców. I zabiorę cię z sobą do Nicei. Dobrze nauczyłeś się skakać, katabasie! I chociaż Dobrzański nie miał już okazji, by starać się o odznaczenie dla księdza Muchy, ten ostatni otrzymał je kilka lat później, za niepodległościową działalność w czasie wojny.
W oddziale kapelan zwolniony był od służb i innych obowiązków. Czasami na własną prośbę dołączał do patroli, choć jego głównym zadaniem była oczywiście posługa duszpasterska. Celebrował nie tylko niedzielne msze, ale też nabożeństwa okolicznościowe - jak choćby podczas przysięgi kolejnych grup ochotników. W czasie Świąt Wielkanocnych (24-26 marca 1940) wygłosił piękne kazanie, które głęboko poruszyło obecnych. Mówił między innymi o pięknym i wielkim zadaniu, jakim jest walka o Polskę. Pod Huciskiem, na rozkaz Hubala, nie brał bezpośredniego udziału w walkach, pocieszał natomiast rannych i udzielał ostatniego namaszczenia poległym.
Z oddziału odszedł na początku kwietnia 1940, podczas postoju w Kamiennej Woli. Zadecydował o tym ciężki stan zdrowia kapelana, który prawdopodobnie cierpiał na tyfus. Trudne warunki bytowania w oddziale i głód nie sprzyjały choremu. Zdarzały się utraty przytomności, gorączka, majaki. "O dalszym pozostaniu w oddziale nie mogło być mowy" - zanotował pchor. Ossowski w pisanym na bieżąco dzienniku.
Epitafium księdza Muchy (z błędną datą śmierci) w kościele w Starych Drzewcach. Zbiory Jacka Lombarskiego |
Po odzyskaniu sił ksiądz Mucha włączył się w działalność ruchu oporu i związał się z placówką ZWZ w niedalekich Czaplach Wielkich. Aktywnymi jej członkami było jego liczne rodzeństwo, a dowodził nią szwagier - Feliks Kozieł ps. "Jastrząb". W 1943 roku duchowny dołączył do leśnych oddziałów zgrupowania "Żelbet" w batalionie "Skała", gdzie oprócz funkcji kapłańskich wykonywał też zadania jak inni żołnierze. Jeden za partyzantów wspominał: Okazał się on człowiekiem skromnym i wielkiego serca, duchownym z powołania. Nie grzeszył wprawdzie odwagą i truchlał na widok Niemców, ale nie chwalił się też tym, że był jednym z najstarszych partyzantów II Wojny Światowej.
Być może faktycznie ksiądz Mucha nie należał do najodważniejszych żołnierzy w linii. Sam zresztą mówił o swoim pobycie w oddziale: Bałem się. Pewnie, że się bałem. Czy ja jeden? Można odgrywać bohatera bez lęku zbierając wiadomości o wojnie, trudniej jest być takim w pierwszej linii walki. Lecz z drugiej strony, w czasie swojej służby w batalionie "Skała" kapelan dał dowód swojej wielkiej cywilnej odwagi. W grudniu 1944 roku udzielił ślubu zastępcy dowódcy oddziału "Grom-Skok", wchodzącego w skład "Skały". Był nim ppor. Bogusław Fiszer ("Bolek"), a jego wybranką - Krystyna Szczeklik. Akt ślubu ksiądz Mucha podpisał pełnym imieniem i nazwiskiem, dodając do tego adnotację: "kapelan Wojsk Polskich" (!). Biorąc pod uwagę, że uroczystość miała miejsce około dwudziestu kilometrów od Krakowa, gdzie wciąż rezydował Generalny Gubernator Hans Frank, postępowanie księdza Muchy dalekie jest od tchórzostwa.
Za swoją działalność w czasie II wojny światowej kapelan został odznaczony krzyżem Virtuti Militari V klasy oraz otrzymał stopień podpułkownika Wojska Polskiego. Po zakończeniu wojny krótko przebywał w rodzinnych stronach, by potem przenieść się na Ziemie Zachodnie, gdzie pełnił służbę duszpasterską w różnych miejscowościach. Zmarł jako proboszcz w Starych Drzewcach.
"Żałosna resztka" Wańkowicza
Ostatnie lata życia księdza upływały m.in na walce z fałszywym przedstawieniem jego osoby w reportażu "Hubalczycy" Melchiora Wańkowicza. Niesiony na skrzydłach swojej literackiej wizji pisarz utrwalił kapelana jako trzęsącego się tchórza, zbyt często zaglądającego do kieliszka. Ciężko chorego na tyfus duchownego opisał jako "żałosną resztkę" i sam "skondensowany strach".
Podczas spotkania z Wańkowiczem ksiądz Mucha poprosił autora o umieszczenie sprostowania w kolejnych wydaniach książki, gotowy dochodzić swoich spraw na drodze sądowej. Ponieważ pisarz wykpił duchownego i w dodatku obraził, obaj spotkali się w sądzie. W czasie rozprawy ksiądz argumentował, że pisarz nie może w swoich relacjach pisać nieprawdziwych zdarzeń, a jeśli już takie zamieszcza, powinien mieć zgodę od osoby w ten sposób opisywanej.
Co ważne, sąd uznał racje Muchy i nakazał publikację sprostowania w dwóch ogólnopolskich dziennikach oraz wykreślenie nieprawdziwych wydarzeń z kolejnych wydań "Hubalczyków". Sprostowania faktycznie się ukazały, jednak Wańkowicz żadnych zmian w książce nie wprowadził...
Bibliografia:
Dudek W., Wspomnienia okupacyjne. W Samodzielnym Batalionie Partyzanckim "Skała" AK, cz. II, Kraków 1995.
Niemierowska-Szczepańczyk B., Z przeżyć okupacyjnych na ziemi opoczyńskiej, Łódź 1992.
Niemierowska-Szczepańczyk B., Z przeżyć okupacyjnych na ziemi opoczyńskiej, Łódź 1992.
Ossowski H., W oddziale majora Hubala, "Więź", nr 2, 1974, s. 107-120.
Wilkowski S., Śladami Hubalczyków, "WTK" na 38 z dn. 18.09.1960, s. 6-7.
Zaborowski J., Oddział majora Hubala i jego tomaszowscy żołnierze, Tomaszów Mazowiecki 2009.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz