wtorek, 23 maja 2017

III Ogólnopolski Rajd Pieszy "Major Hubal" - cz. 2

Dzisiejsze Gałki. Czy bardzo się różnią od tych
z lutego i marca 1940 r.?
Drugi dzień rajdu jest już prawdziwie wiosenny. Niebo, miejscami tylko oblepione chmurami, jest przyjemnie błękitne, wieje delikatny wiatr, a słońce świeci coraz mocniej. Jedziemy do Gałek, wsi, która odegrała szczególną rolę w historii Oddziału Wydzielonego WP. Hubalczycy stacjonowali tutaj prawie półtora miesiąca - od początku lutego do 13 marca 1940 r. To w Gałkach Major zdecydował się rozbudować swój oddział i zaczął przygotowywać go do działań zbrojnych na niemieckich tyłach. W krótkim czasie miał pod swoją komendą dwustu czterdziestu ludzi, zorganizowanych w 40-to konny szwadron i kompanię piechoty. Życie w Gałkach nabrało typowo koszarowego rytmu. Dzień rozpoczynał się pieśnią "Kiedy ranne wstają zorze". Potem żołnierze uczestniczyli w zajęciach z musztry, jazdy konnej, strzelania. Wyjeżdżali też na patrole, które gromadzić miały nie tylko informacje o ruchach nieprzyjaciela, ale także pozostawioną po Wrześniu broń, amunicję, siodła wojskowe oraz żywność, skupowaną od chłopów. Józefa Pluta z Gałek wspominała, że Hubal Dobry człek był, ludzi nie krzywdził, ni jednego jajka, kawałka chleba od chłopa nie chciał za darmo. Poza służbą, żołnierze mieli oczywiście czas wolny. Ochotnicy mogli zapisać się do chóru, który prowadził ppor. M. Szymański "Sęp", który codziennie ze swymi chłopcami śpiewał, aż chałupa trzeszczała. Do rozrywek należało też inscenizowanie scenek i skeczy z życia oddziału.
Pomnik upamiętniający kwaterę
mjra Hubala w Gałkach. W rzeczywistości dom
Adama Sokołowskiego znajdował się naprzeciwko głazu.
Te wszystkie wiadomości przychodzą mi przez myśl podczas wędrówki przez wieś, ale jakoś tak "z tyłu głowy". Bardziej uderza mnie, że w Gałkach czas jakby się zatrzymał. I nawet nie chodzi o to, że prawie nikt z nas nie ma zasięgu w telefonie. Ale gdyby tak przymknąć oczy i nie zwracać uwagi na elementy współczesności, takie jak samochody na podwórkach, można by pomyśleć, że w ciągu tych prawie osiemdziesięciu lat niewiele się tu zmieniło. Ten sam spokój, te same chałupy, tak samo rozszczekane psy w obejściach. A jednak tamtych Gałek już nie ma. W ciągu wojny wieś doświadczyła dwóch pacyfikacji - w 1940 i 1944 roku i została doszczętnie spalona, a wielu jej mieszkańców spotkała śmierć z rąk niemieckich. 
Dochodzimy do miejsca, w którym mieściła się kwatera Majora. Był to dom Adama Sokołowskiego. Na przeciwko znajduje się dzisiaj pomnik, upamiętniający ten fakt - zwieńczony orłem głaz z tablicą. Gdy mu się przyglądałam, przypomniała mi się relacja Bronisławy Cieślak, o przybyciu oddziału do wsi. 2 lutego w Gałkach pojawiło się czterech mężczyzn, podających się za handlarzy świń. Przyjechali saniami, zaglądnęli do kilku gospodarzy. Rzeczywiście oglądali zwierzęta i targowali się jak prawdziwi kupcy, ale przed co bystrzejszymi zdradziły ich zielone wojskowe spodnie i chyba niezbyt dobrze ukryte pistolety. Odjechali, a w nocy we wsi pojawił się cały oddział - Major i osiemnastu żołnierzy.
Miejsce, w którym ksiądz Mucha odprawiał
codzienne nabożeństwa
Do ustalonego porządku dnia w Gałkach, oprócz wspomnianych wyżej zajęć typowo wojskowych, należała również msza święta, odprawiana codziennie o dziesiątej rano przez księdza Ludwika Muchę. Podczas nabożeństwa śpiewano Mazurek Dąbrowskiego oraz "Boże, coś Polskę". Warto dodać, że obecność kapelana w Oddziale miała dla Hubalczyków duże znaczenie. 
Idziemy dalej. Ze wsi odbijamy w lewo, w las. Droga idzie lekko pod górę, tam gdzie kładą się na niej cienie drzew, jest nieprzyjemnie błotnista, ale udaje nam się ją przejść w miarę suchą stopą. Po prawej ręce otwiera nam się jakby polana, na której znajduje się kolejny pomnik martyrologii Gałek. Na płaskiej płycie kamienia widnieją nazwiska rozstrzelanych za pomoc oddziałowi Hubala. Część z nich zginęła na Firleju, koło Radomia, wywieziona tam najpierw na przesłuchania. Część - w rodzinnej wsi. Za pomnikiem znajduje się grób, a zaraz obok - polowy ołtarz. Przed nim rząd prostych, drewnianych ławek. 
Właśnie tutaj, w tym smutnym miejscu, mam wystąpić z pogadanką o majorze. To trochę dziwne uczucie. Mam swoje skromne, konferencyjne doświadczenie i zwykle nie mam obaw czy oporów przed wystąpieniami publicznymi. Teraz jednak nie będzie to 15-to minutowy referat, ale prawie godzinny wykład, w dodatku przed widownią znaczenie liczniejszą niż ta, jaką spotyka się na sali konferencyjnej. Nigdy
Pomnik pomordowanych mieszkańców Gałek
też nie miałam okazji występować w takich okolicznościach, pod gołym niebem, wśród drzew. Z początku czuję się też nieswojo z powodu tematu wykładu. Być może, przed tym skromnym pomnikiem, lepiej byłoby mówić o wojnie, o działalności Hubala i pomocy ludności Gałek, Huciska, Skłobów i tylu innych wsi, bez których Odział nie mógłby istnieć. Tymczasem opowiadam o jeździeckiej pasji majora Dobrzańskiego, od pierwszych kroków w siodle, aż po największe sukcesy na konkursach hippicznych w Nicei i Londynie. To wciąż stosunkowo mało znany rozdział biografii Hubala i może dlatego wzbudził zainteresowanie wśród słuchaczy. Z początku bałam się, czy wystarczy mi materiałów i ciekawostek na tak długie wystąpienie, ale okazało się, że w czasie wystąpienia czas ucieka szczególnie szybko i wiele ciekawostek musiałam pominąć. 
Ruszamy dalej, do Przysuchy. Tu nastąpić ma uroczyste zakończenie rajdu, jednak wcześniej zwiedzamy samo miasteczko. Ma ono ciekawą historię, w której splotły się losy trzech społeczności: polskiej, niemieckiej i żydowskiej. Każda z nich miała swój osobny rynek, które istnieją do dziś. Bardzo podobało mi się Muzeum im. Oskara Kolberga. Takie niewielkie placówki mają dla mnie swój specjalny urok. Są skromne, lecz jednocześnie w swych niewielkich salach prezentują przepiękne zbiory, często cudem ocalałe, nierozerwalnie związane z historią danego regionu. 
Zwiedzamy również synagogę. Obecnie świątynia przechodzi remont i powoli odzyskuje dawny blask. Na co dzień jest zamknięta, nam jednak udaje się zobaczyć jej wnętrze. W murach panuje chłód i półmrok i jeszcze taka dziwna cisza, którą można znaleźć tylko w opuszczonych budynkach. W powietrzu wisi jakby takie wyczekiwanie, może na powrót dawnego, zapomnianego już życia, jakie się kiedyś toczyło pod tym dachem. Podobne wrażenie miałam, gdy dzień wcześniej zwiedzaliśmy nieczynną hutę żelaza w Chlewiskach (dzisiaj mieści się tam Muzeum Hutnictwa i Przemysłu Maszynowego). 
Uroczyste zakończenie rajdu ma miejsce na przysuskim rynku o godzinie 14. Staję się dumnym posiadaczem Brązowej Odznaki Krajoznawczej PTTK Śladami mjr. H. Dobrzańskiego "Hubala"

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szanowna Koleżanko,
    Super informacja o rajdzie na Twoim blogu. Mam nadzieję, że na kolejne "Hubalowe Rajdy" organizowane przez Koleżanki i Kolegów z WK PTTK w Tomaszowie Mazowieckim przyjedziesz zawsze. Do zobaczenia na szlaku!
    JeKu

    OdpowiedzUsuń