niedziela, 23 grudnia 2018

Wigilia Hubalczyków

To musiała być strasznie smutna Wigilia. Pierwsza okupacyjna...  W wielu domach miejsce przy stole miało już zawsze pozostać puste. Byli jednak tacy, którzy chociaż przez chwilę mogli mieć wrażenie, że do wigilijnej wieczerzy zasiadają w wolnej Polsce. Sprawiał to widok polskich mundurów, noszonych w okupowanym kraju jeszcze dwa miesiące po Wrześniu. 23 grudnia 1939 roku w leśniczówce Bielawy niedaleko Poświętnego miała miejsce Wigilia Oddziału Wydzielonego WP majora Hubala. 

Przed Wigilią
Na przełomie listopada i grudnia major Dobrzański wyjechał do Warszawy, by tam od Komendanta Głównego Służby Zwycięstwu Polski uzyskać aprobatę dla swojej działalności. W tym czasie Hubalczycy przenieśli się w lasy brudzewickie. Zastępujący Hubala kapitan Józef Grabiński (ps. "Pomian") zmienił nieco sposób funkcjonowania oddziału. W dzień, mimo niskich temperatur, żołnierze biwakowali w lesie, nocowali zaś w gajówkach.  Części z nich "Pomian" udzielił urlopów i tak na przykład, wbrew temu, co widzimy w filmie "Hubal", w Wigilii nie brał udziału plutonowy Józef Alicki. 

poniedziałek, 17 grudnia 2018

Hubal w Warszawie

Ryszard Filipski jako mjr Dobrzański podczas spotkania
z gen. Karaszewiczem-Tokarzewskim.
Kadr z filmu "Hubal" (1973 r.),
zbiory Filmoteki Narodowej
W historii Oddziału Wydzielonego WP nie brak epizodów, które choć niewielkie, zdążyły już obrosnąć mitami. Przykładem może być tu, opisywane już na blogu,  starcie pod Wolą Chodkowską, czy wyjazd majora Dobrzańskiego do Warszawy, na rozmowy z dowódcą głównym Służby Zwycięstwu Polski. Do spotkania z generałem Michałem Karaszewiczem-Tokarzewskim (ps. "Torwid") doszło 18 grudnia 1939 roku.  W literaturze przedmiotu wciąż pokutuje błędna i krzywdząca informacja, że Hubal do okupowanej stolicy pojechał w mundurze, budząc popłoch wśród konspiratorów i narażając na śmierć nie tylko siebie, ale też innych. Podobnego rodzaju brednie można również przeczytać w wydanej kilka lat temu powieści o Hubalu, która zamiast hołdem dla Majora stała się miejscami wręcz paszkwilem na niego. Dlatego w przededniu rocznicy tamtych wydarzeń warto przyjrzeć się, jak w rzeczywistości wyglądał wyjazd majora Dobrzańskiego do Warszawy. 

niedziela, 9 grudnia 2018

Dziadkowie Hubala

Henryk Hubal-Dobrzański (dziadek)
z żoną Leonią z hr. Potockich,
Drezno, 1864(?) r.
Zbiory Fundacji Rodzinnej Blochów
Henryk Michał Paweł Dobrzański, dziadek Hubala, to w rodzinie postać pod pewnym względem wyjątkowa. Jako jeden z nielicznych jej przedstawicieli nie związał się bowiem z armią, czego powodem były prawdopodobnie kłopoty ze zdrowiem. Nie oznacza to jednak, że jego życiorys nie był interesujący. 
Urodził się w Warszawie 25 stycznia 1830 roku jako najstarszy spośród sześciu synów pułkownika Łukasza Dobrzańskiego i Marii z Bergonzonich. W połowie lat czterdziestych rodzina przeniosła się do Krakowa, gdzie Henryk ukończył gimnazjum świętej Anny. W 1852 roku wrócił do Warszawy i tam włączył się w działalność teatru amatorskiego. Występował w sztukach, z których dochód przeznaczany był na cele dobroczynne, na przykład na rzecz Zakładu Starców i Kalek. Ale to nie jedyne związki Henryka ze sztuką. W 1872 roku, na prośbę Juliusza Malczewskiego, napisał list do swojego brata Piotra, by ten wstawił się u mistrza Jana Matejki za młodym, obiecującym malarzem, Jackiem Malczewskim.
Jak już było wspomniane, Henryk Dobrzański nie założył munduru jak jego bracia, lecz zajął się gospodarstwem i handlem. Jeszcze przed rokiem 1861 wszedł w posiadanie folwarku Świniary, był również członkiem Towarzystwa Rolniczego w Królestwie Polskim. W 1874, podczas Wystawy  Rolniczej w Warszawie prezentował pszenicę i jęczmień z własnych upraw, za które został wyróżniony nagrodą.  W tamtym czasie prowadził też w Świniarach ajencję sprzedaży żniwiarko-kosiarek.

czwartek, 29 listopada 2018

Przodkowie Hubala w postaniu listopadowym

Łukasz Dobrzański na portrecie pędzla Jana Matejki
(1873 r.)
Przy okazji przypadającej dzisiaj rocznicy wybuchu powstania listopadowego, warto przypomnieć dwie sylwetki przodków majora Dobrzańskiego-Hubala, którzy byli zaangażowani w wydarzenia sprzed blisko stu dziewięćdziesięciu lat.

* Pułkownik Łukasz Dobrzański (1789-1878), pradziadek Hubala.
Karierę wojskową rozpoczął w armii Księstwa Warszawskiego jako podporucznik artylerii. Brał udział w bitwie narodów pod Lipskiem (1813), gdzie dostał się do niewoli. W 1830 roku jako jeden z nielicznych oficerów wyższego stopnia był wtajemniczony w plany powstania, mimo to nie wziął czynnego udziału w wydarzeniach nocy 29/30 listopada. Natomiast nieco później dowiedział się o planach obalenia dyktatury generała Józefa Chłopickiego, szykowanych przez stronnictwo Joachima Lelewela. O spisku zawiadomił dyktatora powstania, co zaowocowało aresztowaniem J. Lelewela, Józefa Ostrowskiego oraz Ksawerego Bronikowskiego. Co ciekawe, do aresztu trafił również sam Dobrzański, jednak szybko został oczyszczony z zarzutów potajemnego sprzyjania spiskowi. Sąd przywrócił go na stanowisko dowódcy Artylerii Rezerwowej, a sam pułkownik pięknie zapisał się w czasie bitwy pod Olszynką Grochowską, gdzie został ciężko ranny.

poniedziałek, 5 listopada 2018

Ostatnia walka w 1939 roku

"Tereska" odnajduje ułanów i przywozi dokumenty uratowane
z Cisownika. Kadr z filmu "Hubal".
Zbiory Filmoteki Narodowej
Krótka, ale gwałtowna wymiana ognia w Cisowniku to ostatnie starcie Hubalczyków z Niemcami w 1939 roku. (Do następnej znaczącej walki ułanów z okupantem doszło dopiero za pięć miesięcy, 30 marca 1940 roku pod Huciskiem). W przeciwieństwie do potyczki pod Wolą Chodkowską, nie przyniosło Polakom zwycięstwa. Mimo że nikt nie zginął, oddział bardzo boleśnie odczuł utratę niemal wszystkich koni. W rocznicę tego wydarzenia przyjrzyjmy się, jak do niego doszło. 

Walka - ale kiedy?
Napisałam "w rocznicę", choć dotąd w historiografii przyjęło się uważać, że była to środa, 1 listopada 1939 roku. Niektórzy badacze są skłonni przesunąć datę na 2 listopada, ufając w tej kwestii Józefowi Alickiemu i jego obszernym wspomnieniom. Jednak po uważnej analizie źródeł myślę, że właściwym byłoby przyjąć za datę walki w Cisowniku niedzielę, to jest dopiero 5 listopada. Przemawiają za tym trzy źródła: relacja gajowego Jana Barana, notatki sporządzone przez Marka Szymańskiego oraz pamiętnik Zygmunta Sosnowskiego, mieszkańca wsi. 

piątek, 26 października 2018

Jak Hubal budował konspirację?

26 października 1939 r., podczas postoju w gajówce Zychy, major Dobrzański wydał pierwszy dokument powołujący do życia Okręg Bojowy Kielce. Ta podziemna organizacja wojskowa miała skupiać i szkolić ochotników do wystąpienia na tyłach niemieckich podczas spodziewanej ofensywy aliantów.
Dokonania Hubala na polu tworzenia konspiracji są wciąż jeszcze mało znane i rozpowszechnione. Dlatego jeśli chcecie dowiedzieć się więcej na ten temat, gorąco zachęcam do lektury mojego artykułu, który jakiś czas temu ukazał się w serwisie Historykon.pl: Jak Hubal budował konspirację.

Fot. Zbiory Archiwum Państwowego w Kielcach.

wtorek, 23 października 2018

Jeszcze o Woli Chodkowskiej

Nie jest dobrze, jeśli autorzy opisujący wydarzenia historyczne posługują się fikcją literacką, dobrą na pewno w powieściach, ale nie w reportażach historycznych.

"Kierunki" nr 16 z dn. 02.09.1956, w których ukazały się
fragmenty "Hubalczyków" Wańkowicza
To zdanie Antoniego Lipca, inicjatora budowy pomnika walki pod Wolą Chodkowską, wynotowałam sobie specjalnie z myślą o dzisiejszym wpisie. Bardzo dobrze pasuje ono bowiem do tego, jak z czasem zafałszowany został obraz tej niewielkiej potyczki.  Opisana piórem Melchiora Wańkowicza urosła do rangi wielkiej bitwy, w które trup niemiecki ściele się gęsto, a sam major Dobrzański zostaje nawet mordercą bezbronnych jeńców. O tym, jak wyglądała naprawdę walka pod Wolą Chodkowską, możecie przeczytać w osobnym wpisie, teraz natomiast chciałabym wyjaśnić, skąd błędne postrzeganie jej przebiegu.
Nie jest tajemnicą, że pisząc swoich "Hubalczyków" Wańkowicz inspirację czerpał z nowelki Macieja Kalenkiewicza o tym samym tytule (więcej na ten temat pisałam w artykule "Hubalczycy" i plagiat Wańkowicza ). To właśnie od Kalenkiewicza pisarz wziął liczbę samochodów (siedem), spalenie żywcem w zamkniętych samochodach części żołnierzy niemieckich  oraz rozstrzelanie przez Majora ośmiu pozostałych przy życiu. Być może Wańkowicz uznał, że skoro Kalenkiewicz był Hubalczykiem, to jego dzieło można uznać za wiarygodną relację, wiernie oddającą przebieg wydarzeń. W rzeczywistości jednak jest to bardziej utwór literacki, luźno tylko inspirowany przeżyciami "Kotwicza" w Oddziale. A opisana przez niego walka nigdy nie miała miejsca.

piątek, 19 października 2018

Bitwa czy potyczka? Walka pod Wolą Chodkowską

Wola Chodkowska. Miejsce walki.
Fot. J. Lombarski
Dziwno było, jak sie oni utrzymali
Rankiem 1 X 1939 r. oddział majora Dobrzańskiego stanął na lewym brzegu Wisły (więcej na temat przeprawy znajdziecie w poprzednim wpisie). Około godziny szóstej lub siódmej rano kawalerzyści pojawili się w Kłodzie. Na miejsce postoju wybrali ostatnią chałupę we wsi, należącą do Wincentego Jaworskiego. Według gospodarza, było ich wówczas około  trzydziestu, prowadzili też dwa wozy taborowe.
Ułani zostali na podwórku, oporządzali konie i jedli śniadanie. Oficer, w którym możemy domyślać się samego majora Dobrzańskiego, wszedł do chałupy, gdzie rozmawiał z Jaworskim. Wypytywał, czy w okolicy nie pojawiły się już oddziały partyzanckie i czy Niemcy często zaglądają w te strony (większe siły niemieckie stacjonowały w miejscowości Brzóza, oddalonej o czternaście kilometrów). Kawalerzyści przebywali w Kłodzie dwie godziny.  Jaworski dał im siano i ciepłą bieliznę, a potem poprowadził ich do położonego na południowy zachód Chodkowa.
[...]  zobaczyłem przez okno mego mieszkania, stojącego przy drodze, jak przez wieś jechał na koniach od wsi Kłody oddział kawalerii Wojska Polskiego w pełnym oporządzeniu, umundurowaniu i uzbrojeniu.  [...] zatrzymali się na drugim końcu wsi.  - wspominał Jan Czerwiński w rozmowie z Antonim Lipcem. Żołnierze zakwaterowali się w zagrodzie Władysława Tokarskiego i gajówce Franciszka i Antoniego Strzelczyków. Na czas ich pobytu mieszkańcom nie wolno było poruszać się swobodnie po wsi, każdy musiał pozostać tam, gdzie przebywał. Dziwno było, jak się oni utrzymali - powiedział Markowi Szymańskiemu Józef Piwowarczyk.
Kawalerzyści pozostali w Chodkowie cztery godziny. Możliwe, że major planował tu dłuższy postój, jednak coś pokrzyżowało jego zamiary. 

środa, 10 października 2018

Na drugi brzeg Wisły

Miejsce przeprawy oddziału majora Dobrzańskiego
na mapie Wojskowego Instytutu Geograficznego (1937 r.).

Wola Chodkowska, niewielka wieś położona w obecnym powiecie kozienickim, niemal osiemdziesiąt lat temu była świadkiem pierwszej potyczki oddziału majora Dobrzańskiego. Starcie to, chociaż nie miało wielkiego znaczenia dla historii Hubalczyków, bardzo szybko obrosło mitami. Wyolbrzymiano jego wielkość, siły przeciwnika, a samemu Majorowi z dziwną beztroską przypisywano morderstwo jeńców wojennych. Ten fałszywy obraz, powtarzany w kolejnych opracowaniach, został oparty na literackiej fikcji, a mimo to utrwalił się szczególnie mocno.
Dlatego uważam, że walka pod Wolą Chodkowską zasługuje na osobny, wyczerpujący artykuł. Z początku miał to być jeden, obszerny wpis, jednak zakres materiału pozwolił na podzielenie go na trzy części. W pierwszej opisałam przeprawę przez Wisłę, jaka bezpośrednio poprzedziła samo starcie. Znalazły się tu dotąd nieznane szczegóły, choćby na temat miejsca lądowania ułanów po drugiej stronie rzeki. W drugiej części przedstawię przebieg potyczki, a wreszcie w trzeciej - wyjaśnię, skąd te wszystkie niedomówienia i błędne informacje na jej temat.

piątek, 28 września 2018

Konflikt, którego nie było

28 września 1939 r. przyjmuje się za prawdopodobną datę rozwiązania 110. rezerwowego pułku ułanów. Fakt ten często przedstawia się jako efekt konfliktu pomiędzy dowódcą pułku, ppłk. Jerzym Dąmbrowskim, a jego zastępcą, majorem Henrykiem Dobrzańskim. Niektórzy z miejsca uznają przy tym tego drugiego za buntownika, bo kiedy Dąmbrowski zdecydował o rozwiązaniu pułku, Dobrzański miał zignorować rozkaz, samorzutnie objąć komendę i poprowadzić jego resztki w kierunku walczącej stolicy. W rzeczywistości wydarzenia sprzed niemal osiemdziesięciu lat wyglądały zupełnie inaczej, niż pokazują to "Hubalczycy" Melchiora Wańkowicza czy film "Hubal" Bohdana Poręby.
Narracja ta zresztą często bywa krzywdząca nie tylko dla samego Majora, ale również dla jego przełożonego. Wyłania się z niej bowiem obraz Dąmbrowskiego jako zniedołężniałego, złożonego chorobą człowieka. Cierpiący na zapalenie płuc, trawiony gorączką, nie widzi szans dalszej walki i decyduje się rozwiązać pułk. A jak było naprawdę?

wtorek, 18 września 2018

Przyjaciel, ojciec... - Hubal jako dowódca

Podobno nie ma większej formy uznania dla dowódcy niż nazwanie go ojcem przez żołnierzy. Kiedy major Dobrzański zginął, jego podkomendni wydali specjalny komunikat.  Czytamy w nim: Zginął człowiek, który swej przysięgi żołnierskiej nie złamał, honoru polskiego żołnierza nie splamił. Zostaliśmy my, tracąc w Nim przyjaciela, ojca, a przede wszystkim w całym tego słowa znaczeniu dowódcę. W podobny sposób nazwał Hubala ppor. Z. Morawski "Bem" w liście do kpt. Macieja Kalenkiewicza "Kotwicza": My z Markiem [Szymańskim, ps. "Sęp"] byliśmy za młodzi na to, żebyśmy mogli służyć Panu Majorowi naszemu Dowódcy i Ojcu jakimikolwiek radami.
Hubalczycy poznali swojego dowódcę w specyficznych okolicznościach. Działania w warunkach wojennych z pewnością skracają dystans między przełożonym i podwładnymi. Jednak major Dobrzański potrafił zyskać sobie zaufanie i szacunek żołnierzy jeszcze przed wojną, właściwie niemal od początku swojej służby na stanowiskach dowódczych. Co o tym zadecydowało?

piątek, 7 września 2018

"Hubal" w NRD

W tym tygodniu obchodziliśmy 45-tą rocznicę premiery filmu "Hubal". W półtora roku od wejścia do polskich kin, dzieło Bohdana Poręby mogli zobaczyć widzowie w NRD w ramach Miesiąca Filmów Antyimperialistycznych (18.04-15.05.1975). Kilka lat temu otrzymałam w prezencie broszurkę promującą to wydarzenie, w której zamieszczono opis filmu:
Hubal. Kim był major Hubal? Polakiem, żołnierzem, patriotą. Nie sposób go zapomnieć. Oficer kawalerii, który nie poddał się przewadze hitlerowskich faszystów napadających na jego kraj paląc i mordując. Siedemdziesięciu towarzyszy broni: oficerów, podoficerów i ułanów, dołączyło do niego, tak samo jak on nie ściągnęli mundurów, wyruszyli do lasów w pobliżu Kielc, atakowali stamtąd najeźdźców, zadali okupantowi silne ciosy unieruchamiając znaczące siły furii Wehrmachtu. W ten sposób Hubal stał się pierwszym polskim partyzantem. W pełnym zaufania oczekiwaniu na francuskich i angielskich sojuszników Polski, w nadziei na zwrot wydarzeń wojennych uderzył wroga tam, gdzie był w stanie to zrobić. Kiedy wysłannik londyńskiego rządu na emigracji zakazał mu stawiać opór, odmówił i kontynuował walkę. Poległ 30 kwietnia 1940 z bronią w ręku.
(Za tłumaczenie serdecznie dziękuję Berenice Wojciechowskiej.)

czwartek, 6 września 2018

Gdzie kręcono film "Hubal"?

(1)
W miniony poniedziałek, 3 września, obchodziliśmy 45-tą rocznicę premiery filmu "Hubal". Dzieło Bohdana Poręby, ze wspaniałą rolą Ryszarda Filipskiego, jest dobrze znane wszystkim, którzy choć trochę interesują się postacią majora Dobrzańskiego. Reżyser dołożył starań, aby film możliwie wiernie opowiadał historię Hubala. Zbierał dokumenty, rozmawiał ze świadkami tamtych dni, a jeśli było to możliwe - część scen nakręcił w miejscach, gdzie rozegrały się one w rzeczywistości. 
W dzisiejszym poście zamieszczam zestawienie takich miejsc. Niestety, nie wszędzie udało się precyzyjnie zidentyfikować dokładną lokalizację kręcenia scen. Stąd gorąca prośba do Czytelników. Może ktoś z Was rozpoznaje swoje rodzinne strony i będzie mógł udzielić dokładniejszych informacji? Każda, nawet drobna, wskazówka jest bardzo cenna, dlatego gorąco zachęcam do zabierania głosu w komentarzach.
Zdjęcia powiększają się po kliknięciu na nie. 

sobota, 1 września 2018

A więc wojna!

Kadr z filmu "Hubal" (1973 r.).
Zbiory Filmoteki Narodowej

Halo, halo. Tu Warszawa i wszystkie rozgłośnie Polskiego Radia. Dziś rano o godzinie 5.40 oddziały niemieckie przekroczyły granicę polską, łamiąc pakt o nieagresji. Zbombardowano szereg miast. - Te straszne słowa Polacy usłyszeli rankiem 1 września 1939 roku.   A więc wojna. Z dniem dzisiejszym wszelkie sprawy i zagadnienia schodzą na plan dalszy. [...]  Wszyscy jesteśmy żołnierzami. Musimy myśleć tylko o jednym: walka aż do zwycięstwa.
Wybuch wojny dla wielu nie był zaskoczeniem. Od miesięcy w sytuacji międzynarodowej dało się wyczuć narastające napięcie. Kpt. Bronisław Lubieniecki, weterynarz szwadronu zapasowego 3. pułku strzelców konnych w Wołkowysku wspominał, że wśród kadry oficerskiej często rozmawiano na ten temat. Udział w takich dyskusjach brał też major Henryk Dobrzański. Jego zdaniem wojna będzie - relacjonował Lubieniecki Zygmuntowi Kosztyle. - [...] sytuacja jest tak napięta, że dojdzie do wojny. Nie przewidywał dramatycznej klęski. Nie wątpił, że nadchodzi wojna, ale jej rozmiarów i zasięgu nie przewidywał. Ale czy ktokolwiek wtedy zdawał sobie sprawę, jak tragicznie potoczą się wydarzenia?

wtorek, 14 sierpnia 2018

Nieznane zdjęcie Hubala


Słuchacze III Kursu Doszkolenia Młodszych Oficerów Kawalerii.
Rtm. H. Dobrzański - trzeci z lewej w drugim rzędzie.
W czasie niedawnej kwerendy w "Przeglądzie Kawalerii i Broni Pancernej" udało mi się odnaleźć nieznane szerzej zdjęcie Henryka Dobrzańskiego. Przedstawia ono słuchaczy Kursu Doszkolenia Młodszych Oficerów Kawalerii, na który przyszły Hubal został odkomenderowany 22 listopada 1922 r. Kurs miał za zadanie przygotować do dowodzenia szwadronem i dywizjonem i przeznaczony był dla oficerów, którzy nie posiadali polskiego wykształcenia wojskowego. 


piątek, 10 sierpnia 2018

"Nic ci do tego!" - czyli kolejny mit o Hubalu

Major Dobrzański i "Nic ci do tego" w czasie Zimowych Wyścigów Konnych,
Zakopane, styczeń 1933 r.
Zbiory Narodowego Archiwum Cyfrowego.
A po służbie - jak w Rzeszowie - biegi myśliwskie, wyścigi, polowania. Jeździ na ogromnym, "twardym w pysku" koniu, z którym tylko on potrafi sobie poradzić. Nadał mu dziwaczne, szokujące imię: Nic ci do tego. Czyżby w ten sposób chciał major wyrazić swój protest przeciw osaczającemu go życiu, swoje rozgoryczenie?
Nie bez powodu wpis ten rozpoczynam cytatem z książki  Mirosława Dereckiego pt.  "Tropem majora Hubala".  Tych kilka słów stanowi świetną ilustrację, jak łatwo wokół postaci majora Dobrzańskiego zbudować kolejne mity i podpierać nimi szkodliwe dla niego teorie. Niecodzienne imię konia traktuje bowiem dziennikarz jako dowód na bunt Hubala wobec przełożonych i własnej sytuacji zawodowej, świadectwo jego frustracji i rozgoryczenia. O tym, że życie zawodowe Dobrzańskiego w latach trzydziestych nie było wcale "pasmem klęsk i upokorzeń" na pewno jeszcze będzie mowa w osobnym artykule. Teraz zaś głównym bohaterem uczyńmy samego "Nica", wokół którego narosło tyle nieporozumień.

wtorek, 7 sierpnia 2018

Tajemnica śmierci "Bema"

Dziś przypada 75-ta rocznica śmierci ppor. Zygmunta Morawskiego "Bema". Z tej okazji zamieszczam artykuł, przesłany przez stałego czytelnika, p. Andrzeja Igielskiego, któremu postać ta jest szczególnie bliska. Zachęcam do lektury!


Ppor. Zygmunt Morawski "Bem" (stoi w środku) w gronie Hubalczyków.
Gałki Krzczonowskie luty-marzec 1940 r.

Najbardziej znaną postacią Oddziału Wydzielonego Wojska Polskiego jest oczywiście jego dowódca, major Henryk Dobrzański "Hubal". Nie można jednak zapomnieć o tych, których wokół siebie skupił i którzy, podobnie jak on, zdecydowali się trwać w mundurze na okupowanych ziemiach polskich. Nie znamy dziś dokładnej liczby osób, jaka przewinęła się przez szeregi Oddziału. Z pewnością było ich kilkuset, może nawet powyżej pół tysiąca. Jednak tych, którzy towarzyszyli Majorowi od samego początku, którzy od bram stolicy przeszli z nim cały szlak aż do Anielina, było zaledwie czterech. Każdemu, kto choć pobieżnie zapoznał się z historią OWWP, ich nazwiska powinny być znane: Romuald Rodziewicz "Roman", Józef Alicki, Zygmunt Morawski ("Bem") i Antoni Kossowski ("Ryś"). Zwłaszcza dwaj pierwsi należą do najbardziej rozpoznawalnych Hubalczyków, między innymi dzięki filmowi "Hubal" (1973r.) Bohdana Poręby. Inaczej Morawski i Kossowski - ich sylwetki pozostają niejako w cieniu, co wydaje się być nieco krzywdzące, zważywszy na to, jak piękne karty zapisali w historii Oddziału.
Postacią, która mnie szczególnie zainteresowała, jest Zygmunt Morawski. Jego losy wydają się dziś najbardziej tragiczne. Spośród wszystkich żołnierzy Hubala wielu zginęło w walce, inni zamordowani przez Niemców i Rosjan,  część przeżyła wojnę, ale tylko "Bem" targnął się na swoje życie.

wtorek, 26 czerwca 2018

Złota papierośnica dla Hubala

Polska drużyna na konkursach w Londynie.
Od lewej: rtm. A. Królikiewicz, rtm. Z. Dziadulski, ppłk K. Rómmel,
rtm. H. Dobrzański i por. K. Szosland.
(Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe)


22 czerwca 1897 roku na świat przyszedł Henryk Dobrzański, późniejszy major Hubal. Dokładnie dwadzieścia osiem lat później miał okazję wyjechać po raz pierwszy na arenę londyńskiej hali "Olympia", by tam reprezentować polskie barwy podczas międzynarodowych konkursów hippicznych.  To właśnie na oczach angielskiej publiczności rotmistrz Dobrzański odniósł jeden ze swoich najbardziej spektakularnych sukcesów jeździeckich, z którego był dumny jeszcze wiele lat później. 
Londyński "Horse Show" to właściwie jedno wielkie święto konia. Pod szklanym dachem pałacu sportowego "Olympia" codziennie zobaczyć można setki zwierząt - od małych kuców aż do potężnych koni pociągowych, zdolnych ciągnąć masywne platformy z piwem. Wystawy i pokazy trwają od rana do późnej nocy, a międzynarodowe wojskowe konkursy skoków przez przeszkody to zaledwie jeden z wielu punktów bogatego programu. Co roku pojawiają się na nich najlepsi umundurowani sportowcy europejscy, a tradycja rywalizowania o puchar króla Jerzego i inne pomniejsze nagrody sięga jeszcze czasów sprzed Wielkiej Wojny. Dzięki sukcesom odniesionym dotąd na hipodromach Francji, Szwajcarii i Włoch zaproszenie do Londynu otrzymali również polscy kawalerzyści.

sobota, 7 kwietnia 2018

Czy Hubal bił Niemca?

Kiedy jakiś czas temu udostępniłam na Facebooku swój artykuł Nie taki znowu szalony Major, jeden z internautów napisał, że "Hubal bił Niemca" i za to należy mu się szacunek. To krótkie zdanie uświadomiło mi, że wśród wielu osób wciąż panuje przekonanie o licznych starciach, jakie Oddział Wydzielony stoczył z Niemcami, zadając im przy tym wysokie straty.
Jest to jednak przekonanie błędne. Celem istnienia oddziału nie była bieżąca walka ze znacznie silniejszym okupantem, ale szykowanie się - przede wszystkim przez nabór ochotników i ich szkolenie - do wystąpienia na tyłach niemieckich. Miało to nastąpić w chwili zaangażowania Wehrmachtu na froncie zachodnim, spodziewanego na wiosnę 1940 roku. Hubal nie planował żadnych wystąpień zbrojnych przed tym momentem i mimo wielu dogodnych sytuacji nie atakował przeciwnika. Nie zamierzał również wywoływać powszechnego powstania, o czym świadczą jego słowa zanotowane w dzienniku bojowym oddziału.
Oczywiście, mimo stosowania takiej strategii, Hubalczykom nie zawsze udawało się unikać starć z Niemcami. Najjaskrawszym tego przykładem jest walka pod Huciskiem, stoczona 30 marca 1940 r. i zakończona zwycięstwem strony polskiej. Jednak w ciągu siedmiu miesięcy działalności oddziału (październik 1939 - kwiecień 1940) takich potyczek było zaledwie sześć. W dodatku właściwie żadna z nich nie była akcją zaplanowaną przez stronę polską.

piątek, 23 marca 2018

"Oddział zmniejszyć!", czyli Hubal wykonuje rozkaz

Rozkaz dzienny z dn. 14 III 1940 r., wydany dzień po przybyciu
do Gałek ppłk. L. Okulickiego.
Zbiory Archiwum Akt Nowych, Archiwum Marka Szymańskiego,
sygn. 2/1748/50.



To był straszny dzień i nie jestem w stanie go wiernie odtworzyć  - napisał Józef Lewandowski, ps. "Lech".  13 marca 1940 roku stanowi jedną z najważniejszych dat w historii Oddziału Wydzielonego Wojska Polskiego. To wtedy do Gałek przybył ppłk Leopold Okulicki ("Johan Müller"), z poleceniem demobilizacji oddziału. Teoretycznie przebieg tamtych wydarzeń jest nam dobrze znany.  Dobrzański odmówił wykonania rozkazu, stając się automatycznie buntownikiem wobec organizacji, której podporządkował się z końcem poprzedniego roku. Nie ufajmy jednak literackiej wizji niektórych pisarzy ani sugestywnemu obrazowi utrwalonemu w filmie "Hubal". Gdy bowiem przyjrzymy się dokładnie temu, co stało się wówczas w Gałkach, okaże się, że nic nie jest wcale takie czarno-białe.

czwartek, 8 marca 2018

"Tereska" od Hubala

"Tereska" w otoczeniu żołnierzy oddziału Hubala.
Gałki Krzczonowskie, zima 1940 r.

Byłam w kinie, owszem, ale się zdenerwowałam. Na filmie "Tereska" ma warkocze, a przecież ona posiadała krótkie włosy. Zrobili z niej głupią dziewczynę, a przecież "Tereska" była zupełnie inna - relacjonowała siostra, Janina Cel, łódzkiemu dziennikarzowi  Ryszardowi Poradowskiemu. Przy okazji przypadającego dziś Dnia Kobiet warto przypomnieć sylwetkę tej nieprzeciętnej dziewczyny,
jedynej kobiety w oddziale Hubala.
Naprawdę nazywała się Marianna Cel. Przyszła na świat w koneckiej wsi Budy, 14 stycznia 1918 roku, jako jedno z czworga dzieci Franciszka Cela i Bronisławy z Łuszczyńskich. Dość szybko osierocona przez rodziców, wychowywała się pod opieką ciotki. W domu nie przelewało się, więc jeszcze przed wojną siostra ściągnęła ją do Łodzi. Marianna szybko odnalazła się w dużym mieście. Podjęła pracę w domu adwokata przy ul. Narutowicza 24, a w czasie wolnym oddawała się swoim nieprzeciętnym zainteresowaniom. Dużo czytała, w tym polskich klasyków, uczęszczała na kurs pilotażu, a nawet trenowała skoki spadochronowe (!). Z okresu tego zachowało się tylko jedno zdjęcie, na którym uśmiechnięta dziewczyna pozuje z nieznanym mężczyzną.

czwartek, 1 marca 2018

Wolna Polska spotyka się z Niemcami

Patrol niemiecki na tropie oddziału Hubala, zima 1940 r.
Fot. z książki. J. Piekałkiewicza "Wojna kawalerii 1939-1945".

Za oknami siwo od mrozu, aż się prosi więc, żeby przypomnieć relację Łukasza Matysiaka z Radzic, spisaną pod koniec 1971 roku przez Marka Szymańskiego "Sępa":
W zimie zdarzyło się, że na zasypanej śniegiem drodze dwóch żołnierzy niemieckich napotkało patrol oddziału na saniach.
- Co tam wieziecie? - zapytał jeden z nich.
- To zobacz sam - odpowiedział Hubalczyk i odkrył plandekę.
- Gut - odpowiedział Niemiec. - Jechać dalej.
Kiedy wieczorem obaj Niemcy zaszli do chałupy, drugi z nich zapytał pierwszego, co to zobaczył na saniach. W odpowiedzi usłyszał, że to wolna Polska jechała.
Gdy sobie popili opowiedział zebranym w chałupie, że była to broń na saniach, wieziona przez partyzantów. Na to konto popili sobie i śpiewali wojskowe piosenki polskie. Byli to bowiem Ślązacy.

środa, 14 lutego 2018

Miłość pod słońcem Nicei

Henryk Dobrzański w towarzystwie sióstr Adeli i Marii Łubieńskich.
Mińsk Mazowiecki, lato 1917 r.

Sierpień, połowa lat siedemdziesiątych. Krystyna Zgorzelska Zonnowa spędza urlop w zaniedbanym dworku, który władza ludowa przekształciła w ośrodek wczasowy. Wśród gości jest również starsza pani o surowym wyrazie twarzy i śladach dawnej urody. Dotąd trzymająca dystans, pewnego dnia nieznajoma opowiada Zgorzelskiej historię wielkiego uczucia. Miłości, którą obdarzyła Henryka Dobrzańskiego. 
Autorka artykułu nie podaje, kim był starsza pani i trzeba nieco trudu, żeby ustalić jej nazwisko. Maria Magdalena hr. Łubieńska, kuzynka Hubala. Nie wiadomo, kiedy spotkali się po raz pierwszy. Prawdopodobnie było to jeszcze w czasie I wojny światowej, o czym świadczy zachowana fotografia. Dobrzański odwiedzał pałac Łubieńskich w Mińsku Mazowieckim w lecie 1917 roku, kiedy jego pułk stacjonował w okolicy. Na zdjęciu pozuje uśmiechnięty, z rakietą i koszykiem piłek tenisowych w ręku. Średniego wzrostu, o jasnych włosach i niebieskich oczach, przystojny dwudziestolatek w legionowym mundurze musiał wzbudzać zainteresowanie płci przeciwnej. Towarzyszą mu dwie młode kobiety, ubrane jeszcze według sztywnych reguł przemijającej właśnie epoki. Jasne bluzki z długim rękawem i spódnice sięgające kostek stanowiły raczej mało praktyczny strój do tenisa. A jednak jedna z pań również trzyma w ręku rakietę. To starsza z sióstr, Adela, rówieśniczka Henryka. Maria jest młodsza, urodziła się 21 lipca 1901 roku, i to ona zakocha się w Dobrzańskim. Prawdziwą, wielką miłością, taką na całe życie.

poniedziałek, 29 stycznia 2018

Hubalczycy grają w salonowca

Marcyna Tkaczyk wśród żołnierzy. Od lewej:
plut. R. Rodziewicz "Roman", ppor. A. Kubisiak "Leszczyna",
kpt. J. Grabiński "Pomian", rtm. J. Walicki "Walbach"
i ppor. M. Szymański "Sęp".
Bimber i aspiryna
Zachowane fotografie nie pozostawiają wątpliwości - to była naprawdę ostra zima. Przy dzisiejszej aurze trudno nam sobie wyobrazić mrozy sięgające kilkudziesięciu stopni i głębokie zaspy, w których grzęzły konie i sanie, nie mówiąc już o pojazdach. Sroga zima z całą pewnością była sojuszniczką Hubalczyków, utrudniając Niemcom wszelkie działania przeciw oddziałowi. Z drugiej jednak strony, mocno dawała w kość również Polakom. Łatwo było o przeziębienie, zwłaszcza podczas długich wyjazdów na patrole.
Niestety, w oddziale brakowało stałej i fachowej opieki medycznej. Co prawda, funkcję łapiducha pełnił ppor. Marek Szymański "Sęp", jednak chyba nie najlepiej się do niej nadawał. Pewnego razu zgłosił się do niego żołnierz, skarżący się na pewne dolegliwości. Na podstawie wywiadu lekarskiego "Sęp" zaaplikował mu aspirynę. Dopiero później okazało się, że pacjent miał... złamany obojczyk. 
Nic więc dziwnego, że w przypadku przeziębień ratowano się raczej na własną rękę.  Za lekarstwo musiał wystarczyć bimber z pieprzem lub topiona słonina z mlekiem. Ciężej chorych odsyłano do szpitali w Opocznie lub Tomaszowie Mazowieckim. Również wizyta u dentysty wiązała się z wyjazdem do Przysuchy lub samego Opoczna.

niedziela, 21 stycznia 2018

Sześć tygodni w Gałkach cz. 2

Grupa żołnierzy Oddziału Wydzielonego Wojska Polskiego.
Czwarty z prawej stoi rtm. Józef Walicki "Walbach".
Obóz warowny w Gałkach - tak rozdział swoich wspomnień zatytułował plut. Józef Alicki. I trudno się dziwić, skoro egzystencja w oddziale przypominała wówczas tryb życia w koszarach. 

Entuzjazm do nauki
Dzień rozpoczynał się o godzinie szóstej rano pieśnią „Kiedy ranne wstają zorze”.  Po śniadaniu żołnierze uczestniczyli w szkoleniach – z jazdy konnej, musztry lub strzelania. Sporadycznie brała w nich udział również Marianna Cel "Tereska". Niekiedy przyglądał im się major w towarzystwie dwóch oficerów.
Przed instruktorami stało niełatwe zadanie. Wśród przyjętych byli zarówno zawodowi wojskowi, jak i cywile. Wszystkich należało zgrać ze sobą, a umiejętności wyrównać. Ciągłe korekty w planie szkolenia wymuszał stały napływ nowych ludzi, którzy również musieli poznać niezbędne podstawy. Część zajęć, takich jak regulaminy i nauka o broni, odbywało się w izbach. Na podwórku lub klepisku ćwiczono musztrę i służbę wartowniczą, natomiast wyszkolenie strzeleckie i bojowe zawsze odbywało się w polu. Wykorzystywano wtedy samodzielnie wykonane pomoce, np. amunicję ćwiczebną. Pewnego razu, podczas zajęć z obsługi rkm-u, plut. Stanisław Mieczkowski oddał przypadkową serię, co wywołało zrozumiałe zamieszanie i alarm. Na szczęście, nikomu nic się nie stało, a kule utkwiły w ścianie chałupy.

wtorek, 16 stycznia 2018

Nieznane zdjęcie Hubala

(1) Podporucznik Henryk Dobrzański, prawdopodobnie lato 1919 r.

Tę wspaniałą fotografię otrzymałam w zeszłą środę od pana Leszka Kraskowskiego. Odnalazła się po latach, zupełnie przypadkiem, podczas porządkowania księgozbioru, należącego do jego ojca, Jerzego. Na odwrocie widnieje krótka dedykacja od córki Hubala, Krystyny Dobrzańskiej-Sobierajskiej.
O wyjątkowości tego zdjęcia przesądza czas jego wykonania. Musiało powstać niedługo po odzyskaniu niepodległości - w okresie, z którego fotografii Dobrzańskiego zachowało się dotąd naprawdę niewiele. 
Dokładna datacja zdjęcia może sprawiać pewne trudności. W grę wchodzi rok 1919 lub 1920. Wskazują na to naramienniki przyszłego Hubala, który nosi tu dystynkcje podporucznika. Mianowany na ten stopień został z dniem 01 III 1919 roku, dekretem z dn. 18 III 1919 (Dziennik Rozkazów Wojsk. nr 36/19). Kolejny awans otrzymał 31 VIII 1920 r. Są to więc daty graniczne powstania fotografii. Można tu jeszcze dodać, że wykonano ją wczesnym latem, w godzinach południowych, na co wskazuje stan roślinności i krótkie cienie. Niewykluczone, że młody oficer wybrał się z wizytą do jakiegoś majątku w pobliżu Bielska Cieszyńskiego, gdzie wówczas stacjonował jego pułk. Jest to jednak tylko przypuszczenie.
[Już po opublikowaniu tekstu dotarła do mnie informacja p. Andrzeja Karysia, że zdjęcie zostało wykonane w majątku Podzamcze Piekoszowskie k. Kielce, gdzie mieszkał z rodziną stryj Hubala.]
Pewną ciekawostką może być mundur, jaki nosi ppor. Dobrzański. Jest to amerykański uniform US M1912, o czym świadczą charakterystyczne kieszenie, niespotykane w innych krojach występujących w wojsku polskim. Wiele takich mundurów trafiło nad Wisłę w ramach pomocy dla tworzącej się dopiero armii, zresztą nie tylko z USA. W użyciu były także sorty francuskie, angielskie, rosyjskie, niemieckie, austriackie, a nawet australijskie. Kurtek mundurowych M1912 używano w jednostkach kawalerii do wojny polsko-bolszewickiej i krótko po niej.  

niedziela, 14 stycznia 2018

Sześć tygodni w Gałkach

Pomnik upamiętniający kwaterę
mjra Hubala w Gałkach. W rzeczywistości dom
Adama Sokołowskiego znajdował się naprzeciwko głazu.
Pobyt w Gałkach Krzczonowskich to w pewnym sensie najciekawszy rozdział w historii Oddziału Wydzielonego Wojska Polskiego. To tutaj jego życie nabrało ściśle wojskowego charakteru, tutaj też dołączyło najwięcej ochotników. Mając pod bronią blisko dwie i pół setki ludzi, Major przygotowywał się do działań na wiosnę. W jego planach leżała przede wszystkim dywersja na tyłach Wehrmachtu, zaangażowanego na froncie zachodnim. W ciągu sześciu tygodni Hubalczycy szkolili się, pełnili służby, jeździli na patrole, magazynowali broń i amunicję. Przyjrzyjmy się zatem, jak wyglądało wówczas ich życie codzienne.

Przybycie oddziału na nowe kwatery
Gościnne lasy brudzewickie Oddział opuścił z końcem stycznia, przedtem, niejako na pożegnanie, uczestnicząc w nabożeństwie w bazylice w Poświętnem (o mszy więcej pisałam tutaj). Zanim jednak Hubal zdecydował się przenieść do Gałek całym oddziałem, wysłał tam rozpoznanie. Czteroosobowy zwiad dotarł do wsi na saniach, podając się za handlarzy świń. Wstępowali do kilku chałup, za każdym razem zawzięcie się targując, jednak do ubicia interesu - ze zrozumiałych względów - nigdy nie dochodziło. Niektórzy mieszkańcy zdołali się zorientować, kim naprawdę są przybyli, bo u rzekomych handlarzy dało się dojrzeć wojskowe spodnie i pistolety. Inni jednak do końca im nie wierzyli i nawet gdy Hubalczycy pojawili się już we wsi, obawiali się, że jest to niemiecka prowokacja. Dopiero Major uspokoił niedowiarków: Nie bójcie się! My jesteśmy Polskie Wojsko z frontu wrześniowego. Będziemy tu do wiosny. Na wiosnę ma przyjść pomoc dla Polski!.